[ANIME BD] Space Adventure Cobra: TV Series

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy, takim trochę rzutem na taśmę, bo prawie nie zdążyłem. W ten weekend miałem chęć trochę podgonić pewne serie, co niejako odwlekło moje wypociny. Postaram się coś tu nadgonić na dniach, więc nie krzyczcie (śmiech). Udało mi się dzisiaj parę fotek porobić, ale planowałem ich pstryknąć znacznie więcej. Jakoś sobie poradzimy i liczymy, że jeszcze dobra pogoda nas nie opuszcza. Czas na stałe elementy wstępu. Pamiętacie, jak wspominałem o wyprzedażach Anime Ltd i stwierdzeniu, że raczej sobie odpuszczę? Zmieniłem zdanie z kilku powodów. Po pierwsze przypomniało mi się, że mam ten dodatkowy rabat na ich sklepie oraz fakt, że działa też na elementy nieobjęte promocją. Tym samym zrobiłem spore w sumie zamówienie, bo znaczna część z obniżonych u nich przedmiotów jeszcze nie zagościła w mojej kolekcji, a planowałem je sobie nabyć (do tego dodałem dwie nowości, bo z kuponem wypadały przyjemnie cenowo). Czas na nowinki. J.P.Fantastica zaczyna nam promować mangę One Piece, dodając specjalne karty do pierwszych trzech tomów tej serii, tym samym mnie kusi, bym jednak postanowił ją zbierać. Czy pozostanę niewzruszony? United Publications planuje zakończyć sprzedaż i dystrybucję animacji japońskiej wraz z końcem tego roku. Zasmuciła mnie ta wiadomość niezmiernie, ponieważ sporo tam kupowałem. Trzeba będzie zacząć nabywać gdzieś indziej lub więcej wysyłać do swojej skrytki. Na koniec zapowiedź od Ado jej najnowszego albumu o tytule „Utattemita” na koniec tego roku. To chyba wydawnictwo z coverami, a przynajmniej tak sugeruje opis. Czekam. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial Space Adventure Cobra wydany w USA przez Discotec. Tak, dzisiaj padło na ten tytuł, a nie dzieje się to przypadkowo. Parę dni temu, bo 8 września, zmarł twórca mangi, Buichi Terasawa, na której podstawie zrealizowano tę pozycję. Spoczywaj w pokoju, świat bez ciebie nie będzie już taki sam. Początkowo miałem opisać wam kinówkę, ponieważ byłaby to też okazja do opisu czegoś na nośniku UHD, ale zdecydowałem się najpierw naskrobać coś o serialu, byśmy mieli pewną chronologię. Cobra, serial to nietuzinkowy, który aktualnie niej est już tak popularny, jak to było przed laty. Mimo wielu kontynuacji i serii pobocznych, ta pierwsza produkcja zdecydowanie najmocniej zapisała się w historii animacji japońskiej. To jednocześnie dzieło będące tym, co pamiętam z dzieciństwa, czyli nostalgia dotycząca produkcji z lat osiemdziesiątych — akcja, spluwy, piękne kobiety, organizacje próbujące zdobyć kontrolę nad światem, wymyślne gadgety. W tych produkcjach były te wymienione elementy i to właśnie dostarcza nam też Cobra. Do tego jeszcze bardzo ładną kreskę czy świetną muzykę. Kapitalna produkcja, co tutaj dużo pisać. Może coś więcej o tej pozycji, zanim przejdziemy do fotek czy aspektów technicznych. Formuła serialu jest wyjątkowo prosta. Przystojny i wygadany pirat Cobra powraca do czynnego zawodu i od razu wplątuje się w mroczne knowania dawnych wrogów, na czele z wszechmocną i zepsutą do szpiku kości organizacją planującą podbicie wszechświata bez względu na koszty. Bohater co rusz wchodzi w drogę Gildii (bo tak nazywa się to złowrogie ugrupowanie), czy to z uwagi na niewyrównane porachunki, czy też zwyczajnie znajdując się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Za każdym razem w spektakularnym stylu przywraca ład i porządek, co przebiega według powtarzalnego i sprawdzonego