[ANIME UHD] Space Adventure Cobra: The Movie

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Ponownie bez jakiś większych opóźnień. Zaczynam wyrabiać jakieś nowe normy. Na niedzielę szykuje się całkiem przyjemna pogoda, więc planuję porobić trochę fotek — by mieć jakąś ich bazę na ciemniejsze dni, że tak ujmę. Czas na stałe elementy. Anime Ltd mi napisało, że jeden przedmiot z mojego zamówienia musi zostać ściągnięty z magazynu, co opóźnia wysyłkę. Coś mi się zdaje, że to dopiero pod koniec października zobaczycie moją paczkę z wyprzedaży, bo już się na ten miesiąc nie załapie. Czas na zapowiedzi. Funimation USA uruchomiło pre-ordery na: Utawarerumono Mask of Truth (BD), A Couple of Cuckoos Season 1 Part 2 (BD), I’m the Villainess So I’m Taming the Final Boss (BD), One Piece Collection 33 (BD/DVD), My Hero Academia Season 6 Part 1 (BD/DVD) i EUREKA: EUREKA SEVEN HI-EVOLUTION MOVIE 3 (BD). Dodatkowo Aniplex zapowiedział: Rascal Does Not Dream Series Season 1 (BD). To kompilacja serialu i filmu (po raz pierwszy całość z dubbingiem) w pięknym digipacku. Dosyć niespodziewany ruch. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Space Adventure Cobra: The Movie na płycie UHD, a wydanym przez Discotec. Tak, zapowiadałem tę recenzję przy okazji serialu, więc czas ją w końcu opublikować. Może przesadzam z tym stwierdzeniem, bo tym razem wszystko poszło zgodnie z planem, ale już mniejsza o ten fakt. Nie można kwestionować statusu Cobry jako klasyka, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że raz zdobytą koronę bardzo trudno jest ponownie odebrać. Nie można tak łatwo cofnąć takiego statusu. Jednak to, co stanowi klasykę, często jest tak naprawdę definiowane przez epokę, a konkretnie przez znaczenie i wpływ produktu w momencie premiery. I na szczęście Cobra jest w dużej mierze produktem swoich czasów. Pochodząca z 1982 roku, Space Adventure Cobra, oparta na mandze z 1978 roku, wykonała dobrą robotę, utrzymując się na rynku wśród współczesnej publiczności, a jednocześnie nadal można ją natychmiast zidentyfikować z okresem, w którym się urodziła. Jest to nie tylko rodzaj szalonej, fantastycznej kosmicznej opery w obcisłym stroju, typowej dla anime tamtych czasów, ale także tak odlotowej i hipnotyzującej, jak sugerowałyby stereotypy z lat osiemdziesiątych. Space Adventure Cobra opowiada historię swojego tytułowego bohatera, rzekomo martwego poszukiwacza przygód, za którego głowę wyznaczono rekordową nagrodę. Kierowany swoją hormonalną naturą, szybko nawiązuje romans z niebieskowłosą łowczynią nagród. Nic dziwnego, że następną rzeczą, o której się dowie, jest to, że ma na barkach los całego świata (wszechświata?). Temat „miłości jako niezrównanej mocy” pojawia się na tyle często, że powinno wywołać mdłości, ale filmowi jakoś to uchodzi na sucho, w dużej mierze dzięki surrealistycznej logice narracji i odlotowym efektom wizualnym, które płyną wraz z fabułą. Pomaga także to, że wszystko – tematy i dosłownie całość – łączy się z urazą z przeszłości Cobry, która jest odpowiedzialna za nagrodę tak dużą, że nie jest ona podawana w tej recenzji tylko dlatego, że liczba zer wyglądałaby głupio. Okazuje się, że wyznaczono tę nagrodę, ponieważ pozostaje on jedyną osobą, która uciekła ze szponów Kosmicznej Gildii. To nadaje serialowi wygodną strukturę – nie wspominając o dziwnie potężnym złoczyńcy, który potrafi używać własnych żeber jako broni. Romans (lub romanse, które akurat są tym czy innym romansem, zależnie od przypadku) sam w sobie nie wytrzymuje tak dobrze jak elementy przygód, które przynajmniej mają tę luksusową zaletę, że nie są ograniczone potrzebą za wiarygodność. Oceniane na podstawie podstawowych zasług, relacji między postaciami i rozwoju w Space Adventure Cobra są nieco słabe w kolanach i, szczerze mówiąc, obnażone przed brutalnym uderzaniem kijem baseballowym w kolana. To, że Cobra sam w sobie nie jest pozbawiony atmosfery playboya, nieco osłabia to wąskie gardło, w którym „prawdziwa miłość” jest niedogotowana i przekazywana jak pałka, ale, ogólnie rzecz biorąc, jest oczywiste, że charakterystyka i rozwój nie są mocną stroną tej cechy. Ostatecznie to mieszanka obozowej nostalgii i psychodelicznej grafiki pozwala Cobrze zachować swój urok. Często odtwarzane jako następstwo wczesnych teledysków MTV, częste estetyczne odloty nadają solidną odporność serii scen akcji i infiltracji, które w przeciwnym razie mogłyby słabo się zestarzeć w obliczu bardziej nowoczesnych technik animacji, nie mówiąc już o czymś więcej, nauczył się choreografii walki. Cobra będzie brał udział w typowych strzelaninach — strzelaninach, które graniczyłyby z nudną stroną normalności, gdyby nie nasza bezpieczna wiedza, że zostaną one nasycone dziwacznym pokazem świateł, a następnie nastąpi chwilowa konfrontacja z wrogiem, który może na przykład wyciągnąć złote żebra z jego przezroczystego ciała i użyć ich jako bumerangu. Jeśli zapewnianie poczucia odlotu od przygód jest cechą charakterystyczną anime z początku lat osiemdziesiątych i jeśli wszystko inne może być postrzegane jako zwykła podstawa tego doświadczenia (a bardzo łatwo jest przyjąć taki pogląd), to Cobra pozostaje czymś w rodzaju triumfu. To anime reprezentuje wiele cech swojej epoki, dobrych i złych (jaskrawoczerwone rajstopy, ktoś to lubi, serio?), ale pozostaje strawną wizualną przyjemnością dla współczesnych widzów. Wykazuje także na tyle silne poczucie własnego charakteru i tożsamości, aby móc działać samodzielnie. Może nie dorównać mu statusem arcydzieła, ale jest to klasyk i na to zasługuje. Warto, choć na jedno posiedzenie (jeśli serial to za długo), choćby po to, by lepiej zrozumieć podstawy tego medium. Trochę może enigmatyczna ta recenzja, ale do tej produkcji pasuje. Jeszcze wrzućmy parę konkretów. Film ogólnie pojawił się przed serialem, jeśli dobrze pamiętam, więc stanowi jego alternatywną wersję. Fabuła nie pokrywa się idealnie z historią znaną z serialu, ale wychwycą te zmiany głównie ci, którzy dopiero zakończyli jego oglądanie lub zrobili to dawno temu. Oś jest identyczna, ale rozwiązania są inne. Należy pamiętać, że całość była rysowana od zera, więc to nie jest jakaś rozbudowana kompilacja scen. To jest zdecydowanie plus. Minusem pozostaje głos głównego bohatera w postaci Cobry, który jest gorszy w serialu. Wręcz mi tam nie pasuje. Jeśli oglądacie film przed serialem, może wam się to nie rzucić aż tak w ucho, ale jednak. Jeśli zaś chodzi o samą jakość wydania UHD, to jest wręcz zwalająca z nóg. Wszystko wygląda kapitalnie — obraz żyleta, te kolory, to wręcz wyborna jakość. Dodatkowo naprawdę spora różnica w porównaniu do wydania Blu-ray. Tak, dla takiej jakości kupiłem swój odtwarzacz i takie rzeczy warto mieć. Naprawdę polecam, bo jest na co popatrzeć. Oczywiście tutaj jest też zapewne zasługa samego filmu, który jest tak przygotowany, że można było się pokazać od świetnej strony, ale zdecydowanie Discotec wykonał kawał świetnej roboty. To na razie najlepiej przygotowany film anime na UHD, jaki widziałem. Pod względem tłumaczenia mamy tutaj lekko poprawioną wersję znaną z Blu-ray, czy jest bardzo okej. Nośnik nie ma blokady regionalnej, ponieważ na płytach UHD nie występują. Czas na opis fizycznych aspektów tego wydawnictwa.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 [japoński] i LPCM 2.0 [angielski]
Rozdzielczość: 2160p, 4K
Format obrazu: 16:9 (1.85:1)
Region: free
Napisy: angielskie
Dyski: 1xUHD

