Archiwa tagu: UHD(ENG)(UK)

[ANIME UHD] Evangelion: 3.0+1.11 Thrice Upon A Time – Deluxe Edition

Ruszamy z kolejnym wpisem, moi drodzy. Miał się pojawić jeszcze wczoraj, ale nie dałem rady. Po pracy było wyjście integracyjne, a potem byłem, że tak to ujmę, „zmęczony”. W każdym razie dzisiaj lecimy już z nowymi wypocinami. Zacznijmy standardowo, czyli od nowinek wszelakich. Po pierwsze moje zamówienie przedpremierowe z UK już w kraju, więc jest duża szansa, że pojawi się przed zakończeniem kwietnia. Na coś jeszcze czekałem, ale przesunięto mi datę premiery o trzy miesiące. Rynek muzyczny bywa naprawdę złośliwy, jeśli chodzi o takie tematy. Czas na zapowiedzi. Amazon brytyjski wyjawił nowe wydawnictwo Anime Ltd – „Makoto Shinkai Anthology — Limited Edition (BD)” ze wszystkimi przez nich filmami tego autora (czyli bez Suzume). Ci, którzy ich nie mają, mogą piać z zachwytu. Czas na nasz ryneczek. J.P.Fantastica wyda: „Chobits” od CLAMP. Cytując wydawcę: Uczący się do egzaminów Hideki Motosuwa znajduje na pobliskim śmietniku komputer. Niestety, komputer potrafi powiedzieć jedynie „chii” – okazuje się, że nie ma w nim oprogramowania. Reedycja komedii romantycznej, w której komputery mają ludzką postać! Twarde oprawy, wydanie 2in1, obwoluty i piękne grafiki. Cudownie. Dalej mamy „Chobits: Your Eyes Only — artbook” też od Clamp. Książka artystyczna zawierająca kolorowe ilustracje z serii Chobits, czyli powrót tego cacka po latach. Bardzo mnie to cieszy, bo chiałem go mieć, a zdobycie tej starej wersji graniczy z cudem lub jest kosztowne — ta cena jest świetna. Dalej mamy „Ningen Shikkaku (Zatracenie)” od duetu Osamu Dazai i Junji Ito. Cytując wydawcę: Adaptacja powieści pod tym samym tytułem. Przedstawia tragiczne życie Yozo, wrażliwego człowieka, który nie potrafi odnaleźć się w otaczającym świecie. W tej wersji Yozo podczas leczenia psychiatrycznego spotyka Osamu Dazaia, który opowiada mu o swoim samobójstwie. Seria w trzech tomach w formacie A5. Na koniec mamy „Klan Poe — Ao no Pandora” z tomem 7 od „Moto Hagio”. Cytując wydawcę: Kolejna historia Edgara i Allana osadzona w Monachium 2016 roku. Poznajcie wielką tajemnicę klanu, ukrywaną od stuleci! Reasumując, jest na co czekać. Wszystko mnie z tych zapowiedzi interesuje. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film „Evangelion: 3.0+1.11 Thrice Upon A Time” w wersji deluxe od Anime Ltd na płycie UHD. Tak, moi drodzy, w końcu wracamy do uniwersum Evangeliona i ostatniej jego odsłony. To też kolejna recenzja animacji z nosnika UHD, który w tym przypadku jest warty zakupu. Zanim jednak sobie to opiszemy i porównamy, porozmawiamy o filmie. Nawiasem mówiąc, Anime Ltd ma prawa do pierwszej i ostatniej odsłony cyklu „rebuild” co jest nieco zabawne. Gdzieś czytałem, że mogliby teoretycznie wydać trzecią odsłonę na nośniku UHD, bo istnieje coś takiego i jest to odrębna licencja. Czy się tego doczekamy? Kto tam wie, ale pewnie nieprędko. Napisałem też, że to ostatnia odsłona cyklu Evangelion, bo sam jej autor napisał, że się w końcu uwolnił. Wydaje się, że tak pozostanie — ale trzeba nadmienić, że pieniądz rządzi światem, więc ktoś będzie może chciał znowu sobie zarobić za lat kilka na popularnej marce i sięgnie po jakieś ekranizacji light novel lub zrobienie rebuild filmów w wersji serialowej lub kto wie czego jeszcze. Na obecną chwilę najwięcej sensu by miał serial na UHD lub wszystkie rebuildy na UHD (istnieją w Japonii tylko ostatnie dwa). To jednak jakaś tam przyszłość. Skupmy się na teraźniejszości o dzisiejszym gościu honorowym — a konkretniej fabule. Ostatni na ten moment, a według reżysera ostatni w ogóle, Evangelion zaczyna się mniej więcej tam, gdzie zakończono poprzedni (poprzedzając to kilkominutowym streszczeniem poprzednich trzech filmów). Dzięki poświęceniu Kaworu i szybkiej reakcji Mari, Czwarte Uderzenie ostatecznie nie ma tak opłakanych skutków, jakie mogłoby mieć. Ludzkość jest mniej więcej w tym samym beznadziejnym położeniu, w jakim znajduje się od czasu “Prawie Trzeciego Uderzenia” pokazanego w finale drugiego filmu. Pierwszy długi akt (rozpoczęty niespecjalnie jasnym i istotnym dla reszty filmu prologiem) ogranicza się właściwie w całości do tak zwanej Trzeciej Wioski, do której trafiają Shinji, Rei i Asuka. Tam każde z nich stara się znaleźć dla siebie miejsce, co sama lokacja ułatwia, ponieważ dzięki specjalnym zabiegom technologicznym dookoła niej rozpościera się chroniony przed skażeniem teren, na którym możliwe jest uprawianie roli i w miarę spokojne życie. Każde z trójki pilotów ma tutaj swój character arc, w którym z mniejszym lub większym sukcesem przepracowują traumę związaną z ostatnimi wydarzeniami. Rei, która, jak wiemy z poprzednich filmów, jest jedną z licznej linii klonów, które zostały wyhodowane celem pilotowania Evy i pomocy Shinji-emu, szuka swojej tożsamości, z początku bardzo starając się maksymalnie upodobnić do swojej poprzedniczki, by z czasem odkrywać, że nie jest to jedyna droga. I ta droga wydaje się o tyle interesująca, że nie okazuje się w żadnym razie oczywista. Dzięki Asuce wiemy na przykład, że uczucie, jakim “Panna Sobowtór” darzy Trzecie Dziecko, to celowy efekt i cecha, która została jej niejako zaszczepiona. Widz, podobnie jak sama “Rei”, nie ma za bardzo zasobów, by w jakiś sposób skonfrontować się z tym zarzutem. Niezależnie od źródła tych uczuć sprawiają jej one radość, więc z miejsca stają się prawdziwe i wartościowe. To bardzo odświeżające, chociaż oczywiście niezupełnie unikalne, spojrzenie na kwestię “ducha w maszynie”, czy jak w tym przypadku – ducha w klonie. Zamiast rozważać kwestie duchowe, debatować, trzymamy się blisko ziemi i zamiast kontestować rzeczywistość, po prostu ją przyjmujemy. Takie podejście jest zresztą widoczne również w zakończeniu, o czym dalej. Wątki Shinji-ego i Asuki to dla odmiany bardzo ciekawa gra z ich serialowymi “liniami czasowymi”. Charakterystyczny dla Ikari-ego paraliżujący strach przed działaniem zostaje spotęgowany, a jego codzienność ogranicza się do bierności absolutnej. Shinji siedzi lub leży, odmawiając przy tym jakiejkolwiek aktywności czy kontaktu z innymi. Asuka przynajmniej z początku, pomimo że aktywnie kontaktuje się z mieszkańcami Trzeciej Wioski, również odmawia brania udziału w typowych pracach, twierdząc cały czas, że jej zadanie jest inne i ma chronić, zabezpieczony przecież technologicznie, ludzki przyczółek. To może niespecjalnie pogłębiona, ale z pewnością udana próba przedstawienia tej postaci z innej strony i przekucia jej poczucia wyższości w całkiem zaskakującą rolę, jaką przyjęła w nowym otoczeniu. Tym, co najlepiej wyszło Hideaki-emu Anno, okazuje się jednak to wszystko, co dzieje się już po powrocie Asuki i Shinji-ego na Wundera i po tym, jak Gendo Ikari przystępuje do dokończenia Projektu Dopełnienia Ludzkości. Ten trwający prawie godzinę ostatni akt w absolutnie satysfakcjonujący sposób łączy wszystko, co dobre w zakończeniu serialowym i tym z End of Evangelion. Epickie, ilustrowane kwasowymi kolorami, mieszającymi różne style i techniki animacji kosmologiczne rozstrzygnięcia w zupełnie naturalny sposób łączą się z introspektywnymi próbami autoterapii kilku najważniejszych dla serii postaci. Niezwykłą drogę przebywa tutaj Gendo, który do tej pory w obu wersjach historii był prowadzony raczej leniwie. Brakowało tej postaci głębi i scenariuszowego podkreślenia samolubności pobudek, które pchały go do Projektu Dopełnienia Ludzkości. Dodatkowo kontrastuje to z samym potencjalnym następstwem projektu, czyli zjednoczeniem i połączeniem całego życia na ziemi. Tutaj wspomniane niedopatrzenie zostaje dostrzeżone i poprawione. Wreszcie mamy okazję mocniej zagłębić się nie tyle w myśli, ile w uczucia Gendo. Zrozumieć, co kryło się za okularami, od których tak złowrogo odbijało się światło. On sam również mierzy się z uczuciami i podczas prawdopodobnie pierwszej szczerej rozmowy z synem w życiu, akceptuje rzeczywistość i godzi się ze stratą ukochanej. Scena, w której szef NERV wysiada z dobrze znanego z serii wagonu i pozwala mu odjechać, pięknie ilustruje ten proces i pozwala zamknąć wreszcie klamrą ważny, a urwany w serialowej wersji historii wątek. Wspomniany moment, podobnie jak mnóstwo innych, dostarcza satysfakcji, o którą często trudno, gdy czekamy na coś długie lata. Jednak tym, co najbardziej zapamiętam z ostatniego Evangeliona, jest sposób, w jaki Shinji zdecydował się “ustawić świat”, korzystając z możliwości, jaką dostał. Wymazanie z historii Evangelionów odczytałem jako mocny wyraz buntu przeciwko gloryfikacji cierpienia i traumy, która przesiąka większość światowej kultury. Evangeliony stały się w moich oczach symbolem trudu i cierpienia, które miały się nieodzownie łączyć ze stawaniem się lepszym i braniem odpowiedzialności za własne życie. Shinji, który z tym wszystkim się mierzył, odrzucił wspomniany koncept i ułożył świat, w którym zło i negatywne emocje nie są elementami dominującymi, na których ma się koncentrować uwaga. Stają się za to po prostu jednymi z wielu odcieni życia. Nie bez znaczenia jest również to, iż dzięki “zresetowaniu świata” piloci i pilotki nieistniejących już Evangelionów po raz pierwszy mogli fizycznie dorosnąć. Ma to oczywiście dobre uzasadnienie, gdy weźmiemy pod uwagę nie tylko walczącego z depresją Anno, ale również negatywny, toksyczny, zawierający groźby śmierci feedback, jaki wywołało oryginalne serialowe zakończenie. Reakcja ta nie tylko była wyrazem zawodu wywołanego brakiem ostatniego epickiego starcia, ale również pozytywnym, pełnym samoakceptacji wydźwiękiem introspektywnego zakończenia. Widownia chciała krwi, smutku i depresji, a Anno chciał domknąć swoje dzieło, tak jak domyka się dobry proces terapeutyczny. I nawet jeśli założymy, że ostatni odcinek czy odcinki miały pierwotnie wyglądać inaczej, a zostały uproszczone przez cięcia budżetowe, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że ich wydźwięk miał być dokładnie taki, jaki ostatecznie się w serialu znalazł. Wściekłość i żal spowodowane reakcją części publiczności reżyser i scenarzysta przelał na End of Evangelion. Teraz, 24 lata po tym filmie, dostaliśmy moim zdaniem najpełniejsze zakończenie, które formę i estetykę czerpie z EoE, pozytywny wydźwięk i introspektywność z serialu, a dodatkowo wzbogaca to wszystko warstwą meta-komentarza, który znajduje również fantastyczne uzasadnienie w samym scenariuszu i idealnie dopełnia przemiany, jakie dokonały się w Shinjim na przestrzeni lat – i tych w scenariuszu, i tych w rzeczywistości. O Thrice Upon a Time można mówić jeszcze bardzo wiele. O fantastycznych sekwencjach akcji, o kontrowersyjnych wstawkach 3D i jeszcze bardziej kontrowersyjnej ich jakości (wielka twarz Rei to jakiś mało zabawny żart). O mnóstwie szczegółów, o pewnych scenariuszowych dziurach, które pojawiają się wszędzie tam, gdzie nie chodzi o psychikę postaci i relacje między nimi. I jestem pewien, że rozmawiać będzie się o tym wszystkim jeszcze długo. Evangelion zniknął w powszechnej świadomości i cały czas wywołuje dyskusje, debaty i kontrowersje. Podczas gdy wiele, nawet powszechnie uznanych, dzieł kultury pojawia się w codziennym dyskursie raczej jedynie jako mem, tak Evangelion jest żywym przykładem dzieła eklektycznego, od początku do końca komercyjnego, a jednocześnie szczerze autorskiego, w którym akcja w świecie przedstawionym cały czas zdaje się mieć meta znaczenia. Odwiecznym tematem do dyskusji stała się, chociażby, chrześcijańska symbolika, która, chociaż przez samych twórców uważana jest raczej za setting i estetykę niż zabawę z kulturową świadomością widza, od lat bywa interpretowana na różne sposoby [filmawka.pl]. Reasumując, wielkie kino, które mnie mocno urzekło i sprawiło, że jeszcze bardziej polubiłem ten cykl „rebuild”. Nawet jeśli wolę serial i to zdecydowanie, cieszę się, że Hideaki pokusił się o stworzenie tego dzieła — wnoszącego coś nowego do uniwersum, nawet jeśli miało kilka kontrowersyjnych, spłaszczających znaną nam wizje zmian. W finale jest ukrytych kilkanaście symbolicznych momentów — wyjście z pociągu wspomniane wyżej czy zdjęcie obroży z Shinjego przez Marii na końcu. Obroża symbolizuje niewolę, z której bohater i sam autor się uwolnił. Wyjawienie wprost swoich uczuć między bohaterami po latach też jest satysfakcjonujące. Najłatwiej mi się tutaj przyczepić do tego CGI, które chwilami wygląda wręcz słabo. Wielkie kino, które po zakończeniu sprawia, że ronimy łzę i chcemy je zobaczyć ponownie. Tak też zrobiłem, by porównać wersję UHD z Blu-ray. Pierwsza sprawa, film wygląda lepiej niż w streamingu na obu formatach. Co ciekawe jest dłuższy o jakieś 10-15 sekund. Wersja 4K zwala z nóg piękną jakością, nasyceniem barw, ostrością krawędzi i dynamiką. Już do wydania na nośnikach przy użyciu programów i re-próbkowania poprawiano ten efekt, ale najlepiej jest widoczny właśnie na UHD. W scenie z „okrętami” lewitującymi wokół okrętu WILLE. Kolejna scena to „tłuczenie” przez Asukę Shinjego. Jest tego więcej, ale tutaj najlepiej to widać. Reasumując, warto zainwestować w wersję UHD, jeśli ma się możliwość jej odtworzenia, bo stanowi kapitalne wykorzystanie tego nośnika i najlepszą wersję tego filmu pod względem jakościowym ogólnie. Sama jakość wizualna na nośniku Blu-ray też jest wysokich lotów i trudno coś zarzucić wydawcy, ale płyta UHD wygrywa na tym polu i widać to bez porównywania. Pod względem tłumaczenia mamy tu w sumie najwyższy poziom — nawet fani potwierdzają, że są lepsze napisy od tych znany z platformy Amazon. Czas na detale dotyczące fizycznych aspektów i fotki.