planu, na który składają się po kolei: infiltracja szeregów wroga, zauroczenie pięknej kobiety, strzelaniny, pościgi, a na końcu wymyślny sabotaż, kończący się widowiskową eksplozją. Poszczególne zadania różnią się co prawda szczegółami, ale scenariusz każdego z nich jest, jak widać zbliżony. Aby nie było za nudno, miejsca przeprowadzania dywersyjnych akcji są odpowiednio urozmaicane, tak więc poza obowiązkowymi bazami geniuszy zła zwiedzimy wraz z głównym bohaterem podwodne głębiny, pustynne piramidy, przeznaczony tylko dla kobiet zimowy kurort, a nawet stadion bejsbolowy, i to z perspektywy zawodnika. To w dużej mierze za sprawą różnorodnych lokacji zainteresowanie serią nie maleje zbyt szybko mimo epizodycznego scenariusza. Pytanie, gdzie też los rzuci Cobrę następnym razem, i jakie to zadanie będzie musiał wykonać, całkiem skutecznie zachęca do sięgnięcia po kolejne odcinki. Dzięki pomysłowości autora mangi, na której oparto anime, nie tylko scenografia stanowi silną stronę Cobry. Wyraźnie rzuca się w oczy specyficzna stylistyka świata anime, przypominająca mieszankę Star Treka i komiksów z superbohaterami. Wszyscy chodzą w obcisłych lateksowych strojach, mieniących się kolorami tęczy i podkreślających nienaganną muskulaturę lub podstawowe atrybuty kobiecości. Członkowie Gildii równie dobrze mogliby stanowić plejadę postaci rodem z uniwersum Marvela – Crystal Boy o ciele ze złota i przezroczystego tworzywa czy fioletowy Salamander w samurajskiej zbroi to tylko niektóre z wielu ciekawszych przykładów. Jest w tym sporo zabawnej z obecnego punktu widzenia naiwności, która jednak w żaden sposób nie przeszkadza, a tylko dodaje tytułowi klimatu charakterystycznego dla starego science‑fiction. Takie smaczki jak choćby to, że bohater, którego statek rozwija prędkości kilkakrotnie większe od światła, do golenia wciąż używa starej maszynki na żyletki, sprawiają, że serial jest bardziej swojski niż poważniejsi przedstawiciele gatunku. Istnieją jednak granice, których nie należy beztrosko przekraczać, zaś twórcom Space Adventure Cobra czasami zdarza się zaszaleć aż do przesady. W efekcie otrzymujemy takie dziwy, jak zawracanie promienia lasera przy pomocy ciepła (!) albo upadek z blisko dwukilometrowej wysokości na taflę wody, po którym kosmicznemu piratowi nie pojawia się na skórze nawet zaczerwienienie. Gdyby jeszcze serial był karykaturalny w swej formule, można by to wybaczyć. Niestety nie jest i lojalnie uprzedzam, że nieraz przyjdzie zgrzytać zębami ze zgrozy, zaś statystyczny posiadacz umysłu ścisłego osiwieje najprawdopodobniej już po jednym odcinku. Zostawmy jednak w spokoju rozważania natury naukowej, które ostatecznie można jakoś przeboleć, i skupmy się na sprawach bardziej istotnych. Żaden tytuł o walce agentów i im podobnych z siłami zła nie obejdzie się bez charyzmatycznego bohatera. Cobra jest przedstawicielem starej gwardii kinematografii, na którą w anime składają się takie tuzy, jak Lupin III i Ryo Saeba. Twardzi mężczyźni, niepoprawni żartownisie i kobieciarze, a do tego przesympatyczni ludzie, których mimo wykonywanej profesji nie sposób nie polubić. Żaden nie zawaha się odebrać życia w imię sprawy, ale też nigdy nie posunąłby się do czynów bezwzględnych. Spośród tej trójki zaprezentowany tutaj blondyn w czerwonym lateksie jest najbardziej bezkompromisowy i zimnokrwisty, nie wahając się praktycznie wcale przed wysłaniem swych oponentów na łono Abrahama. Ma jednocześnie wyjątkowo wysublimowane poczucie humoru i nieograniczony zasób