Z lekkim opóźnieniem ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Planowo miał być w środku tygodnia, ale to były dosyć ciężkie dni, więc ostatecznie się nie udało. Jednak końcówka tygodnia już była naprawdę przyjemna, więc szybko zapominamy o tych złych chwilach. Jeśli się uda, postaram się wrzucić teraz trzy wpisy pod rząd, że tak ujmę. Trzymajcie kciuki. Miesiąc ma się ku końcowi, więc jutro najprawdopodobniej wrzucę wpis podsumowujący zakupy. Sporo takich fajniejszych rzeczy niestety się przesunęło na kolejny, więc wszystkie znaki na niebie sugerują, że będzie bardzo wręcz obfity (chyba że coś nie wypali, ale wątpi). Zacznijmy od tego, że paczka z promocji Anime Ltd jeszcze nie ruszyła, ale pewnie się to zmieni na dniach. Do tego mamy festiwal mangowy i inne rzeczy (a sugerują mi wysłanie z KS paczki w dodatku). Czas na nowinki. W piątek rozpoczęto proces wysyłki mojej paczki z UK z paroma rzeczami wprawdzie, ale takimi obszernymi. Trochę zagadkowo to brzmi, ale sami zobaczycie. Dodatkowo paczka z Japonii w drodze po perypetiach z Amazonem. Czas na zapowiedzi wydawnicze. J.P.Fantastica zapowiedziało Claymore od Norihiro Yagi, Cytując wydawcę: W świecie, w którym potwory zwane Yoma żerują na ludziach i ukrywają się wśród nich, jedyną nadzieją ludzkości jest nowy gatunek wojowniczek zwany Claymore. Pół ludzie, pół potwory, srebrnookie zabójczynie posiadają nadprzyrodzoną siłę, ale są skazane na walkę ze swoimi dzikimi impulsami lub całkowitą utratę człowieczeństwa. Wydanie 3in1 w twardych oprawach w lutym. Cena wysoka, ale doczekaliśmy się, biorę na pewno. Dodatkowo wydawca po 6 latach w końcu dostał akceptację na „Sailor Moon Eternal Edition”, więc pre-ordery na pierwszy tom zostaną zamknięte wraz z końcem października tego roku. Doczekaliśmy się. Studio JG zapowiedziało Pink Heart Jam od Shikke. Cytując wydawcę: Świeżo upieczony student Yuki Haiga wstępuje do klubu muzycznego, gdzie szczególną uwagę zwraca na starszego od siebie Ryo Kanae. Niedługo później na imprezie przegrywa zakład, wskutek czego trafia jako klient do agencji towarzyskiej dla mężczyzn. Ku swojemu zaskoczeniu odkrywa, że jego towarzyszem na tę noc ma być właśnie… Kanae! Po szczerej rozmowie i upojnie spędzonych chwilach Haiga czuje się jeszcze bardziej zafascynowany starszym kolegą. Coraz częściej zaczyna też odwiedzać jego miejsce pracy… Jeden tom, seria zamknięta, nie jestem zainteresowany. Waneko zapowiedziało Nagahama to Be, or Not to Be od Scarlet Beriko. Cytując wydawcę: Ta wyjątkowo ciepła historia o wieloletniej przyjaźni i kiełkującym uczuciu zostanie wydana pozaplanowo w ramach cyklu JW. Jest to manga o tyle wyjątkowa, że jej premiera planowana jest 1 lutego 2024 w jedenastu krajach jednocześnie~! Nie jestem zainteresowany. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Robot Carnival na płycie UHD, a wydanym przez Discotec. Tak, kontynuujemy cykl recenzencki filmów na nośniku UHD i po raz kolejny ląduje nam w tym miejscu pewna perełka pod wieloma względami. Zacznijmy może od sprostowania, ponieważ nazwanie tego cacka „filmem” jest nie do końca prawdziwe, ponieważ to antologia krótkich form poświęconych robotom, a wykonana przez kilku autorów. Niemniej ogląda się to jako całość, bo jest ładnie połączone, więc właśnie jako film często figuruje. Jest to kolejny przykład i może jeden z lepszych nawet, gdzie japońscy producenci pod koniec lat dziewięćdziesiątych próbowali pokazać, na co ich stać, a budżet, jaki