Specyfika wydania:
Języki: japoński i angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński i angielski)(UHD); DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński i angielski)(BD, film główny), Dolby Digital 5.1 (japoński) i Dolby Digital 2.0 (japoński) (BD, dodatki)
Rozdzielczość: 2160p HDR (UHD); 1080p HD (BD)
Format obrazu: 16:9
Region: free (UHD); B (BD)
Napisy: angielskie i angielskie dla niesłyszących (UHD), angielskie, angielskie dla niesłyszących (BD)
Dyski: 1xUHD i 2xBD

Mamy tutaj bardzo ładne wydanie od Anime Ltd. Podobnie jak w przypadku serialu, powstało na mocy połączenia z GKids — robili je wspólnie. Amerykański wydawca głównie odpowiadał za kwestie licencyjne i kodowanie z tego co pamiętam. W przeciwieństwie do wydanego i recenzowanego przeze mnie serialu tutaj wydanie USA i UK różni się z korzyścią dla wydania brytyjskiego. Dlaczego? W wersji USA mamy digipack z płytami, a tutaj steelbook, który jest śliczny. Tak, mamy twardy box, do którego go włożono, do tego książeczkę, karty z grafikami i plakat. Wszystko w klimacie filmu.

Wspomniany steelbook.

Tylna jego część. W sumie mam uwagę drobną. Film wydano w wersji deluxe, którą tutaj obserwujecie i „steelbook”. Jednak tylko w tej pierwszej występuje płyta UHD — żeby była jasność.

Podgląd na płyty. Mamy tutaj trzy dyski. Film na UHD i Blu-ray i płytę z dodatkami. Konferencja pracowa z komentarzami reżysera. Dokument o różnych etapach powstawania produkcji i wyzwaniach im towarzyszącym. Zwiastuny. „EVANGELION:3.0(-46H” – film krótkometrażowy skupia się na historii Kitakami, pilota Evy, jak Asuka ją uratowała, jej życiu po trzeciej fali i dlaczego chciała zabić Shinjiego. Część tego materiału została włączona do filmu fabularnego, ale większość nie. Zdecydowanie najlepszy dodatek. „EVANGELION:3,0(-120min)” – animowana manga opowiada o nieokreślonej, przynajmniej w filmie, relacji pomiędzy Mari i Asuką, gdy Mari próbuje ją przekonać, aby poszła z nią na misję. Potem pierwsze minuty z trzeciego filmu. Całkiem fajnie wypada i dzięki temu rozwiązaniu mogliśmy to poznać — oryginalnie rozdawano tę mangę przy premierze filmu, jeśli dobrze pamiętam.

Czas na pierwszy prawdziwy dodatek, czyli książeczkę na dwadzieścia osiem stron z grafikami, opisami, szkicami postaci czy mechów i dokładnym opisem dodatków na płycie. Szatką graficzną przypomina to, co widzieliśmy przy okazji wydania serialu — reasumując naprawdę przyjemna lektura i uzupełnienie pakietu.

Podgląd do środka.

Jeszcze jedna fotka.

Ta już ostatnia.

Kolejny dodatek to pięć grafik. Znane są z plakatów i promocyjnych reklam. W USA początkowo były w kiepskiej jakości, ale wysyłano fanom poprawione wersje. Ciekawa wpadka, nawiasem mówiąc.

Czas na ostatni dodatek, czyli plakat znany z grafik promocyjnych czy steelbooku. Bardzo fajna grafika.
Podsumowanie: Czwarty i ostatni film tetralogii. Misato i WILLIE – grupa sprzeciwiająca się działaniom NERV-u – docierają do obecnie czerwonego Paryża. Załoga statku Wunder ląduje na wieży bezpieczeństwa i ma zaledwie 720 sekund na uratowanie miasta. Gdy pojawia się rój Evangelionów NERV-u, Mari musi stawić im czoła w Ulepszonej Jednostce 08. Tymczasem Shinji, Asuka i Rei (imię robocze) wędrują po Japonii. Kończąc, chcę po prostu zakomunikować, jak szczęśliwy i usatysfakcjonowany jestem po seansie Thrice Upon a Time. To w pewnym sensie spełnienie filmowych marzeń o tytule, który kończy cykl. Tytule od początku do końca przemyślanym, niebojącym się iść konsekwentnie wytyczaną w poprzednich odsłonach drogą. Tytule, który jest w całości realizacją wizji reżysera. Evangelion to ogromne kulturowe zjawisko. Co więcej, Rebuild of Evangelion 3.0+1.0 zacementuje nieśmiertelność historii Shinji-ego, Asuki i Rei. To kapitalne dzieło otrzymało wyborne wydanie, które chciałbym mieć od każdej odsłony cyklu. Kapitalne zwieńczenie cyklu, które zdecydowanie warto mieć dla płyty UHD. Polecam ogromnie. To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME UHD] Future Boy Conan: Part 2 – Collector’s Edition

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Miał się pojawić jeszcze wczoraj, ale nie dałem rady. Pogoda nas ostatnio zdecydowanie nie rozpieszcza. Mamy przymrozki, opady i wszystko nas skłania do siedzenia na kanapie i czytania, słuchania lub oglądania, co też robię. Trzymam tylko kciuki na majówkę, bo mam tam zaplanowany wyjazd kilkudniowy. Nie, żeby coś spektakularnego, ale jednak. Czas na nowinki. Aniplex USA wyda „Gurren Lagann The Movie — Childhood’s End/The Lights in the Sky Are Stars (HD/BD), czyli odpowiednik mojego wydawnictwa z Japonii. Dodatkowo dodają płyty Blu-ray i usztywnianą okładkę. Dla pasjonatów mamy też angielski dubbing. Reasumując, nie jest mi to potrzebne, bo też swoje kosztuje. Anime Ltd uruchomiło pre-order od „The God of High School – Blu-ray Collector’s Edition (BD). W Japonii z okazji 5. rocznicy debiutanckiego albumu ReoNa ukarzą się cztery EP-ki/single na płytach winylowych jej najpopularniejszych piosenek, które zostały przygotowane do anime. Są to: Nainai [Limited Release], ANIMA [Limited Release], Forget-me-not [Limited Release] i Sweet Hurt [Limited Release]. Bardzo limitowane. Dalej mamy „Dragon Ball Super Vol. 1 (Original Soundtrack)” od duetu Norihito Sumitomo & Chiho Kiyooka na kolorowych płytach winylowych. Na koniec największa gwiazda tych zapowiedzi, która mnie zwaliła z nóg (i cały czas nie dowierzam). Niemiecka firma Black Screen Records uruchomi dzisiaj pre-ordery na wszystkie trzy albumy YOASOBI (Book 1-3) na kolorowych winylach. Będzie to ich wydawnictwo, a trzeba przy tym pamiętać, że świetnie sobie poradzili przy Radwimps: ‎Forever Daze (tak, to też było od nich). Podobno będzie limitowane, ale ma wystarczyć dla wszystkich. Jednak planuje raczej w miarę sprawny zakup, by potem nie żałować. Reasumując, jest, na co czekać. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial „Future Boy Conan”, a konkretniej część druga, w edycji Collector’s Edition od Anime Ltd na płytach UHD. Tak, moi drodzy, jak się powiedziało „A”, to trzeba i „B”. Serial dzisiaj omawiany został podzielony na dwie części, jak tom a w zwyczaju robić Anime Ltd przy dłuższych pozycjach (chociaż i ten schemat zna przypadki złamania tej reguły — w jedną czy drugą stronę. Mam na myśli, że krótsza seria została podzielona na pół lub dłuższa w jednym pakiecie). Zazwyczaj przy takich okazjach pierwsza część zawiera pudełko na całość, a w drugim znajdujemy książeczki i nie inaczej jest tym razem. O tym sobie zaraz opowiemy, a na razie skupmy się na tej produkcji. Trochę będę pewnie się tutaj powtarzał, ale postaram się skupić nieco na innych aspektach i ciekawostkach. Serial, którego emisja miała miejsce w 1978 r., opierał się na założeniu, że ludzie zniszczą się nawzajem za 40 lat (2008 r.) za pomocą broni magnetycznej, która rzekomo była ZNACZNIE potężniejsza niż urządzenia nuklearne (fabula, która wywołuje u mnie chichot, ponieważ broń magnetyczna tak naprawdę nie może być używane jako „bomby”, tak jak to przedstawiają). Ziemia w zasadzie znika w jednej chwili, pozostawiając ją w ciągłym ruchu, gdy główne kontynenty rozpadają się i opadają na dno oceanu. Część ludzkości żyje na wyspach, pływających statkach i innych urządzeniach, podczas gdy bogaci mają swój własny sposób życia. Akcja serialu rozgrywa się 20 lat później na wyspie w wodnym świecie, gdzie dwoje ludzi (Conan i jego dziadek) wierzy, że są ostatnimi ludźmi na Ziemi. Dzieje się tak do czasu, gdy dziewczyna o imieniu Lana zostaje wyrzucona na plażę i dowiaduje się, że istnieje o wiele więcej niż tylko niekończący się ocean. Jednak Lana jest ścigana przez siły krainy zwanej „Industria”, które nie cofną się przed niczym, aby odkryć tajemnice energii słonecznej od jej dziadka, niejakiego doktora Lao. Tak zaczyna się przygoda, w której Conan próbuje chronić Lanę przed siłami Industrii, a także uratować swojego dziadka z ich szponów, gdy ten zostaje porwany. Dodajcie do tego trochę telepatii związanej z mutacją ludzi, dobrych, staroświeckich piratów i ogólne poczucie fantazji, czyli 100% Hayao Miyazaki. Chociaż serial ma technicznie 26 odcinków, to naprawdę przypomina film, a odcinki są po prostu przerwami dla widzów. Zawierająca wiele seriali i pozbawiona epizodycznego wypełniacza większości seriali anime, 780-minutowa „seria filmów” (jak ją z grubsza nazwałem) jest NAPRAWDĘ schludna i szczupła, tworząc jedną wciągającą historię. Mimo że jest to nadal anime z 1978 roku, zanim anime naprawdę wkroczyło w złote wieki lat 80. i 90., nadal jest to ogromne przedsięwzięcie jak na tamte czasy. Serial pokazuje, dlaczego Miyazaki stał się jednym z najbardziej innowacyjnych reżyserów narracyjnych w historii anime i jak utalentowany jest w opowiadaniu swoich historii, nawet przez prawie 13 godzin. Ma wszystkie cechy klasycznej przygody, tyle że bez dopracowania i niesamowicie wielowarstwowej scenerii, którą stworzyliby poprzednicy tego gatunku (a wcześniej mieliśmy niekończące się seriale, takie jak One Piece, InuYasha i Pokemon). Gkids po raz pierwszy wydało ten serial z angielskimi napisami w USA i na płytach Blu-ray. W dodatkach wrzucono tam zwiastun… Renowacji do UHD. Czyżby była to zapowiedź wydania Anime Ltd? Wszak obaj ci wydawcy dosyć często ściśle ze sobą współpracują (patrz NGE). Serial ten otrzymał naprawdę ładny remastering do UHD (a już przy nośniku Blu-ray jest mocno zadowalający). Muszę wyraźnie podkreślić, że jest to stary „film” animowany z lat 70., który powstał przy SUPER niskim budżecie, więc ostrzegam, że grafika liniowa i krawędzie mogą nie być idealne. Tu i ówdzie widać kilka plamek i drobnych problemów z drukiem, ale nowy Blu-ray/UHD wygląda zaskakująco dobrze. Kolory są ciepłe, z delikatnymi pastelami i jasnymi odcieniami podstawowymi zmieszanymi ze sobą. Czarne są w większości dobre, choć czasami wyglądają trochę kremowo. Krótko mówiąc, jest to OGROMNA poprawa w stosunku do starego mistrza sprzed kilkudziesięciu lat i bez wahania zadowoli większość fanów. Future Boy Conan to jeden z najczęściej kopiowanych i szanowanych seriali anime wszech czasów, a twórcy seriali takich jak Giant Gorg, Gurren Lagann i Xabungle twierdzą, że miał bezpośredni wpływ na w ich stworzenie. Miyazaki to prawdziwa legenda w świecie anime i niezwykle ekscytujące jest to, że jego długo odwlekany serial telewizyjny w końcu zyskał szacunek i traktowanie, jakiego potrzebuje, dzięki nowej renowacji i fantastycznemu wydaniu.
Wydanie kolekcjonerskie, część 2, gry Future Boy Conan zawiera odcinki 14–26 na dwóch płytach 4K Ultra HD i 2 płytach Blu-ray. Opcje audio dla obu formatów obejmują język japoński z angielskimi napisami oraz nowy angielski dub z Ocean Studios na zlecenie GKIDS. Dla obu formatów dostępne są także angielskie napisy SDH. Podobnie jak część 1, dyski 4K UHD są kodowane i tworzone przez ludzi z MediaOCD. Chociaż seria została poddana cyfrowej renowacji w rozdzielczości 4K, jest również prezentowana w formacie Standard Dynamic Range (SDR). Jeśli chodzi o odtwarzanie, białe napisy (oraz niebieskie napisy do tekstów wyświetlanych na ekranie) można odblokować podczas odtwarzania, a płyta jest w całości regionalna. Warto zauważyć, że dyski 4K są również używane we Francji (ponieważ Anime Limited ma również prawa francuskie), dlatego uwzględniono także francuski dub i francuskie napisy. Płyty Blu-ray zostały również zakodowane i opracowane przez firmę MediaOCD, co jest interesujące, biorąc pod uwagę, że płyty były już dostępne w Ameryce Północnej za pośrednictwem firmy GKIDS, która jakiś czas temu wydała serię na Blu-ray. Jeśli chodzi o odtwarzanie, napisy można odblokować podczas odtwarzania, a płyta jest zablokowana dla odtwarzaczy Regionu B. Czas na detale i fotki.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski i francuski
DTS-HD Master Audio 2.0 (japoński, francuski i angielski)(UHD);DTS-HD Master Audio 2.0 (japoński, i angielski)(BD)
Rozdzielczość: Native 4K (2160p)(UHD), 1080p (BD)
Format obrazu: 4:3 (1.33:1)
Region: free (UHD) i B (BD)
Napisy: angielskie oraz angielskie dla niesłyszących i francuskie (tylko UHD)
Dyski: 2xUHD i 2xBD
Lista odcinków z wydania:
14. A Day on the Island
15. Barren Land
16. The Hut for Two
17. Battle
18. Gun Boat
19. Giant Tsunami
20. Going to Industria Again
21. Residents Under the Ground
22. Rescue
23. The Solar Tower
24. Giganto
25. The End of Industria
26. Denouement