Mamy tutaj raczej standardowe wydanie od Discotec, co oznacza mniej więcej tyle, że ładnie wydane, ale niewiele ponad okładkę czy label na płycie dostajemy. Do standardowego pudełka typu BD-case wrzucono płytki i dodano tekturową obwolutę. Co ciekawe okładka w środku i na obwolucie się różni, więc chociaż takie mamy „dodatki” fizyczne.

Okładka po zdjęciu obwoluty. Tylna część jest taka sama, więc nie dawałem fotki.

Podgląd na płytę. W formie dodatków na płycie mamy film z porównaniem jakości między UHD a Blu-ray. Zero ściemy, bo obie wersje pochodzą z ich wydań.
Podsumowanie: Cobra, osławiony kosmiczny pirat, zostaje zwerbowany przez łowczynię nagród — Jane, by uratować jej siostrę przed dziwną istotą znaną jako „Kryształowy Chłopiec”, ale potem zostaje wciągnięty w skomplikowaną walkę o los tajemniczej, wędrującej planety. Brzmi nieco znajomo, bo oglądaliście serial? Nie inaczej, ale wizualna perełka, pewne zmiany w fabule są, to oczywiście konkretne plusy, a jakościowa perełka na UHD zachęca do seansu w stopniu znacznym. Pozostaje problem nieco prostej formy tej rozrywki, ale kto by się tym przejmował — takie uroki produkcji z tych lat, które mają niesamowity klimat. Ciągle dostępny na wyciągnięcie ręki, moim zdaniem warto dać szansę. Chociaż po to, by poznać kapitaną jakość na UHD.

Dodaj komentarz