otrzymywali, naprawdę wprowadzał w osłupienie. Miało tam być cudownie pod względem graficznym, muzycznym i w scenariuszu. Właśnie w takim czasie powstała ów antologia. Może trochę dokładniej się jej przyjrzymy. Robot Carnival jest zbiorem krótkometrażowych opowieści, bazujących, jak wskazuje tytuł, na szeroko rozumianej tematyce robotyki. Na 90 minut filmu składa się dziewięć miniatur reżyserowanych zarówno przez tytanów gatunku, takich jak Katsuhiro Otomo (Akira, Steamboy) czy Takashi Nakamura (Fantastic Children), jak i stosunkowo mało znanych twórców. Niespełna pięciominutowy Opening, zrealizowany przez Katsuhiro Otomo i Atsuko Fukushimę, wprowadza w klimat całej produkcji. Fabularnie związany jest z ostatnią częścią, Endingiem, będącą dziełem tego samego zespołu. Przedstawia on przybycie tytułowego „Karnawału robotów” do małej wioski w zniszczonym, pustynnym świecie. Miniatura ta to coś w stylu cyrkowej komedii. Wrażenie to dodatkowo potęguje jaskrawa kolorystyka scen, a zastosowanie patetycznej orkiestrowej muzyki podczas ukazywania tragicznych scen dopełnia wrażenia absurdu. Franken’s Gears, bo taki tytuł ma druga z opowieści, w reżyserii Koujiego Morimoto (znanego głównie z Animatriksa), to swoista adaptacja Frankensteina Mary Shelley. Widzimy tutaj dr. Frankena, biegającego od maszyny do maszyny w obłędnych próbach przebudzenia skonstruowanej przez siebie istoty. Warto wspomnieć, że na plecach nosi wielki globus, który można interpretować symbolicznie. Schizofreniczny i „duszny” nastrój tego obrazu osiągnięto za pomocą ciemnej, wręcz mrocznej kolorystyki oraz skupienia się głównie na ekspozycji poplątanych kabli i dziwnych maszyn. Jest to jedna z ciekawszych miniatur, ale niestety nawiązanie do wielokrotnie wykorzystywanego motywu wywołuje uczucie wtórności. Dalej dostajemy dwie historie o superbohaterze oraz o dziewczynie i jej wybawcy, robocie‑księciu, zatytułowane Deprive (reżyseria Hidetoshi Omori) oraz Star Light Angel (reż. Hiroyuki Kitazume). Dalej mamy Presence w reżyserii Yasuomiego Umetsu. Pierwszym, co się rzuca w oczy, jest piękna, bardzo realistyczna grafika, która nasunęła mi skojarzenia z produkcjami Studia Ghibli przez niesamowitą dbałość o szczegóły przedstawionego świata. Zachwyca również płynna (jak na ówczesne standardy) animacja – szczególnie postacie poruszają się bardzo naturalnie. Poza zaletami czysto technicznymi tę miniaturę wyróżnia na tle innych bardzo spokojne i jakby melancholijne prowadzenie fabuły. Opowiada ona o twórcy zabawek, mężczyźnie zdominowanym przez małżonkę, który buduje robotakobietę, ucieleśniającą jego ideał kobiecości. Małym mankamentem tej miniatury są dialogi (pojawiające się tu po raz pierwszy w filmie), które brzmią bardzo patetycznie i nienaturalnie. Do zestawu trafił również eksperymentalny projekt praktycznie nieznanego Mao Landa, pod tytułem Cloud. Ta minimalistyczna w formie opowieść o małym robocie, podobnym trochę do Astroboya Tezuki, zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Lando pokazując jedynie maszerującego robota oraz chmury układające się w różne obrazy, stworzył piękną metaforę. Czego? Myślę, że zależne jest to w dużym stopniu od odbiorcy, ale jest to absolutnie najlepszy film w prezentowanym zestawie. Po skłaniającym do refleksji Cloud dostajemy dziełko o absolutnie odwrotnej naturze. A Tale of Two Robots – Chapter 3: Foreign Invasion – pod tym długim tytułem skrywa się zrobiona z polotem komedia, opowiadająca o inwazji szalonego