Mamy tutaj w sumie klasyczne wydanie Anime Ltd, które składa się z dwóch części. Znamy je na przykład z serii Gundam, które dotyczyły prawie każdej serii. W każdym razie wraz z częścią drugą opasłą książeczkę i BD-case z drugą połową odcinków. Bardzo polecam się zaznajomić z załączoną publikacją, bo opis jest niezwykle interesujący i wnikliwie wchodzi w tę produkcję.

Podgląd na płyty. Mamy tutaj zarówno płyty Blu-ray jak i UHD.

Czas na główny dodatek, czyli 92-stronicową książkę w formie eseju napisaną przez dr. Jonathana Clementsa i Andrew Osmonda. Opisuje szczegółowo serial od początku do końca, a także historię jego produkcji. Ten układ jest podobny do zestawu Momotaro firmy Anime Limited dla tych, którzy lubią tego typu format. W środku mamy bardzo szczegółowy opis wszystkich odcinków serialu wraz z jakimiś ciekawostkami z produkcji. Reasumując, ciekawy materiał dla fanów napisany przez osoby, które się znają na rzeczy.

Tylna jego część.

Podgląd do środka.

Jeszcze jedna fotka.
Podsumowanie: Po III Wojnie Światowej większość kontynentów pogrążyła się w odmętach. Pozostała jedynie garstka ludzi i kilka wysepek. Jednym z tych szczęśliwców, którzy przeżyli, jest 11-letni chłopiec, imieniem Conan. Conan mieszkał wraz z dziadkiem na jednej z wysp, wiodąc spokojne życie. Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia chłopak odnalazł na plaży dziewczynkę, która uciekła ludziom z „Industrii”… Fani Hayao Miyazakiego i Studia Ghibli mogą sięgnąć po tę pozycję dla poszerzenia swojej erudycji, tropiąc motywy, pojawiające się w późniejszych filmach mistrza. Seria ukazał się na płytach UHD w UK, które są przykładem kapitalnego remasteringu nieingerującego w oryginał. Obraz jest niezwykle wyrazisty, kolory budzą podziw, ale nie zniszczono zanadto ziarna obrazu. Kapitalna seria i wydanie, które gorąco polecam. To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME UHD] Future Boy Conan: Part 1 – Collector’s Edition

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Miałem się pojawić w weekend, ale w sobotę chciałem sobie trochę posprzątać, pooglądać i wypocząć. W niedzielę mieliśmy wysokie ciśnienie i byłem bez życia (tylko fotki sobie porobiłem, bo rano nie było źle), a dzisiaj byłem w kinie na filmie „Lupin Trzeci: Zamek Cagliostro” w Cinema City. Tak, widziałem ten film kilka razy i mogę go w każdej chwili odtworzyć z nośnika, ale poszedłem, bo w kinie zawsze seans jest niezapomniany. W dodatku tanio zdobyłem bilet. Nabyłem już sobie też na „Spy × Family Code: White”, bo na pewno warto. Przed seansem widziałem reklamę filmów Ghibli. Ciekawe, czy będą też w moim mieście, bo jeśli się uda, pewnie się wybiorę. W piąteczek na koniec dnia dotarła do mnie zagubiona paczka z UK. Wszystko w idealnym stanie, więc chociaż taki plusik. Oglądałem też coś z paczki z Japonii i wgniotło mnie w fotel. Szczegóły na koniec miesiąca. Teraz już czekam na tylko mangi i niespodziewanie pewną serię od Sentai, którą kupiłem za grosze na Allegro. Też jestem w szoku. Czas na nowinki. Wydawnictwo Dango wyda „Idol Escape” od Kira Ito. Cytując wydawcę: To nie „zakochanie”, ale na swój sposób ją „kocham”. Ainosuke wiedzie samotne, nudne życie w wielkim mieście. Nieakceptowany przez ojca za swoje nietypowe zainteresowania, postanowił odciąć się od rodziny i żyć na własną ręką, nieważne jak nędznie. Jednak boleśnie przekonuje się, że nawet wtedy nie może w pełni być sobą. Jego jedyną pociechą są „idolki”, młode dziewczyny robiące karierę w show-biznesie, a wśród nich jego ulubiona piosenkarka, Karen Asahina. Pewnego wieczoru, podczas powrotu z pracy, Karen niespodziewanie na niego wpada. Ainosuke jeszcze nie wie, że to spotkanie nie zakończy się tak cukierkowo, jak sobie wymarzył, a uruchomi lawinę zdarzeń, która zmusi ich do wspólnej ucieczki. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial „Future Boy Conan”, a konkretniej część pierwsza, w edycji Collector’s Edition od Anime Ltd na płytach UHD. Tak, moi drodzy, powracamy do recenzji animacji w wysokiej jakości. Mały chłopiec i wielka przygoda. Jedna z najstarszych produkcji mistrza Miyazakiego na salonach. Tak, właśnie ten wszech obecnie znany autor skusił mnie do szybszej publikacji tej recenzji, bo w tym roku mamy okazje oglądać jego dzieła na wielkim ekranie (w kinach). Druga sprawa to fakt, że ją niedawno ukończyłem z tego nośnika UHD, ponieważ nabyłem podczas wyprzedaży świątecznych. Seria to niezwykle dynamiczna, wciągająca i nowatorska, jak na swoje czasy, a którą też ciągle ogląda się niezwykle dobrze (a jest z 1978 roku, czyli parę latek na karku ma). „Dobra, ale o czym to jest, bo Miyazakiego znam co prawda, ale z filmów”, ktoś tam powie i trzeba by takiemu coś odpowiedzieć. W roku 2008 w ogólnoświatowej wojnie użyty został nowy rodzaj broni magnetycznej. Spowodowało to naruszenie równowagi tektonicznej kontynentów, które – wśród erupcji wulkanicznych – zatonęły w morzach. Tylko garstka ludzi przeżyła ten straszny kataklizm… Dwadzieścia lat później na niewielkiej wyspie w bezmiarze oceanu mieszka stary człowiek, ostatni z załogi promu kosmicznego, który rozbił się na tym skrawku lądu. Wychowuje syna swoich nieżyjących już przyjaciół jak własne dziecko, przekonany, że są ostatnimi ludźmi na świecie. Conan tymczasem jest zwykłym chłopcem, któremu bezustanna aktywność dała niezwykłą sprawność fizyczną. Spędza dnie, biegając po wyspie, polując na ryby i w ogóle robiąc wszystko, o czym marzyliby dziś jego rówieśnicy. Pewnego dnia jednak spokojne życie kończy się. Conan znajduje na brzegu wyrzucone przez fale dziwo – żywego człowieka! A dokładniej, jak dowiaduje się od dziadka, dziewczynkę, będącą mniej więcej w jego wieku. To tylko początek nowych wiadomości: ludzkość przetrwała i najwyraźniej niewiele się nauczyła. Lana pochodzi z wyspy High Harbor i uciekła z okrętu, wiozącego ją do Industrii – której władze zamierzają odnaleźć jej dziadka, słynnego naukowca, ostatniego znającego tajniki wykorzystania energii słonecznej. Conan obiecuje jej pomoc, ale nie udaje mu się zapobiec uprowadzeniu dziewczynki przez wysłanników Industrii. Nasz bohater wyrusza w drogę, przysięgając, że odnajdzie Lanę i odwiezie ją bezpiecznie do High Harbor. Czy umie jednak przewidzieć wszystkie niebezpieczeństwa, które czyhają na niego na wielkim świecie? Czy seria z 1978 r. może zainteresować kogokolwiek, oprócz starszych i sentymentalnych fanów? W tym przypadku tak. Na pewno długie życie zawdzięcza ona przede wszystkim temu, że jednym z jej twórców był Hayao Miyazaki – w czasach przed powstaniem Studia Ghibli. Widzowie znający jego późniejsze dzieła bez trudu zauważą „rękę mistrza”. Mamy tu większość typowych dla jego filmów motywów – od silnego przesłania antywojennego zaczynając, na nieśmiałych jeszcze nawiązaniach do ekologii kończąc. Pod względem fabularnym seria jest nierówna. Wprawdzie ma ciągłą linię fabularną (większość znanych mi tytułów z lat 70. ma konstrukcję ściśle epizodyczną), ale zabrakło jej odpowiedniego rytmu – akcja skacze, zwalniając i przyspieszając niekoniecznie we właściwych miejscach. Widać to, szczególnie jeśli porówna się epizody przed i po przybyciu do High Harbor – oś fabularna zaciera się, na czym poważnie cierpi dramatyzm finału. Moje wątpliwości wzbudziła także brutalność niektórych scen – wprawdzie daleko jej do tego, czym obecnie raczą nas japońskie animacje, ale jak na grupę docelową, czyli dzieci, było jej trochę za dużo, tak fizycznej, jak i psychicznej, w postaci szantażu i zastraszania. Sam świat jest umiarkowanie pomysłowy, ale niczym szczególnie nie razi – może trochę nie pasuje utopia, panująca w High Harbor, ale to także zostaje całkiem sprawnie wyjaśnione. Warto wspomnieć, że nie działają tu żadne siły nadprzyrodzone, a zaawansowana technika pojawia się bardzo rzadko, co jest zrozumiałe w świecie postapokaliptycznym. Postaci są sympatyczne, choć w większości bardzo schematyczne – nie jest to jednak produkcja stawiająca na wiarygodność psychologiczną bohaterów. Mimo wszystko wypadają całkiem przekonująco, a postaci komediowe, takie jak kapitan „Barakudy” Dyce, czy przyjaciel Conana Jimsy, są naprawdę zabawne. Starszych widzów mogą razić mało przekonujące „nawrócenia” części postaci, które nagle postanawiają czynić dobro, przypominam jednak, że jest to anime skierowane do młodszej widowni [tanuki.pl]. Tak to mniej więcej wygląda. Jak wspominałem wcześniej, seria jest dosyć dynamiczna, ale właśnie nie przez cały czas — dodatkowo ta dynamika i złożoność akcji jest nieco złudna — gdyby opisać cały serial, nie byłoby tego jakoś wiele. Niemniej, seria broni się klimatem, postaciami, grafiką i jakimiś pierwszymi wersjami pewnych bohaterów, których zobaczymy ponownie nieco tylko zmienionych w późniejszych dziełach. Wszak główny zły, który pełni władzę w Industrii, wygląda i zachowuje się bliźniaczo podobnie do hrabi z filmu „Lupin Trzeci: Zamek Cagliostro”, który dzisiaj oglądałem. Wydany na Blu-ray przez Anime Limited, Future Boy Conan jest prezentowany w rozdzielczości 2160p w natywnym 4K UHD. Wydanie otrzymało nową, oszałamiającą renowację 4K. Serial wygląda oszałamiająco w formacie 4K UHD. Wspaniałe wydawnictwo, które po raz pierwszy na całym świecie prezentuje serię w rozdzielczości 4K UHD. Seria została odtworzona w rozdzielczości 4K na płytach Blu-ray poza Wielką Brytanią, ale jest to jedyny zestaw, który obecnie udostępnia dyski UHD z tymi wzorcami. Jakość transferu jest doskonała, a nadruk wygląda wyjątkowo. Poziom szczegółowości wydania jest niezmiennie imponujący i jest wiele rzeczy wartych docenienia w związku z transferem. Kolory wyglądają solidnie dzięki formatowi 4K UHD. Tak, moi drodzy, moim zdaniem warto się tym cackiem zainteresować, ale chciałbym jednocześnie nadmienić, że już sam remaster na Blu-ray jest mocno wspaniały. Niemniej, jeśli ktoś planuje lub ma odtwarzacz UHD i lubi te produkcje, polecam się zainteresować. Zaintrygowała mnie też ścieżka dźwiękowa tego wydawnictwa, ponieważ jest bezstratna i potrafi lekko zaszumieć lub być słyszalny jakiś trzask. Trochę to przypomina obcowanie z płytą winylową. Niemniej tutaj też wysoki poziom. Pod względem tłumaczenia czy wydania też kapitalna sprawa i moja wysoka notka. Czas na detale dotyczące wydania, ponieważ to opis części pierwszej, jeszcze sobie dopowiem brakujące sprawy następnym razem.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski i francuski
DTS-HD Master Audio 2.0 (japoński, francuski i angielski)(UHD);DTS-HD Master Audio 2.0 (japoński, i angielski)(BD)
Rozdzielczość: Native 4K (2160p)(UHD), 1080p (BD)
Format obrazu: 4:3 (1.33:1)
Region: free (UHD) i B (BD)
Napisy: angielskie oraz angielskie dla niesłyszących i francuskie (tylko UHD)
Dyski: 2xUHD i 2xBD
Lista odcinków z wydania:
1. Remnant Island
2. The Journey
3. The First Companion
4. The Barracuda
5. Industria
6. Dyce`s Rebellion
7. Chase
8. Escape
9. The Salvage Ship
10. Dr. Lao
11. Escaping
12. Core Block
13. High Harbor

Mamy tutaj w sumie klasyczne wydanie Anime Ltd, które składa się z dwóch części. Znamy je na przykład z serii Gundam, które dotyczyły prawie każdej serii. W każdym razie wraz z częścią pierwsza otrzymujemy pudełko na serię i BD-case z połową odcinków. Samo pudełko jest bardzo urokliwe i przyciąga oko do zakupu, a potem obcowania z produktem.