ciętych komentarzy, zwłaszcza chwalących kobiece wdzięki. Do tego pali ekskluzywne cygara, ceni dobre drinki i stosuje kilka gadgetów godnych agenta 007. W zasadzie aż dziw, że chcąc ukryć swą tożsamość, posługuje się imieniem Joe, a nie James… Iście bondowska jest także rola płci pięknej, na którą na każdym kroku natyka się dzielny pirat. Pokłady miłości do kobiet są u Cobry niezmierzone i nie jest on w stanie ograniczyć się w swych podbojach, zainteresowaniem obdarzając wszystkie kobiety w zasięgu wzroku. Piękne dziewoje pełnią klasyczną rolę dam w opresji tudzież przedstawicielek równie ryzykownych co Cobra zawodów, bez wyjątku traktując zaloty amanta przychylnie i z radosnym przyzwoleniem. Co ciekawe, obowiązuje przy tym niepisana zasada, że nawet światowej sławy naukowiec to najwyżej trzydziestoletnia kobieta ubierająca się, jakby wróciła prosto z kalifornijskiej plaży (także kiedy akcja dzieje się w bazie polarnej). Nawet partnerka Cobry, android Lady, ma namiętny głos i ciało, które choć stalowe, utrzymane jest w idealnych proporcjach. Delikatny męski szowinizm jest widoczny przez cały czas, ale nie w ilościach mogących razić. To raczej wynik stereotypowego podziału ról, który w kinie, zwłaszcza w tym okresie, był wyraźnie widoczny. Jak na lata, w których powstawał, serial odznacza się zadziwiająco dobrą jakością rysunku i animacji, która nawet dziś może się podobać i nie budzi negatywnych odczuć. Kadry są wyraźne, staranne i w miarę urozmaicone. Całość prezentuje się, jakby powstała przynajmniej dziesięć lat później niż w rzeczywistości. Dobre wrażenie potęgują żywe kolory. Jedynie na pokładach statków kosmicznych i tajnych baz, gdzie dominują różne odcienie szarości, jest dość nudno i monotonnie. Bardzo ciekawie zaprojektowano postacie, według niepopularnego już schematu nakazującego bohaterom pozytywnym być przystojnymi i pięknymi niczym modele, zaś czarnym charakterom nadającego różne odpychające cechy wyglądu. Od tej reguły istnieją drobne wyjątki (dobroduszni mięśniacy i zwodnicze piękności), ale zasadniczo na pierwszy rzut oka widać, kto jest po danej stronie barykady. Ścieżka dźwiękowa również utrzymana została w standardowym dla epoki stylu, co niestety oznacza, że poszczególne utwory, jakkolwiek udane, są też krótkie i powtarzają się do znudzenia, co najwyżej w różnych aranżacjach. Sytuację ratują jazzowe klimaty słyszalne zwłaszcza w świetnym endingu i openingu. Kto widział (i słyszał) kilka filmów szpiegowskich z lat 70. i 80., ten z miejsca poczuje się jak w domu. Zauważalne jest też, z jaką lubością scenarzyści uśmiercają bohaterów wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy, i to zazwyczaj tych, którzy teoretycznie mieli wszelkie podstawy do przeżycia. Trupy ogólnie padają gęsto, choć w sposób bezkrwawy. Utrudnia to ustalanie granicy wiekowej widzów produkcji, bo pomimo braku czerwonego płynu, sceny śmierci bywają dość brutalne [Azunime.pl]. Nic dodać, nic ująć. Wspomnieć można jeszcze, że ta pozycja doczekała się kapitalnego remasteru na niebieskim nośniku, który też nam potem sprezentował właśnie Discotec. Jest to wydawca z USA, więc niestety wiąże się to z regionem A nośnika. Pod względem tłumaczenia czy edycji napisów też jest świetnie, więc bardzo polecam to wydawnictwo. Czas na detale.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 [japoński], Dolby Digital 2.0 [japoński] i Dolby Digital 2.0 Mono [japoński]
Format obrazu: 1080p
Region: A
Napisy: angielski
Dyski: 3xBD
Lista odcinków z wydania:
0. Pilot
1. Resurrection! The Psycho-Gun
2. Monstrocity! Zigova
3. Archenemy! Crystal Bowie
4. Escape!! Sid Prison
5. Mystery! Who Is the Fearsome Sniper?
6. The Magician`s Identity!!
7. Jane`s Revenge!
8. Fierce Battle! Cobra versus Bowie
9. Behold!! The Snow Gorilla Pirates!
10. The Tattoo`s Secret
11. Zados, the Sand Planet
12. The Dreadful Ultimate Weapon
13. The Roulette of Death
14. The Great Magician, Galtan
15. My Dragon Crystal Friend!
16. To Hell! Rug Ball
17. The Good-For-Nothing Team
18. Death Game! At 00:78 O`Clock
19. Will It Happen?! A Grand Slam from Behind
20. Death Match! The Horror of the Sand Ocean
21. The Two Sword Kings
22. The Underground Visitor
23. The Tomb at the Bottom of the Ocean
24. Care to Buy a Robot?
25. Cobra Is Dead?!
26. Beyond the Fires of War
27. The Evil Overlord! Salamander
28. Cobra`s Angry Revenge
29. The Man from the Arctic: And Their Fiery Blood
30. How to Defeat Salamander
31. So Long! My Cobra

Mamy tutaj raczej standardowe wydanie od Discotec, co oznacza mniej więcej tyle, że ładnie wydane, ale niewiele ponad okładkę czy labele na płytach dostajemy. Do standardowego pudełka typu BD-case wrzucono płytki i dodano tekturową obwolutę. Co ciekawe okładka w środku i na obwolucie się różni, więc chociaż takie mamy „dodatki” fizyczne.

Okładka po zdjęciu obwoluty. Tylna część jest taka sama, więc nie dawałem fotki.

Podgląd na płyty. W formie dodatku mam odcinek pilotażowy. Ciekawi mnie, czy istnieje japońska wersja tego „odcinka”, ponieważ na płycie występuje tylko z angielskim dubbingiem (w dodatku w raczej średniawej jakości obrazu — zdecydowanie odbiegającej od tej znanej z serialu). Historia zaczyna się podobnie jak w pierwszym odcinku, w którym Johnson nie pamięta swojego poprzedniego życia, dopóki jego szef nie wzywa go do przeprowadzenia pewnego dochodzenia, w wyniku którego odkrywa swoją przeszłą tożsamość jako kosmicznego pirata Cobra. Kluczową różnicą w tej historii jest to, że Cobra jest przedstawiana jako bohater, a dokładniej jako przywódca rebeliantów, który ma pokonać Gildię. Doszło do tego, że Cobra najwyraźniej miał grupę zwolenników czekających na jego powrót, aby poprowadzić ich w bitwie. Co dziwne, ten pilot przypomina bardzo „Gwiezdne Wojny” pod względem struktury fabuły, co jest w pewnym stopniu zrozumiałe, ponieważ wszechświat w Space Cobra wydaje się być inspirowany serią Gwiezdnych Wojen. (Druga połowa pilota również zawiera małą scenę R2D2, chociaż jest ona od pasa w dół.). Większość animacji pochodzi z odcinków 1. i 13., ale niektóre animacje można znaleźć tylko w tym odcinku pilotażowym. Ostatnia scena ma najlepszy kawałek oryginalnej animacji, ponieważ przedstawia bardziej „czarujący” sposób Lady. Historia tego pilota mogła zostać zmieniona ze względu na angielski dubbing, a być może japońska wersja zachowała tę samą fabułę, ale bez całego przywódcy rebeliantów.

Grafika pod płytami.
Podsumowanie: Kosmiczny pirat Cobra wznawia działalność zawodową po latach ukrywania się przed bezwzględną organizacją. Wszechświat jest pełen niezbadanych planet, skarbów oraz pięknych kobiet, a bohater mogący uchodzić za potomka Bonda nie może dopuścić, by ktoś inny zdobył je pierwszy. Pozycja ta otrzymała bardzo dobre wydanie pod względem zawartość od Discotec. Brakuje oczywiście jakichś dodatków fizycznych, ale na chwilę obecną innego wydania z napisami w zrozumiałym języku nie ma. Anime Ltd z UK milczy, mimo że ich francuski odpowiednik kilka lat temu wydał tę pozycję. Jednak firma ta ma świetny kontakt z Discotec, co wielokrotnie udowadniała, więc może kiedyś się to zmienić i wersja z książeczką ujrzy światło dzienne? Zobaczymy. To tyle na dzisiaj, miłego.

Dodaj komentarz