amerykańskiego naukowca na Japonię. Dostajemy tu między innymi genialny pojedynek dwóch drewnianych mechów – pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów parodii z wielkimi robotami w rolach głównych. Jest to drugi epizod, w którym pojawiają się dialogi. Przedostatnia historia przynosi kolejny zwrot stylistyki i podjętej konwencji. Dostajemy mianowicie psychodeliczny horror Takashiego Nakamury, Chicken Man and Red Neck in Tokyo. Pretekstowa fabuła polega na ucieczce pijaka (ostatniego ocalałego człowieka) przed tajemniczym robotem mającym moc ożywiania materii. Ciekawe jest też podejście do tematyki inwazji maszyn, które atakują nie tyle bezpośrednio ludzkość, ile raczej naszą rzeczywistość. Konsekwentne balansowanie na granicy prawdziwe‑urojone stawia jednak pytanie, czy jest to faktycznie rzeczywistość, czy jednak tylko deliryczny sen alkoholika? Obok Presence i Cloud jest to zdecydowanie najlepsza odsłona „Karnawału robotów”. Jako swoistą klamrę dla tego zbioru dostajemy Ending, będący kontynuacją Openingu, zamykający zarówno pierwszą miniaturę, jak i cały film. Za muzykę odpowiedzialny jest Joe Hisaishi, znany z filmów Studia Ghibli. Przy braku dialogów w większości miniatur to właśnie muzyka przejmuje zadanie „ilustrowania” dźwiękiem wydarzeń na ekranie. Każda część wykorzystuje inny gatunek muzyczny, od rocka po ambient, a nawet elektroniczne dźwięki [tanuki.pl]. Tak to mniej więcej wygląda. Spora część historii wybija się graficznie z powodów, o których wspominałem. Na nośniku UHD jeszcze na tym zyskują, ponieważ obraz jest tutaj, podobnie jak w przypadku filmu Cobra, obłędnie dobry. Jakość żyleta z pięknymi barwami — to się tak wspaniale ogląda, że doznania podczas seansu są naprawdę niesamowita. Wizualna uczta pełną gębą. Dodatkowo sam „składak” jest bardzo dobry, ponieważ powstał w czasach, gdy budżety takie produkcje miały naprawdę spore i fakt jego określonego planu — czyli tematyki robotów, co nadaje im naprawdę fajny charakter i styl. Dopełnia tutaj całość opening i ending, które pięknie całość zamykają. Naprawdę fajna pozycja, która jest zapomniana moim zdaniem, a w naszym kraju chyba nigdy nawet nie była zbytnio popularna, a szkoda, bo naprawdę zasługuje na to, by ją obejrzeć. Discotec wydał te pozycje najpierw na nośniku Blu-ray, a potem na prezentowanym tutaj UHD i nie ma różnicy w tych wydaniach tylko pod względem jakości, ale również dodatków na płycie. Na nośniku UHD mamy dokument „The Memory of Robot Carnival”. Ze względu na różnice część fanów kupuje dwie wersje. Pod względem tłumaczenia jest jak najbardziej w porządku. Dialogi są świetnie przetłumaczone i trudno się do czegoś przyczepić. Z drugiej strony aż tak trudno o to nie było, bo kompilacja ta aż tak wiele ich nie ma. Czas na opis warstwy fizycznej.
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 2.0 [japoński i angielski]
Rozdzielczość: 2160p, 4K
Format obrazu: 16:9 (1.85:1)
Region: free
Napisy: angielskie
Dyski: 1xUHD
Lista:
1. Opening
2. Franken`s Gears
3. Deprive
4. Presence
5. Starlight Angel
6. Cloud
7. A Tale of Two Robots: Chapter 3 – Foreign Invasion
8. Nightmare
9. Ending
Dodatek: The Memory of Robot Carnival: A Look Back at the History of the Classic Anthology
Mamy tutaj raczej standardowe wydanie od Discotec, co oznacza mniej więcej tyle, że ładnie wydane, ale niewiele ponad okładkę czy label na płycie dostajemy. Do standardowego pudełka typu BD-case wrzucono płytki i dodano tekturową obwolutę.