Okładka od BD-casu z płytami.

Tylna jego część, czyli opisy i garść zrzutów ekranu.

Podgląd na płyty. Mamy tutaj zarówno płyty Blu-ray jak i UHD.
Podsumowanie: Po III Wojnie Światowej większość kontynentów pogrążyła się w odmętach. Pozostała jedynie garstka ludzi i kilka wysepek. Jednym z tych szczęśliwców, którzy przeżyli, jest 11-letni chłopiec, imieniem Conan. Conan mieszkał wraz z dziadkiem na jednej z wysp, wiodąc spokojne życie. Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia chłopak odnalazł na plaży dziewczynkę, która uciekła ludziom z „Industrii”… Fani Hayao Miyazakiego i Studia Ghibli mogą sięgnąć po tę pozycję dla poszerzenia swojej erudycji, tropiąc motywy, pojawiające się w późniejszych filmach mistrza. Seria ukazał się na płytach UHD w UK, które są przykładem kapitalnego remasteringu nieingerującego w oryginał. Obraz jest niezwykle wyrazisty, kolory budzą podziw, ale nie zniszczono zanadto ziarna obrazu. Kapitalna seria i wydanie, które gorąco polecam. To tyle na dzisiaj, miłego.

[UNBOXING] Paczki, które przybyły w styczniu

Czas na zapowiadany, wyczekiwany i zarazem debiutujący w tym nowym roku wpis dotyczący moich skarbów nabytych w ostatnim czasie. Jak wspomniałem ostatnio, jedna paczka nie wskoczyła do tego zestawienia, bo słońce nie dopisało. Była ostatniego dnia miesiąca, ale no powinna się tutaj pojawić. Temat do ogarnięcia i poprawienia wpisu, gdy pogoda pozwoli. W tym miesiącu napłynęło mi trochę zaległych przedmiotów, więc jestem właściwie na czysto. Prawie, bo coś się spóźniłem z opłaceniem premier Studia JG i wszystkie mi wyślą w drugim terminie. Kolejny miesiąc zapowiada się trochę mangowo i muzycznie, że tak ujmę, bo animacja może w ogóle się nie pojawić. Już tak bywało i może się powtórzyć. Mam jakiś pre-order złożony, ale musieliby go wcześniej wysłać. Oczywiście, zawsze może się coś trafić, ale się tak nie spodziewam. Większa szansa jest na coś, co zdradzam w pewnym miejscu tego wpisu. Kusi mnie, mam okazję, ale no miałem się powstrzymać w sumie… Oczywiście jeszcze się kłębią gdzieś tam KS, które nie wiadomo, kiedy przybędą. Dobra, koniec tej przyszłości, skupmy się na tym, co tu jest, bo jest tego w sumie sporo.

Zaczynamy tradycyjnie, czyli od animacji japońskiej. Na początek serwuję coś konkretnego i będącego zarazem moim pożegnaniem ze sklepem United Publications, który zakończył swoją działalność wraz z końcem roku. Nie będę tego ukrywał, będzie mi go mocno brakowało, bo miał wspaniałe ceny, tanią wysyłkę, możliwość „ściągania” na indywidualne zamówienie perełek z USA i tym podobne sprawy. Gdyby nawet dalej działał na terenie UK i bazował na produktach z tego regionu świata, i tak byłbym częstym jego bywalcem. Trudno, trzeba iść dalej. W każdym razie na koniec nabyłem parę perełek, które jeszcze się u nich ostały, chciałem je mieć i była to ostatnia okazja ich zakupu. Na pierwszy ogień idzie w takim razie „Dragon Ball Super – Steelbook Collection”, czyli kompletna kontynuacja serii z mojego dzieciństwa w metalowych pudełkach i takim tez opakowaniu na całość. Po pokonaniu Majin Buu na Ziemię powraca pokój. Jednak w odległej galaktyce pojawia się nowe zagrożenie – przebudzony bóg zniszczenia, Beerus. Miałem już ten serial w swojej kolekcji, ale nie mogłem przejść obojętnie obok tego pakietu. Jest prześliczny, unikatowy, podobno minimalnie lepszy jakościowo od starego wydania i graficznie idealnie mi pasuje z kolekcją „Dragon Ball Z: 30th Anniversary – Collector’s Edition”.

Czas na kolejną fotkę, czyli reszta z zamówienia z United Publications. Na początek „Fruits Basket – Collector’s Edition” od Funimation. Tak, dobrze widzicie, to kolekcjonerskie wydanie pierwszej adaptacji tego tytułu jeszcze z 2001 roku. Szesnastoletnia, zawsze uśmiechnięta Thoru Honda traci matkę w wypadku samochodowym (ojciec jej zginął kiedy była jeszcze dzieckiem), zmuszona jest do wyprowadzenia się do domu dziadka, który postanawia wyremontować dom. Thoru nie chcąc sprawić nikomu kłopotu, mówi dziadkowi, że zamieszka u przyjaciółki, pozostaje jednak w namiocie, w lesie. Pewnego dnia trafia przypadkowo do domu Shigury Sohma. Okazuje się, że jest on krewnym Księcia Yukiego (chłopca, który jest obiektem pożądania w szkole). Okoliczności sprawiają, że dziewczyna zamieszkuje wraz z Shigurą i Yukim. Niedługo poznaje również trzeciego lokatora — Kyo Sohme. Przygoda rozpoczyna się kiedy Thoru przypadkowo wpada na jednego z chłopców, a on zamienia się w zwierzę. Dziewczyna dowiaduje się, że nad rodziną Sohma ciąży klątwa — jeśli zbliżają się do płci przeciwnej lub ulegają silnym stresom, zamieniają się w 12 zwierząt z chińskiego zodiaku. W kolejnych odcinkach Thoru poznaje kolejnych członków rodziny. Chciałem mieć też pierwowzór, bo darze go swoistym sentymentem i był tak śmiesznie tani, że się skusiłem. Dalej mamy „Samurai 7 – Collector’s Edition”. Zakończyła się międzyplanetarna wojna z udziałem zmechanizowanych samurajów. Życie mieszkańców otoczonej górami osady Canna zaczyna dochodzić do normy po wojnie. Jednak spokój nie jest im dany, gdyż wisi nad nimi groźba Nobuseri, którzy przybywają do osady każdego roku. Pozbawieni celu napadają na wioskę, by zabrać ryż i kobiety. Osadnicy nie mają potrzebnej wiedzy do zorganizowania obrony, postanawiają więc poszukać ratunku. Kapłanka Kirara, jej młodsza siostra Komachi i Rikichi wyruszają po pomoc tytułowych siedmiu samurajów… Animowana wersja kultowego filmu Akiry Kurosawy. Akcja została przeniesiona w przyszłość, jednak na każdym kroku czuje się klimat Japonii z czasu samurajów. Jest to swoista klasyka, która kiedyś tam oglądałem. Kiedy to jeszcze nawet średnio ogarniałem animację japońską, że tak to ujmę. Sięgnąłem po ten tytuł z uwagi na nawiązanie do Kurosawy.

Kolejna fotka to już mocno spóźniona przesyłka od Anime Ltd i ich wyprzedaży okołoświątecznych. Na początek coś konkretnego, czyli „Future Boy Conan: Part 1 – Collector’s Edition” i „Future Boy Conan: Part 2 – Collector’s Edition”. Lipiec 2008. Ludzkość stanęła na skraju groźby wyginięcia. Ultramagnetyczna broń, znacznie bardziej niszczycielska od jakiejkolwiek znanej broni nuklearnej, w jednej chwili zniszczyła połowę świata. Skorupa ziemska zadrżała masowymi ruchami płyt tektonicznych, Ziemię odrzuciło daleko poza jej oś, a pięć kontynentów zostało całkowicie rozerwanych i zatonęło głęboko pod powierzchnią morza… Próba ucieczki w kosmos nie powiodła się. Statki kosmiczne zostały zepchnięte z powrotem na Ziemię i zniknęły, doszczętnie druzgocząc nadzieje ludzkości. Okazało się jednak, że jeden ze statków kosmicznych ledwo uniknął zniszczenia i rozbił się na małej wyspie, która cudem przetrwała dewastację. Członkowie załogi statku osiedlili się tam, niczym nasiona zasiane na wyspie. Po latach urodził się chłopiec. Był nowym życiem na pustyni, promieniem światła w ciemności zniszczonej Ziemi… Tak, można to tak opisać, ale mogłem też napisać, że to dzieło Hayao Miyazakiego na płytach UHD. Czy trzeba pisać więcej? Kapitalna pozycja, świetne wydanie i jakościowa perełka. Nie mogłem sobie jej odmówić.

Czas na kolejną fotkę i dalszą część tego zamówienia. Musiałem trochę pozbierać, by ze swoimi kuponami obniżającymi cenę końcową, uzyskać darmową wysyłkę. Sami rozumiecie, prawda? W każdym razie dostałem jeszcze „El-Hazard: The Alternative World – Collector’s Edition”. El Hazard jest komedią fantastyczną. Jednak mimo to warto zauważyć, iż wykorzystano w niej komponenty z bardzo różnych podgatunków SF — oczywiście przede wszystkim jest to fantasy, ale znalazły się tu nawet fragmenty cechujące wytwory cyberpunku. Świat, w którym toczy się akcja tego anime, tworzy skomplikowana mozaika elementów kultury arabskiej, indyjskiej i japońskiej, ogólnie mówiąc — Orient. A wydarzenia tu opisywane mają miejsce jakiś czas po wielkiej katastrofie — żyjący w otoczeniu scenografii „Baśni z tysiąca i jednej nocy” ludzie prawie (lub i dosłownie) depczą po ruinach prastarej, niezwykle wysoko rozwiniętej cywilizacji. Bohaterowie serialu: Makoto Mizuhara, podkochująca się w nim Nanami Jinnai, jej chorobliwie ambitny brat Katushito Jinnai oraz ich nauczyciel z college’u — sensei Fujisawa muszą więc sobie radzić w obcym świecie, który nawet przed swoimi mieszkańcami kryje mnóstwo tajemnic. Reasumując, całkiem udana kontynuacja perełki, która mocno lubię. Od tej produkcji powstał termin „isekai”, jeśli dobrze pamiętam, a przynajmniej mamy tutaj jego klasyczną odsłonę. Dalej mamy w końcu „Jujutsu Kaisen: Season 1: Part 1 – Collector’s Edition”. Napisałem tak, bo długo nie miałem tej części pierwszej. Początkowo się trochę zgapiłem, a potem czekałem na jakąś obniżkę. Pojawiła się pod koniec roku. Może mnie nie zwaliła na kolana, ale była zdecydowanie okazyjna. Licealista Yuuji na własnej skórze przekonuje się, jak wielkie zagrożenie dla społeczeństwa stanowią klątwy i odkrywa swoje nowo odkryte moce. Zresztą, ktoś tego nie zna? Pierwowzór mangowy wydawało Waneko, w kinach była jego odsłona na wielkim ekranie. Ostatnia pozycja na fotce to „Lupin the Third: Part V – Collector’s Edition”. Mistrz złodziejstwa Lupin III przybywa do ojczyzny swojego dziadka — Francji, gdzie przeżywa nowe przygody i walczy z nowymi wrogami. Lupin znalazł nowe źródło dochodu — czerpie zyski dzięki grupie internetowych sprzedawców narkotyków, którzy dystrybuują narkotyki online za pośrednictwem nielegalnego rynku Marco Polo. Kluczem do sukcesu okazał się pewien haker, który zbudował system płatności Marco Polo. Tymczasem przeciwnicy Lupina odkrywają, że najlepszym sposobem na schwytanie złodzieja jest zwrócenie się do mediów społecznościowych… Reasumując, kolekcjonerskie wydanie kolejnej odsłony przód słynnego złodziejaszka.

Czas na ostatnią fotkę z animacją japońską i takimi pozycjami nieco dorzuconymi przy okazji. Na początek „Summer Days With Coo – Collector’s Edition”. Kouichi Uehara jest uczniem czwartej klasy mieszkającym na przedmieściach Tokio. Pewnego dnia podnosi duży kamień, który okazuje się skamieliną dziecka „Kappa” śpiącego pod ziemią przez ostatnie 300 lat, i nazywa go „Coo”. Kouichi i Coo zostają dobrymi przyjaciółmi i zaczynają mieszkać z rodziną Uehara. Jednak Coo nie może przystosować się do stylu życia w Tokio i zaczyna tęsknić za rodziną. W upalny letni dzień Kouichi i Coo postanawiają wyruszyć w pełną przygód podróż, aby odnaleźć rodzinę Coo. Jeszcze nie oglądałem tego obrazu, ale słyszałem, że jest bardzo przyjemny w odbiorze. Był bardzo tani, więc sobie pomyślałem: czemu nie dać mu szansy? Czas na ostatnią pozycję z tej fotki, czyli „Samurai Flamenco – Complete Series Collection: Limited Edition”. O czym to jest? Model Masayoshi Hazama chce zostać superbohaterem. Choć nie posiada super mocy ani technologii do stworzenia odpowiedniego stroju, staje się samurajem Flamenco i walczy w imię sprawiedliwości. Ogólnie to seria jest jakby podzielona na dwie części, które się dosyć od siebie różnią, ale do przesady. Kiedyś już wam opisywałem, bo mam jej kolekcjonerską odsłonę w ślicznych wydaniach. Czemu więc kupiłem tę edycję? Bardzo podoba mi się okładka od tego wydania oraz zapłaciłem za to 17 zł? Może mniej, musiałbym sprawdzić.

Czas na kolejną fotkę, czyli czas na muzykę. Po wielu niepowodzeniach, wkurzaniu się na siebie samego i wyczekiwaniach, nabyłem w końcu sobie Yoasobi. Jest to swoiste objawienie na scenie muzycznej ostatnich paru lat. Projekt powstał jakoś w czasie pandemii i stopniowo zyskiwał coraz większą popularność, ale już na starcie był nietuzinkowy. Chyba największy przełom nastąpił przy premierze utworu „Idol” od serii „Oshi no Ko” czy „Yūsha/The Brave” od serii „Frieren: Beyond Journey’s End”. Na fotce widoczne są dwa pierwsze albumy „The Book” i „The Book 2”. Yoasobi specjalizuje się tzw. przerabianiu powieści na muzykę. Każdy utwór (lub prawie) jest inspirowany jakąś powieścią. To sprawia, że testu jest tutaj masę, ale całe tło jest niezwykle interesujące. Ayase, zajmujący się kompozycja, produkcją, tekstami, instrumenty klawiszowe, samplami i będący zarazem producentem muzycznym, buduję niesamowite i rozbudowane tła piosenek przeładowanych tekstami, których wykonaniem zajmuje się Lilas Ikuta — wokalistka o głosie przypominającym volkanoidy. Masę fanów było w szoku, gdy na żywo sobaczyli prawdziwą osobę. Same wydania powalają wykonaniem. Segregatory z kartkami do włożenia, które początkowo nie są w nie wpięte, spory format i świetne wykonanie. Kosztuje to raczej sporo, ale naprawdę warto, jeśli ktoś może sobie pozwolić na taki prezent. Sam jest nim zauroczony. Książeczki składane z tych wpinanych kartek mają po ponad sto stron, papier jest różnego typu i można to oglądać dłużej, niż się słucha samego albumu.

Kolejna fotka to dalej muzyka i kontynuacja dorobku Yoasobi. Mamy tutaj trzeci „segregator” z albumem „The Book 3”, który jest chyba moim ulubionym. To tutaj pojawiają się wspomniane perełki, którymi ten projekt zasłynął, czyli Idol czy Yūsha oraz inne, gdzie na uwagę zasługuje na przykład zakończenie albumu kawałkiem „Suki da”. Kapitalne outro, jeśli mam być szczery. Tym samym mam wszystkie albumy. Brakuje mi tylko „Hajimete no”, ale ta epka jest niezwykle droga, muzycznie niewiele daje, bo mamy tylko tam cztery kawałki w innych wersjach. Kapitalnie wygląda, to fakt i płyta Blu-ray jest kusząca, ale cenowo odpadam. Chyba że kiedyś trafię lub pojawi się wznowienie, ale w sumie w to wątpię. Yoasobi ma kapitalnie wydane single. Każdy jest unikatowy i świetnie dopasowany do kawałka, który reprezentuje. Dlatego właśnie nabyłem sobie „Yūsha/The Brave” – nie widziałem lepiej wydanego chyba nigdy. W tym sporym pudełku mamy wytłaczany digipack, kopertę jak z innej epoki, grafiki i rozkładany papirus. Kiedyś porobię fotki i wrzucę to cacko.

Czas na ostatnią fotkę z muzyką, czyli debiutancki album Lilas Ikuta z Yoasobi, a mowa tutaj o Sketch w wersji limitowanej, czyli z dołączoną płytą Blu-ray. Ikuta, obecnie stojąca w sferze j-popu, w ostatnich latach chciała rozszerzyć swoją indywidualną dyskografię, równolegle z ciągłą współpracą z producentem Ayase. Doprowadziło to do powstania wielu singli, z których większość znalazła się na tym wydawnictwie. Te single są niewątpliwie najmocniejszą częścią albumu, a każdy z nich to zwarty i pięknie skomponowany utwór z chwytliwymi, zapadającymi w pamięć momentami. Mocne strony Lilas przejawiają się w jej wszechstronnym, mocnym głosie, który niesie piosenkę przez większość tego projektu, a jej słuch do melodii jest częścią tego, co uczyniło ją tak sławną, a jej kariera tak udana. Myślę, że spodoba się każdemu fanowi Yoasobi, bo ze mną tak właśnie było. W wersji limitowanej mamy dodana płytę Blu-ray z klipami z MTV. Wersja CD jest o tyle ciekawa, że zawiera dwa dodatkowe kawałki — inne wersje dwóch kawałków znane z kanału YouTube, gdzie debiutowała. Nie znajdziemy tych bonusów w streamingu, więc jest to pewna gratka dla fanów.

Czas na zmianę medium, czyli skaczemy do mang. Na początek tradycyjnie zaczynamy od twardych opraw, które są dumą prawdziwych kolekcjonerów. J.P.Fantastica uraczyło mnie w tym miesiącu trzema cegiełkami. Pierwotnie miało być ich łącznie sześć, ale się nie udało zrealizować tego planu. W lutym będzie taka sama liczba, a potem lecą naprawdę konkretnie. W każdym razie dostałem dwie pozycje od Rumiko Takahashi, a mowa tutaj o „Urusei Yatsura – Ci kosmiczni natręci” z tomem piątym i „Ranma 1/2” z tomem jedenastym. Do tego dołącza jeszcze Yoshihiro Togashi z mangą „Yu Yu Hakusho – Archiwum duchów” i tomikiem czwartym. To oznacza, że mój pakiet zakupionych pierwszych tomików został wyczerpany. Wydawca oferował pierwsze cztery tomiki tej serii w obniżonej cenie w pakiecie.

Czas na kolejną fotkę i tym razem już Studio JG. Na początek lecą spóźnione pozycje, które miały premierę pod koniec roku, a odebrałem je dopiero w tym. Mamy tutaj Maki Enjouji i mangę „Długo i szczęśliwie?!” z ostatnimi dwoma tomikami. Pamiętam, że początkowo się zastanawiałem czy w ogóle ją kompletować, a teraz mi trochę smutno, że już się zakończyła, ale jednocześnie czuję satysfakcję z jej uzbierania. Kolejna pozycja na fotce to manga od duetu Hajime Inoryuu, Shouta Itou, czyli „Morderca w mojej głowie” z tomem siódmym. Sprawy nabierają błyskawicznego tempa. B1, który przyznał się do usiłowania zabójstwa Kyoki Yukimury, ucieka nocą z aresztu. Policja rozpoczyna pościg za zbiegiem. Tymczasem on niespodziewanie pojawia się w pewnym miejscu, ściskając w ręku nóż.

Czas na kolejną fotkę i dalej wydawnictwo Studio JG. Zaczynamy od mangi Shou Aimoto, czyli „Kemono Jihen. Niesamowite zdarzenia” z tomem dziesiątym. Inari, która zdobyła już pięć magicznych kamieni, z urzekającym uśmiechem na ustach snuje plany o monopolu na zaopatrzenie kemono w żywność. Zdając sobie sprawę, że jeśli lisica wykorzysta kontrolowanych przez siebie ludzi jako mięso na przetwory, to zdobędzie także władzę nad kemono, Kabane i reszta wyruszają do głównej fabryki Ogreham. Drużyna dzieli się na dwie grupy – jedna ma zniszczyć linię produkcyjną, druga odnaleźć kolejny minerał. W środku napotykają jednak mrożący krew w żyłach widok, za który odpowiadają lisy… Dalej mamy Haruichi Furudate i mangę „Haikyu!!” z tomem dziewiątym. Po gorzkiej przegranej z Aoba Josai Karasuno staje przed nowym celem. Drużyna ma możliwość wzięcia udziału w obozie treningowym, jednak najpierw… wszyscy zawodnicy muszą zaliczyć w szkole testy semestralne! Ci, którzy nie zdadzą, nie pojadą do Tokio. Jak poradzą sobie nasze nieuki – Hinata, Kageyama, Tanaka i Nishinoya?! Na koniec tej fotki mamy Nakaba Suzuki, czyli Seven Deadly Sins z tomem dwudziestym szóstym. To też pierwszy tomik z mojego nowego pakietu zbiorczego, więc otrzymałem akrylową figurkę. Oto historia Gowthera, pozbawionej serca żałosnej lalki… King i Diane nadal tkwią w samym środku wydarzeń sprzed trzech tysięcy lat. W szeregach Stigmy, sojuszu przeciwstawiającego się armii demonów, walczą także Meliodas oraz Elizabeth pod postacią bogini! Wszyscy sądzili, że o wyniku starcia zadecyduje determinacja inicjatorów ofensywy, Dziesięciu Przykazań, bądź przebiegłość Czterech Archaniołów… Tymczasem jeden mężczyzna, Przykazanie Czystości Gowther, odwraca losy bitwy! Kim tak naprawdę jest Grzech Rozpusty, marionetka pragnąca duszy?! W bonusie opowieść „Lalka błagająca o miłość”!

Czas na kolejną fotkę i dalej wydawnictwo Studio JG. Zaczynamy od mangi od duetu Aka Akasaka, Mengo Yokoyari, czyli „Miłość to wojna” z tomem siedemnastym. Miyuki Shirogane, przewodniczący samorządu uczniowskiego prestiżowej Akademii Shuchi’in, i jego zastępczyni Kaguya Shinomiya przyciągają się wzajemnie od pierwszego spotkania, ale… Duma nie pozwala im wyjawić swoich uczuć. Oboje spędzają dzień za dniem, próbując wymyślić sposób, by zmusić do wyznania drugą stronę! Oto całkiem nowa odsłona komedii romantycznej! A przynajmniej tak się to wszystko zaczęło – w międzyczasie dobiliśmy jednak do siedemnastego tomu! Ultraromantyczne zakończenie festiwalu szkolnego przyniosło skutek: Kaguya i Miyuki zbliżyli się do siebie w zawrotnym tempie, dzięki czemu ferie zimowe wcale nie minęły bezowocnie. Wręcz przeciwnie! Nasi bohaterowie zostali parą! I od razu zaczynają myśleć o kolejnych krokach, jakie zwykle podejmują zakochani! Tymczasem Yu postanawia skłonić Tsubame, by sama wyznała mu uczucie. Reszta też nie próżnuje – zaczynamy trzeci trymestr! Dalej mamy mangę od tego samego duetu, czyli „Moja gwiazda” z tomem siódmym. Kurtyna poszła w górę! Rozpoczęło się przedstawienie 2.5D na podstawie bestsellerowej mangi „Tokyo Blade”. Dawna genialna aktorka dziecięca, Kana Arima, oraz gwiazda trupy teatralnej Lalalai, Akane Kurokawa, stają ze sobą twarzą w twarz na scenie. Czy ten aktorski pojedynek rozwiąże ich spór z przeszłości? I jakim aktorem zostanie Aqua, który musi zmierzyć się z traumatycznymi wspomnieniami, by w końcu wywołać w swojej grze emocje? Nadchodzi wielki finał piątej części historii! Na koniec tej fotki mamy mangę od duetu Haro Asou, Koutarou Takat, czyli „100 rzeczy do zrobienia, zanim zostanę zombie” z tomem szóstym. Akira Tendo, 24-letnia była ofiara wyzysku pracowniczego, wraca do rodzinnego domu, aby podziękować rodzicom za wszystko, co dla niego zrobili. Na szczęście mieszkańcy wioski są samowystarczalni i zablokowali jedyny tunel, który prowadzi do świata zewnętrznego, dzięki czemu odcięli się od zarazy. Lecz nie na długo… Kanta Higurashi, były kolega Akiry ze studiów, razem ze swoją kliką opracowuje podły plan, w wyniku którego osadę atakują zombie! W dodatku stawia Akirę przed okrutnym wyborem albo pozwoli zmienić się w żywego trupa, albo jego ojciec zginie… Jaki los czeka wioskę? I co postanowi Akira?

Kolejna fotka to dalej Studio JG. Mamy tutaj mangę Yuuto Suzuki, czyli „Sakamoto Days” z tomem szóstym, gdzie dodatkiem był rozkładany plakat widoczny powyżej. Kiedy spotykają się brutalni więźniowie z celi śmierci, Zakon i pracownicy sklepu spożywczego Sakamoto, efekt może być tylko jeden… Zabijanka: start! W różnych punktach miasta trwają pełne napięcia potyczki. Podczas swojej walki Taro odkrywa, że z jego ciałem dzieje się coś dziwnego… Na jaw wychodzi również prawdziwy cel X-a, pociągającego za sznurki zza kulis. Jego motywacje wprawiają płatnych morderców w osłupienie!

Ostatnia fotka z mangą Studia JG to Yuuki Tabata, czyli „Black Clover” z tomem czwartym. Stolica padła ofiarą nieoczekiwanego ataku i pogrąża się w chaosie. Rycerze z Astą na czele próbują za wszelką cenę ochronić mieszkańców przed tajemniczymi napastnikami, którzy pragną zemsty na Królestwie Trefl. Niestety sytuacja przybiera niespodziewany obrót… Jaki los czeka miasto?

Czas na ostatnią fotkę w tym zestawieniu i pozycję od wydawnictwa Akuma, na którą wielu czekało. Mowa tutaj o kontrowersyjnej mandze od ShindoL, czyli „Metamorfoza”. Tytuł to mocny i nie podejdzie każdemu. Po ukończeniu szkoły Saki zdaje sobie sprawę, że przez te wszystkie lata nigdy z nikim się nie zaprzyjaźniła. Nie chcąc być wiecznie sama, postanawia drastycznie zmienić swój wygląd i osobowość. Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, a ludzie zwracają uwagę na wygląd! Prawie natychmiast dostrzega zmianę w sposobie, w jaki traktują ją rówieśnicy i wydaje się, że wszystko w końcu idzie w dobrym kierunku. Saki ma zamiar korzystać z życia, gdy nagle przypadkowe spotkanie wywraca jej życie do góry nogami i łamie ją w sposób, którego nigdy sobie nawet nie wyobrażała. Moją opinię na temat tego tytułu poznacie niebawem.

Czas na mangi, które wpadły do mnie ostatniego dnia stycznia. Musiałem poczekać parę dni na słoneczko, bym wam porobić fotki. Warto było, bo jest tego naprawdę sporo. To z paczki od znajomego. Na początek Somato, czyli „Shadows House” z tomem dwunastym. Prawda na temat mocy sadzy wychodzi na jaw, dzieląc dzieci na uzdolnione i nieuzdolnione. Kto stanie na wysokości zadania i zapanuje nad budynkiem, który popadł w chaos przez zagrywki dorosłych? Jest tutaj też tom trzynasty. Polowanie na nieuzdolnionych zakłóca porządek w rezydencji. Drobiazgowe dochodzenie zbliża się stopniowo do odkrycia utajonej prawdy. Nareszcie okazuje się, kto w rzeczywistości stoi za tymi incydentami. Dalej mamy ostatni, a więc piąty, tom mangi Ai Yazawa, czyli „Paradise Kiss”. Pięknie narysowana i pełna humoru opowieść YAZAWY AI o pilnej uczennicy, Yukari Hayasaki, która usiłując sprostać wymaganiom matki, stara się jak najlepiej wypaść na egzaminach i zdać na dobrą uczelnię. Po drodze jednak w jej życie wkracza cała plejada barwnych, nietuzinkowych postaci z grupy ParaKiss, w skład której wchodzą przyszli kreatorzy mody. Pod ich wpływem Yukari przechodzi zaskakującą metamorfozę. Odkrywa, że tematem, który tak naprawdę ją pociąga, i którym chciałaby zajmować się w życiu, jest właśnie moda. Nie bez wpływu na tę decyzję są nowe przyjaźnie i… zauroczenie pewnym przystojnym chłopakiem z grupy ParaKiss. Hayasaka postanawia rzucić szkołę i zacząć samodzielnie zarabiać na życie. Staje się więc modelką, a jej znajomi z ParaKiss szykują się na wielki pokaz mody. Dalej mamy Akihito Tomi, czyli Grzesznicy lazurowej otchłani z tomem drugim. Aby uratować swoją przyjaciółkę, Jo decyduje się pomóc jej spotkać jeszcze raz człowieka, którego ta wcześniej poznała. W tym celu próbuje nawiązać kontakt z Yukim, ale syrenia straż jej to uniemożliwia. W tym samym czasie Jo wyrusza do mieszkania Ryu, żeby znaleźć specyfik, dzięki któremu można przemienić się w człowieka… Dalej mamy Makoyo Kobayashi, czyli „Cześć, Michael! – Full color”. Czy znacie już rudego kota Michaela? Jeśli nie, to czas najwyższy to zmienić! W tomiku znajdziecie 18 nowych opowiadań o naszym ulubionym kocie. A wszystkie w pełnym kolorze! Czy czarujący Michael zawita również do Waszych domów? Ostatnia pozycja z tej fotki to Miman, czyli „Yuri to moja praca! – Schwestern in Liebe!” z tomem siódmym. Hime i Mitsuki otwierają się przed sobą i wyznają swoje prawdziwe uczucia. Dzięki temu ich więź się pogłębia, ale na sam koniec rozmowy Mitsuki ogłasza, że kocha Hime i ją całuje, co ponownie zaburza ich relację. Ta z kolei wkracza na salon z nieodgadnionym wyrazem twarzy i ogłasza, że rezygnuje z pracy w Liebe…

Kolejna fotka to już gorące tytuły. Mamy tutaj Hiro Eguchi, czyli „Baby Violet” pełny komplet dwóch tomów. Sumire Mizuno, pracownica firmy zajmującej się sprzedażą wysyłkową, skrywa pewien sekret: zamieszcza swoje zdjęcia w seksownej i uroczej bieliźnie w mediach społecznościowych! Któregoś dnia jej tajne konto odnajduje niezbyt rozpoznawalny projektant bielizny damskiej – Murasaki. Mężczyzna proponuje jej testowanie i recenzowanie jego dzieł. Liczy, że dzięki jej opinii będzie mógł się czegoś nauczyć i w końcu odniesie sukces w branży. Sumire zgadza się, ale ma jeden warunek: Murasaki zapłaci jej swoim ciałem… I chociaż propozycja Sumire na pierwszy rzut oka wydaje się śmiała, dziewczyna nie ma żadnego doświadczenia w łóżkowych sprawach! Czy wie, w co się właśnie wpakowała?! Dalej mamy Chiri Yuino, czyli „Scarlet”. Los połączył ze sobą przemienioną w wilkołaka Fine oraz zakapturzoną optymistkę Iris. Wspólnie ścigają tych, którzy handlują nielegalnym narkotykiem. Pewnego dnia trafiają do tawerny i wyczuwają dziwną aurę otaczającą siostry prowadzące ten interes. Wiedzione instynktem postanawiają zbadać sprawę. Żeby móc użyć siły niedostępnej zwykłemu człowiekowi i utrzymać kontrolę nad swoim ciałem, Fine musi wypić krew Iris i ruszyć do walki…

Kolejną fotkę otwiera manga Tatsuki Fujimoto, czyli „Żegnaj, Eri”. Chcę, żebyś filmował mnie aż do śmierci… Yuta zaczyna nagrywać filmy na życzenie jego chorej matki. Po jej śmierci chłopak usiłuje popełnić samobójstwo, jednak spotyka na swojej drodze tajemniczą i piękną Eri. Zaczynają wspólny projekt, ale dziewczyna skrywa pewien sekret… Oto filmowa opowieść o wchodzeniu w dorosłość! Dalej mamy Yasuki Tanaka, czyli „Summer time rendering” z tomem jedenastym. Ryuunosuke kontra Masahito Karikiri. W trakcie walki Ryuunosuke (wraz ze świadomą wszystkiego Hizuru) ponownie mierzy się z Shide! Za to Shinpei razem z Mio kierują się na grządki Alana. Tam czeka na nich… też Masahito Karikiri! Mamy tutaj tez tom dwunasty. Aby wskrzesić Ushio, Shinpei podczas dziewiątego podejścia udaje się do kanału Kii. W ślad za nim wyrusza jednak Haine, która doskonale zna jego tok myślenia! Które z nich wygra ten wyścig?! Dalej mamy mangę duetu Yuki Sato, Mikoto Yamaguchi, czyli „Przyjacielskie rozgrywki” z tomem trzecim. Sprytne pułapki zastawione w grze wydobywają na światło dzienne tożsamość zdrajcy… Jakież to bezlitosne sztuczki, wprawiające w osłupienie nawet przebiegłego zdrajcę, zastosował Yuuichi Katagiri?! Ich przyjaźń nigdy już nie będzie taka, jak dawniej… Jest tutaj też tom czwarty. Yuuichi Katagiri i tenji mikasa po przejściu drugiej rozgrywki muszą stawić czoła trzeciemu wyzwaniu… „Przyjacielskiej zabawie w chowanego”! Czy uda im się odbudować utracone zaufanie? Na przeszkodzie stanie im pięciu przeciwników dowodzonych przez „geniusza”! W wielce niekorzystnym położeniu „prawdziwa przyjaźń” zostaje wystawiona na kolejną próbę…

To nie koniec, bo mam jeszcze tom piąty z plakatem. Trzecia gra, „Przyjacielska Zabawa w Chowanego”, zmierza do punktu kulminacyjnego! Idzie zgodnie z planem Yuuichiego… Przynajmniej tak się wydaje. Ale przez pułapkę „geniusza” ziszcza się najczarniejszy scenariusz! Jaką kartę wyciągnie z rękawa przyparty do muru Yuuichi…?! Tymczasem Shiho, Yutori i Shibe, którzy po drugiej grze na jakiś czas wrócili do normalnego życia, również przytrafia się coś niecodziennego…!

Kolejną fotkę otwiera nowość na naszym rynku, czyli manga Akari Kajimoto, a konkretniej „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…”. Bardzo mi się spodobał ten tytuł i na pewno niebawem go wam opiszę. Kuchisake onna to straszydło wywodzące się z miejskich legend. Jej usta są rozcięte od ucha do ucha, a kiedy spotkasz ją na swojej drodze, zadaje tylko jedno pytanie: Czy jestem piękna?. Miroku zaczyna powoli zacierać się w ludzkiej pamięci, co bardzo ją osłabia i zagraża jej istnieniu. By temu zapobiec, postanawia poślubić Kouichiego – członka niezwykłej rodziny Sano. I choć ich umowa ma służyć jedynie przywróceniu Miroku jej dawnej mocy, to z jakiegoś powodu Kouichi bardzo cieszy się z nowej narzeczonej! Czy dziewczynie uda się przywrócić swojej legendzie dawną chwałę? I jak potoczą się jej losy w domu Sano? Dalej mamy mangę od duetu Muneyuki Kaneshiro, Yusuke Nomura, czyli „Blue Lock” z tomem piątym. Naucz się więcej o sobie i daj się „przebudzić”! Finał bitwy na śmierć i życie z drużyną V! W ostatnim kwadransie meczu przeciw drużynie V, w której gra niesamowity geniusz Nagi, drużyna Z wyrównuje z wynikiem trzy do trzech. Zawodnicy próbują osiągnąć nowy poziom i „przebudzić się”, co pozwoli im poprawić własną grę. Czy Isagiemu uda się zrozumieć, w jaki sposób „marnuje okazje” i strzelić bramkę potężnemu przeciwnikowi? Przełam swoje granice i wykorzystaj nową broń! Jest tutaj też tom siódmy. Isagi i Nagi, pokonani w pierwszej rozgrywce drugiej selekcji – „Bitwie rywali” – przez najlepszą trójkę rankingu z Rinem Itoshim na czele, tracą Bachirę i przysięgają stać się silniejsi, by powrócić w przyszłych starciach. Ich przeciwnikiem w kolejnej i decydującej walce dwóch na dwóch, gdzie testowana jest siła indywidualna, okazuje się być król strzelców pierwszej selekcji – Shouei Barou. Przegrana grozi eliminacją jednego z zawodników. Isagi musi poszukać swojej „genialnej strony”, aby wygrać pojedynek z Królem Barou! No i tom dziewiąty. Dzięki przebudzeniu Barou drużyna Isagiego pokonuje Kunigamiego, Chigiriego i Reo. Kogo zdecydują się przejąć zwycięzcy? Po przejściu dalej w czteroosobowym składzie bohaterowie rzucają wyzwanie najlepszej trójce i Bachirze. Czym jest „potwór” karmiący się ego zawodników?! Czy Isagi będzie w stanie pokonać objawienie, jakim jest Rin Itoshi?! Porażka i rozpacz! Tylko one pozwolą ci się odrodzić i zwyciężyć! Czas wyzwać na pojedynek najlepszą trójkę napastników! Oto pierwszy gwizdek meczu czterech na czterech!

Ostatnia fotka to istna perełka, czyli manga Taiyou Matsumoto, a konkretniej „Tekkon Kinkreet: All in One” w twardej oprawie. Grubaśny tomik świetnego komiksu, którego lata temu adaptację można było kupić w naszym kraju na Blu-ray z polskimi napisami. Nawet mam to wydawnictwo. Czarny i Biały to sieroty zamieszkujące Miasto Skarbów. Ich życie to ulica, a ich czas wypełniają starcia z bandytami i yakuzą, którzy nieustannie wchodzą im w drogę. Gdy pojawia się tajemniczy przedsiębiorca, który planuje zmienić ich dzielnicę w park rozrywki, chłopcy nie mogą usiedzieć bezczynnie. Dla Czarnego to krok w kierunku uratowania miasta, a dla delikatnego Białego możliwość ochrony przyjaciela przed jego własną, ciemną naturą.

No, prawie koniec. Wraz z paczką mang Waneko dostałem kalendarz na ten nowy rok. Miałem cztery do wyboru, ale moją uwagę od razu przykuł ten od „Yuri to moja praca! – Schwestern in Liebe!”. Świetna ilustracja i przydatny gadget.
To by było na tyle, moi drodzy. Koniec bomba, a kto do tego momentu nie doczytał, ten trąba. Tym razem mieliśmy sporo muzyki (ponowie?) oraz animacji japońskiej. Mało było mang po prawdzie, bo część wylądowała już w lutym. Kolejny miesiąc zapowiada się raczej komiksowy z dodatkiem muzyki i może czegoś jeszcze. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Coś jeszcze mogło tu trafić i pewnie to poprawimy w najbliższych dniach, ale nie obiecuję. W każdym razie nowy rok pełen skarbów ogłaszam za otwarty i początek jest na pewno z przytupem. To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME UHD] Belle – Exclusive Deluxe Edition

Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Na dobrą sprawę mój urlop się zakończył, bo pozostał mi tylko wolny weekend. Wprawdzie też się liczy, ale odczuwam nieodwołalny koniec mojej laby. Niemniej odpocząłem, więc czuję się spełniony, ale mimo wszystko trochę szkoda, że nie jest dłuższy. Z drugiej strony, to już by nic nie zmieniło w kwestii mentalnej? Psychologicznej? Ale bym sobie jeszcze ponadganiał pewne tematy, porobił wam kolejne wpisy i inne tego typu rzeczy. Niemniej było fajnie i polecam wszystkim zrobić sobie taki reset. Dobra, bo zaczynam gadać tutaj od rzeczy, a pozostały dwa dni więc to nie moment na tego typu wywody (nie, żeby jakiś wielki sens ich w ogóle był). Czas na stałe elementy. Dzisiaj, ku mojemu wielkiemu zakończeniu, otrzymałem paczkę, która planowo miała się pojawić we wtorek. Kapitalny koniec, urlopu, że tak ujmę. Wygląda i wszystko jest chyba jeszcze bardziej niesamowicie, niż sobie to wyobrażałem. Warte to było każdego jena. Ojć, trochę zdradziłem. W każdym razie jest super. Dodatkowo mam do odebrania z salonu Yatty pięć mang, bo podczas tego długiego urlopu premiery się odbywały, ale nie chciało mi się po nie jechać. Czuję potrzebę, że tak ujmę. Czas na zapowiedzi. Studio JG zapowiedziało mangę „Megumi to Tsugumi” od Mitsuru Si. Cytując wydawcę: Kiedy alfa Megumi usłyszał, że uzbrojony w stalową rurkę zamaskowany osobnik pobił jego kolegów, postanowił własnoręcznie wymierzyć sprawiedliwość. Szybko okazało się, że oprawcą jest Tsugumi Yamada, wojowniczo nastawiony chuligan o twarzy mordercy. Bójka wisi w powietrzu, ale… nie tylko ona! Niespodziewanie od Tsugumiego zaczyna dochodzić zapach pełen feromonów charakterystycznych dla omegi. W dodatku winowajca nawet nie zamierza ukrywać faktu, że właśnie przechodzi ruję! Kim jest omega, który odważył się szukać zaczepki w tak wrażliwym stanie, a zamiast supresantów wystarcza mu… żelazna siła woli?! Nie moje klimaty, ale pewnie kogoś zainteresuje pierwsza w Polsce pozycja Omegaverse (alternatywny wszechświat fikcji erotycznej, gdzie istnieje płeć określana jako Alfa, Beta czy Omega). Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Belle w wersji Exclusive Deluxe Edition od Anime Ltd. Tak, moi drodzy, wracamy do recenzji wydań UHD. Dzisiaj padło na nieopisywany przeze mnie nigdy tytuł, który pewnie sporej liczbie osób jest dobrze znany. Dlaczego? Bo to chyba pierwszy film animowany pokazywany dosyć powszechnie w kinach naszego kraju. Wprawdzie spory czas po premierze się pojawił, ale jednak był, a to kino niezwykłe. Pamiętam, że w moim mieście seanse zamknęły się podczas jednego weekendu, więc musiałem obejść się smakiem, ponieważ wtedy nie mogłem się tam udać (byłem na wyjeździe). Ciekawostką był fakt pokazywania wersji z napisami i polskim dubbingiem. Film też niejako zasłynął wyciekiem w sieci… Ale to marny sposób promocji naszego kraju czy tej produkcji. Dobra, bo może ktoś nie zna Belle? Jak by to opowiedzieć, już wiem. „U to pierwszy wirtualny świat, stworzony przez grupę mędrców zwanych Głosami. Liczba użytkowników U wynosi 5 mld i stale rośnie. To największa społeczność w historii internetu […] W U możesz żyć drugim życiem. Możesz zacząć od nowa. Możesz zmienić świat”. Tymi słowami tajemniczy głos przedstawia nam intrygujący świat nowoczesnej aplikacji, która będzie motywem przewodnim całej historii. Reżyser Mamoru Hosoda po raz kolejny posilił się o komentarz dotyczący Internetu i trzeba mu przyznać, że zrobił to po mistrzowsku. „Belle” jest nie tylko przyjemnością dla oka, duszy, ale także dla ucha. Suzu jest nastolatką, która nie może poradzić sobie z traumą z dzieciństwa, dlatego woli siedzieć w ukryciu. Chociaż była pogodną dziewczynką, która uwielbiała śpiewać, to rodzinna tragedia sprawiła, że całkowicie zamknęła się w sobie. Nie pomaga nawet sława zdobyta po zalogowaniu się w wirtualnym świecie U. Chociaż awatar dziewczyny o pseudonimie Belle jest niezwykle popularny, to ona sama nadal nie chce wyróżniać się z tłumu. Wszystko się zmienia, kiedy przypadkiem poznaje internetowego „hejtera”, który w U przyjmuje postać bestii. Chociaż wszyscy są przekonani, że potwór potrafi siać jedynie zniszczenie, to Suzu widzi w nim coś więcej. Zaintrygowana jego zachowaniem, znajduje w nim przyjaciela i odkrywa jego mroczną tajemnicę. W trakcie seansu dowiadujemy się, że Suzu nie pogodziła się ze śmiercią matki, która ratując obce dziecko, zginęła nad rzeką. Niesprawiedliwość losu pogrąża ją w coraz większym smutku i odizolowaniu. Coś się jednak zmienia, kiedy w jej życiu pojawia się Bestia. Dziewczyna początkowo nie rozumie uczucia, które zajmuje coraz większą część jej serca. Kiedy po raz pierwszy próbuje pocałować awatara, widzi, że osoba kryjąca się pod postacią odrażającego potwora jest jeszcze dzieckiem. Zwrot akcji następuje, kiedy okazuje się, że „hejterem” jest nastoletni chłopak, który podobnie jak ona sama nie radzi sobie z codziennym życiem. Tylko jego młodszy brat, uważa go za prawdziwego bohatera… Chęć uratowania rodzeństwa spod tyranii ojca sprawia, że Suzu pozbywa się swojej wirtualnej szaty i odkrywa siebie na nowo. Znajduje siłę, której do tej pory w sobie nie miała. Nawiązania do „Piękniej i bestii” Disneya są w „Belle” niemalże oczywiste. Hosoda umiejętnie kieruje swoją opowieścią i poza typowymi symbolami, jak taniec dziewczyny z potworem na wielkiej sali balowej, stara się wynieść znaną opowieść na zupełnie inne poziom. Co ciekawe, doskonale mu się to udaje. Reżyser świetnie kieruje widzem, by pokazać dobrą stronę internetu, a jednocześnie uwypuklić jego zagrożenia. „U” początkowo wydaje się niebezpiecznym narzędziem, które może wciągnąć użytkowników do tego stopnia, że zapomną o świecie rzeczywistym. Jednak sprytnie wykorzystane – może stać się katalizatorem pozytywnych wydarzeń. Zupełnie jak nasze media społecznościowe, które z jednej strony są maszynką produkcji „fake-newsów”, a z drugiej strony ułatwiają niesienie pomocy tym, którzy jej potrzebują. „Belle” to świetny komentarz dzisiejszej rzeczywistości. Historia o pokonywaniu własnych słabości, która porusza problemy tak często unikane przez zachodnie animacje. Mamoru Hosoda nie boi się pokazywać rzeczywistości taką, jaka jest naprawdę. Wirtualny świat służy jedynie do podkreślenia problemu, jakim jest przemoc domowa, niejednokrotnie bagatelizowana przez otoczenie. Suzu jest dziewczyną, od której możemy się naprawdę wiele nauczyć. Reżyser nadaje charakter wielu postaciom i jesteśmy ciekawi historii każdej z nich. Udało mu się stworzyć przestrzeń, gdzie pojedyncza historia ma znaczenie, a nie jest jedynie tłem całej opowieści. „Belle” to obowiązkowa lektura dla każdego z nas [kultura.onet.pl]. Tak to mniej więcej wygląda. Wielkie kino, które naprawdę fascynuje. Mamoru Hosoda wręcz w szczytowej formie, ponieważ moim zdaniem pobił tutaj Wilcze dzieci. Ścieżkę dźwiękową słuchałem wielokrotnie, mam ją na płycie winylowej – jest wręcz wybitna. Naprawdę trudno się w tym obrazie do czegokolwiek przyczepić.

Film w UK miał tak ogromną promocję, że pojawił się mural na ścianie widoczny powyżej. Tak nietuzinkowe, kasowe i powszechnie wysoko oceniane dzieło wręcz prosiło się o jakieś kapitalne wydanie, więc Anime Ltd stanęło na wysokości zadania. Przygotowało wersję deluxe z masą dodatków i edycją UHD. Skoro już o tym formacie mowa, warto było ocenić. Belle było pierwotnie przygotowane pod 2K, co może zabrzmieć słabo — pewnie większość osób pomyśli, że przy 4K mamy jakiś re-sampling czy podbijanie rozdzielczości. Różnice, moi drodzy, są bardziej widoczne. Podczas przygotowywania i kompresji do standardu BD przy bardzo rozbudowanych tłach pełnych napisów, świateł i masy animacji, pewne rzeczy utraciliśmy, ale są one widoczne w wersji UHD. Jest po prostu bardziej szczegółowa. Widać to często podczas dymków jakichś rozmów, gdzie w wersji Blu-ray nie ma opcji przeczytania dialogów tam widocznych, a w wersji UHD już jak najbardziej. To w połączeniu z większą rozdzielczością (nawet jeśli nieco sztucznie podbita) i pięknymi kolorami daje nam wyśmienity seans, który na pewno zadowoli. Reasumując polecam zakup wersji UHD, jeśli lubicie ten film, bo na tym formacie zyskuje. Pod względem tłumaczenia, edycji napisów czy kodowania, mamy tutaj naprawdę wysoki poziom. Sprawdzałem oba formaty, ponieważ standardowy Blu-ray też tutaj znajdziemy i na obu jest naprawdę dobrze. Oczywiście UHD wygrywa z powodów podanych wyżej, ale niebieski nośnik też jest dobrą alternatywą. Czas na detale dotyczące fizycznych aspektów, bo jest o czym opowiadać.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski i francuski
Dźwięk: Dolby Atmos (japoński), DTS 2.0 (japoński z angielskim opisem audio), DTS-HD Master Audio 7.1 (angielski), DTS 2.0 (angielski z angielskim opisem audio), DTS-HD Master Audio 7.1 (francuski)(UHD); DTS-HD Master Audio 7.1 (japoński), DTS-HD Master Audio 2.0 (japoński), Dolby Digital 2.0 (japoński z angielskim opisem audio), DTS-HD Master Audio 7.1 (angielski), DTS 2.0 (angielski z angielskim opisem audio), DTS-HD Master Audio 7.1 (francuski)(BD)
Rozdzielczość: 2160p HDR (UHD); 1080p HD (BD)
Format obrazu: 16:9
Region: free (UHD); B (BD)
Napisy: angielskie, angielskie dla niesłyszących, francuskie (UHD), angielskie, angielskie dla niesłyszących (BD)
Dyski: 1xUHD, 3xBD i 1xCD

Wydanie deluxe od Anime Ltd jest oczywiście bogatym pakietem, ale z zewnątrz wygląda nieco dla nich standardowo, pomijając grubsze pudełko. Do pięknego artboxu włożono UHD-case z dwoma płytami (film na dwóch formatach), a do BD-casu trzy płyty (dwie Blu-ray i jedną CD). Do tego mamy artbook, plakat i szesnaście dwustronnych kart. Prawda, że świetny pakiet?

Podgląd na UHD-case, czyli świetna grafika.

Tylna jego część.

Podgląd na płyty. Jak wspomniałem, film na dwóch formatach.

Czas na pudełko typu BD-case z dodatkową zawartością. Kolejna śliczna grafika. W USA występował steelbook przygotowany specjalnie dla jednej z sieci sklepów z właśnie tą grafiką. W sumie to brak metalowego opakowania w środku jest jedyną wadą tego wydawnictw, jeśli można coś takiego ją nazwać.

Tylna jego część.

Podgląd na płyty. Mamy tutaj ścieżkę dźwiękową. Nieodłączną częścią „Belle” są piosenki, którymi jesteśmy raczeni od samego początku. Taisei Iwasaki, Ludvig Forssell, Yuta Bandoh, Miho Sakai odpowiedzialni za muzykę, zrobili wszystko by musicalowa część filmu miała w sobie wszystko to czego potrzebuje produkcja na najwyższym poziomie. Piosenki są niezwykle melodyjnie, ale także trudne do wyśpiewania. Szczytem odwagi twórców jest finałowy kawałek, który trwa ponad osiem minut i wydaje się być niezwykle skomplikowanym wokalnie zadaniem. Opisałbym go dokładnie, ale zostawię to sobie na recenzję płyty winylowej, wybaczcie. Jest wybitnie dobry. Na płytach Blu-ray mamy masę dodatków Film o tworzeniu, wywiady z twórcami, aktorami głosowymi, dokument z procesu nagrywania aktorów głosowych, trailery i wiele innych. Jeśli kogoś interesuje tło twórcze powstawania tego dzieła, będzie uradowany.
Lista utworów:
1. U 3:03
2. Whispers 0:28
3. Slingshot 2:56
4. Memories of a Sound 1:29
5. Blunt Words 1:18
6. Gales of Song 3:59
7. Fleeting Days 0:40
8. Swarms of Song 1:38
9. Alle Psallite Cum Luya 0:38
10. Fama Destinata 2:18
11. Dragon 1:28
12. Justin 1:11
13. Unveil 1:33
14. Digital Ripples 5:21
15. Dragon’s Lair 3:10
16. Lend Me Your Voice (draft) 1:16
17. Social Warfare 1:19
18. Assault 3:48
19. Lend Me Your Voice 5:03
20. #UnveilTheBeast 1:38
21. Authority and Arrogance 2:04
22. Scorching the Facade 3:44
23. The Truth Obscured 1:04
24. Lend Me Your Voice (humming) 0:48
25. Distrust 2:47
26. A Million Miles Away Part1 3:08
27. A Million Miles Away Part2 1:06
28. A Million Miles Away Part3 1:45
29. A Million Miles Away Part4 2:01
30. Pieces of the Puzzle 2:14
31. Faces in the Rain 2:22
32. Skies of Song 3:02
33. A Million Miles Away (reprise) 6:29
Długość: 76:48

Czas na najlepszy dodatek, pomijając ścieżkę dźwiękową na płycie, czyli artbook na sześćdziesiąt stron. W środku opis filmu, wywiady z twórcami, aktorami, a do tego galeria plakatów, zrzutów ekranów i fotek promocyjnych. Wszystko świetnie przygotowane i aż chce się to czytać i przeglądać. Świetna sprawa.

Tylna część.

Podgląd do środka.

Jeszcze jedna fotka.

Dobra, już ostatnia. Sami oceńcie, jak wam się podoba.

Czas na wspomniany plakat. Standardowa w sumie grafika, ale niezwykle ładna i mocno rozpoznawalna.

Czas na karty. Pierwsze sześć.

Kolejne.

Następne. Swoją drogą, cudne są.

Kolejne.

O, tutaj widać numer, który ma mój pakiet, bo jest to ściśle określone. Chociaż, jak to widać na powyższym obrazu, było ich trochę, więc nie było jakiejś walki na noże. Były ograniczone do sklepu Anime Ltd i Zavvi w UK.

No i ostatnie.
Podsumowanie: Niezaprzeczalna uroda i dynamizm animowanych obrazów Hosody sprawiają, że z przyjemnością zanurzamy się w świecie U, niemal fizycznie odczuwamy impet ciosów podczas walk awatarów i eksplorujemy nowo poznane miejsca, podziwiając nieposkromioną wyobraźnię artysty. Estetyczne wysmakowanie reżysera i jego fascynację ruchem znamy z kilku poprzednich filmów, „Belle” wyróżnia jednak rys musicalowy. Śpiewanych anielskim głosem Belle piosenek nie cechuje wprawdzie oryginalność na poziomie tekstu, ale ich emocjonalna siła i tak jest zdolna poruszyć u widza najcieńsze struny. Nawet romantyczno-sentymentalna otoczka kolejnych wykonów nie odbiera im szlachetności i autentyzmu. Japoński reżyser nie boi się splatać najróżniejszych konwencji, dając tym razem upust swej fascynacji kinem muzycznym, którego składniki zaskakująco dobrze komponują się z opowieścią o świecie wirtualnym i nastoletnich dramatach. „Belle” potwierdza zatem, że autorskiego anime nie da się zamknąć w żadnych upraszczających ramach, a sam Hosoda nie ustępuje na krok starszym mistrzom takim jak Hayao Miyazaki czy Mamoru Oshii. Kapitalne dzieło, które otrzymało wydanie na pełnym wypasie, jak to się kolokwialnie mówi, które mocno polecam ze względu na zawartość i fakt, że to produkcja na więcej niż jedno podejście. Gwarantuję. To tyle na dzisiaj, miłego.

[UNBOXING] Paczki z listopada i zaległe, które w tym miesiącu dotarły

Czas na zapowiadany wpis dotyczący zakupów w miesiącu ubiegłym. Tak właściwie to są przesyłki, które w nim dotarły, jeśli chodzi o ścisłość. Jest to dosyć ważny fakt, bo bywają miesiące, gdy teoretycznie niewiele nabywam, a opisuję wam w takim miejscu dobra w ilości znacznej. Właśnie z tego to wynika. Tak chciałem jakoś tam zagaić, bo czasem mam problem z tym początkiem. Moi drodzy, w tym miesiącu zaczęło mi trochę napływać tych zaległych przedmiotów, ale najbardziej owocny zapowiada się kolejny, bo już na początku grudnia powinienem otrzymać ze trzy paczki. Wprawdzie zapowiada się, że mangowo nie będzie z takim przytupem jak w tym miesiącu, który zaraz wam opiszę, ale i tak coś tam się trafi. W każdym razie czas zaczyna opis przedostatniego zbioru przesyłek w tym roku. Od razu wspomnę, że pomijam tutaj zamówienie z „Festiwalu Mangowego Studia JG”, bo nie ma co dublować (to dodatkowo powiększa zbiór komiksowy z listopada). Zaczynajmy więc, bo nie ma co zwlekać.

Zaczynamy tradycyjnie, czyli od animacji japońskiej. Na początek ostatnia paczka od Right StufAnime. Mamy tutaj parę perełek, więc na jedną fotkę nie weszły wszystkie skarby. Na początek trylogia Kizumonogatari od Aniplexu, czyli Part 1 – Tekketsu, Part 2 – Nekketsu i Part 3 – Reiketsu. Reasumując, kolekcja Monogatari na chwilę obecną jest u mnie zamknięta. Udało mi się zebrać wszystkie części w przepięknych wydaniach od Aniplexu. Trwało to lat kilka, ale się udało. O czym jest Kizumonogatari? Zacznijmy od tego, że tak naprawdę to początek tego cyklu. W naszym życiu zdarzają się nieprzewidziane wydarzenia. Momenty, które rozbudzają nasze żądze. Koyomi Araragi w „przerwie wiosennej” między drugą a trzecią klasą liceum stał się ofiarą takiej żądzy. Zwykła wieczorna wyprawa do sklepu, która miała upuścić nieco emocji, zmienia jego życie oraz poglądy na świat. Poznaje on kobietę znajdującą się na granicy śmierci, która każe się nazywać Kiss-Shot-Acerola-Orion Heart-Under-Blade. Bohater podejmuje związaną z nią decyzję, która w skutkach nie do końca jest taka, jaka być powinna… Oto historia, którą opowie sam Araragi. Historia, która zmieniła jego życie. Wielokrotnie przesuwana przed laty premiera i ostatecznie zrealizowana w formie trzech filmów. Bardzo dobra rzecz ze świetnymi ścieżkami dźwiękowymi, które tutaj można posłuchać z płyt CD. Mam je w sumie również na płytach winylowych, ale tutaj są kompletne (na czarnym nośniku kilka utworów wyleciało), więc to też mnie niesamowicie cieszy. Nawiasem mówiąc, jakoś niedawno zapowiedziano wersję połączoną tych trzech filmów, edytowaną — i okrojoną. Znając Shaft, coś tam zmienią, ale jeszcze zobaczymy, jak to ostatecznie będzie wyglądać.

Kolejna fotka to dalsza część tej paczki. W końcu poddałem się i nie czekam na Anime Ltd, które przyznało, że nie wie, czy im się kiedykolwiek uda wydać tę kontynuację. Mowa tutaj o Sound Euphonium: 2 – Volume 1 i Volume 2 w wersji Limited Edition od Pony Canyon. Tak, kontynuacja perełki od Kyoto Animation. Po sukcesie w rundzie kwalifikacyjnej w regionalnym konkursie Kansai członkowie zespołu koncertowego Liceum Kitauji skupili się na kolejnym występie. Wykorzystując maksymalnie wakacyjną przerwę, zespół bierze udział w obozie, gdzie instruuje ich opiekun zespołu Noboru Taki i jego przyjaciele, którzy zarabiają na życie jako profesjonalni muzycy. Kumiko Oumae i jej przyjaciele są zdeterminowani, aby zdobyć złoto na konkursie Kansai, ale kłopoty pojawiają się, gdy niegdysiejsza członkini, wykazuje chęć powrotu do zespołu i przywołuje złe wspomnienia sprzed roku. Kumiko dowiaduje się także o zaskakującej przeszłości swojego nauczyciela i motywacji, która pcha go, aby prowadzić zespół do zwycięstwa. Niedawne zdobycie przywileju występu w Krajowych zawodach to dopiero początek ich historii. Nie chciałem brać tej wersji, bo na pewno Anime Ltd wykonałoby podobny box do tego od sezonu pierwszego, ale nie chciałem już zwlekać, bo widoczne na fotce wydanie ma już lat kilka i pojawiły się pogłoski o wygaszaniu licencji. Dalej mamy Arifureta: From Commonplace to Worlds Strongest – Season 2 – Limited Edtion od Funimation. Przeniesiony do innego świata i opuszczony przez dawnych przyjaciół, Hajime musiał podnieść się z dosłownego dna. To było w labiryncie, gdzie wzmocnił swoją słabą magię i znalazł kilka pięknych sojuszników. Teraz po uratowaniu swoich kolegów z klasy, wyrusza do Erisen, aby eskortować Myu i jej matkę. Hajime będzie walczyć i pokona każdego, kogo musi, aby znaleźć drogę do domu — nawet jeśli będzie to sam Bóg! Kupiłem, bo chciałem mieć i dlatego, że podobno się już wyprzedaje. Pamiętam, że z limitowaną wersją od pierwszego sezonu prawie wtopiłem i bym jej nie miał. Tutaj już jestem bezpieczny.

Czas na kolejną fotkę i dalej na animację japońską, ale już zupełnie inne zamówienie. Z grudnia tamtego roku, a konkretniej z wyprzedaży Anime Ltd. W końcu, po wielu przesunięciach daty premiery, otrzymałem Nadia: Secret of the Blue Water – Ultimate Edition z książką dużego formatu i serialem na nośnikach UHD i BD. Po wielu przebojach, które jeszcze się nie zakończyły, bo wydawca już zapowiedział wysyłanie poprawionej płyty Blu-ray, bo jednego odcinka nie można z poziomu menu w ogóle włączyć. Poważnie, moi drodzy. Wprawdzie nabywałem dla książki i płyt UHD, ale jednak trochę słabo to wyszło. Wydanie bardzo eleganckie, a książka przepełniona świetnym materiałem. Wersję UHD dopiero zacząłem analizować, ale na razie bym to ocenił jako — wygląda lepiej, jednak nie są to różnice, które „niedzielnego fana” wprawią w zachwyt. O czym to jest? Akcja toczy się w alternatywnej rzeczywistości w roku 1889. W Paryżu podczas Expo 14-letni Jean Roque Raltique, który jest pochodzącym z Hawru zapalonym wynalazcą, zakochuje się w przypadkowo spotkanej ciemnoskórej dziewczynie o imieniu Nadia, która pracuje jako akrobatka w cyrku. Nieznająca swojego pochodzenia Nadia jest właścicielką tajemniczego kryształu zwanego Błękitną Wodą, który skrywa w sobie ogromną moc. Z tego powodu Nadia i jej udomowione lwiątko King znajdują się na celowniku trójki złodziejaszków pragnących odebrać jej skarb. Nadia i Jean są zmuszeni uciekać przed nimi, w konsekwencji rozbijają się na wodach Atlantyku stworzonym przez Jeana samolotem. W splocie wydarzeń chłopak i dziewczyna trafiają na pokład zaawansowanej technologicznie łodzi podwodnej Nautilus, dowodzonej przez tajemniczego kapitana Nemo. Załoga Nautilusa walczy z armią Neo-Atlantydy, na której czele stoi żądny władzy nad światem tyran zwany Gargulcem, który chce w tym celu posiąść Błękitną Wodę. Jean i Nadia trafiają opanowaną przez Gargulca wyspę, skąd udaje im się uratować małą dziewczynkę o imieniu Marie. Po pomocy udzielonej przez trójkę złodziei i uratowaniu grupy przez Nautilusa bohaterowie decydują się dołączyć do jego załogi, gdzie przeżywają wiele przygód walcząc z Neo-Atlantydą oraz ostatecznie dowiadują się o tajemnicy Błękitnej Wody. Na jaw wychodzą również stosunki między Nadią a kapitanem Nemo. Kapitalna seria, którą gorąco polecam wszystkim. Jedna z moich ulubionych.

Czas na ostatnią fotkę z animacją japońską, czyli Black Lagoon: The Complete Series – Collector’s Edition od Anime Ltd. Tak, moi drodzy, w końcu mi się udało nadgonić ten tytuł w tej wersji i zrobiłem to w ostatniej chwili. Jestem wielkim fanem tej historii grupy przemytników, zabójców czy jak to nazwać. Miałem wydanie limitowane od Funimation, ale chciałem też mieć tę wersję, bo wygląda cudnie, ma zupełnie inną książeczkę itd. W końcu dopiąłem swego i bardzo mnie to cieszy. Tytułowe Black Lagoon to nazwa grupy podejmującej się zadań z pogranicza prawa. Poznajemy ich w trakcie wykonywania pewnego zlecenia, wskutek którego dołącza do nich jeden z bohaterów. Ta grupa to coś więcej niż zwykli przemytnicy, czy zbiry do wynajęcia. Ich działania nie zawsze zgodne z prawem, często narażające ich na ryzyko śmierci, niekoniecznie prowadzą jedynie do zysku za wszelką cenę. Wielkie spluwy, pełno akcji, wybuchy i pościgi, jeżeli lubicie hollywoodzkie kino sensacyjne, jest to zdecydowanie tytuł dla was. Polscy fani go i tak znają dzięki Waneko, które wydało u nas mangę, czyli pierwowzór. Obok leży na fotce katalog od Anime Ltd, który uzyskałem w ramach swojego „unlimited” – gorąco polecam sobie to wykupić. Fanie mieć rabat na każde zamówienie, nieprawdaż?

Czas na zmianę medium, czyli muzyka. Zdobyłem po jakiejś nieco śmiesznej cenie album Shiro Sagisu o tytule SSSS.Dynazenon: Original Soundtrack w wersji Limited Edition prosto z Japonii. Sklep w europie miał jakąś kopię i sprzedawał ją o… 70% taniej. Tak, to nie żart. Album jest świetnie wydany — twarda i ładna okładka, kolorowe nośniki i świetne tłoczenie. Muzycznie niezwykle dobrze z powracającym motywem w różnych stylach, budując coś na miarę „concept albumu”, naprawdę polecam.

Czas na zmianę medium, czyli mangi. Tym razem będzie trochę to przemieszane, bo robiłem fotki partiami. Teoretycznie dzięki temu miałem się nie pogubić, ale nie wyszło to tak dobrze, jak początkowo planowałem, ale z drugiej strony — udało się ze światłem. Zaczynamy od J.P.Fantastica i ich premierowych pozycji, które zdobyłem. Na pierwszy ogień idzie zupełna nowość, czyli Hajime Isayama i Atak Tytanów — Lost Girls w twardej oprawie. Wydawca postanowił pójść za ciosem (i spełnić marzenia fanów), wydając w końcu poboczne historie z tego szalenie popularnego uniwersum. Na jej fabułę składają się dwa (w sumie to trzy, ale ten ostatni jest nieco znany), oryginalne wątki skupiające się na postaciach Mikasy Ackermann oraz Annie Leonhart. Wydawca też potwierdził, że planuje wydać oryginalną serię w twardej oprawie po wydaniu wszystkich historii pobocznych, które planuje. Po obliczeniach wychodzą prawie trzy lata. Niemniej, warto było wziąć pod uwagę ten fakt podczas zakupu. Dalej mamy Kentaro Miura i Berserk z tomem czterdziestym, czyli mamy już prawie cały dorobek autora związany z tym tytułem. Wydawca jakoś międzysłowiami wspomniał, że będzie dalsza część też wydawał, co spotkało się z entuzjazmem. Na koniec tej fotki Eiichiro Oda, czyli One Piece z tomem osiemdziesiątym piątym. Tak, już oficjalnie zbieram.

Kolejna fotka to dalsze twarde oprawy od J.P.Fantastica. W tym miesiącu było ich zdecydowanie dużo, a wynikało to z dostarczenia nadmiarowych dwóch, które były opóźnione. Na początek najbardziej obszerny z trzech, a więc Tsukasa Hojo i City Hunter z tomikiem szóstym. Wiecie, że ten kolos ma tyle samo stron co zapowiadane na luty Claymore, a cenowo wypada zdecydowanie lepiej? Tak, ale tutaj cena była ustalana zdecydowanie dawniej, więc wydawca po prostu jej nie aktualizuje, co się zdecydowanie ceni. W każdym razie jak zwykle super. Dalej mamy Shūichi Shigeno, czyli Initial D z tomikiem czwartym. Też jest to grubasek, ale nie aż takiego kalibru. Wyścigi, adrenalina, to lubimy. Na koniec Rumiko Takahashi i InuYasha z tomem jedenastym, czyli dalszy etap przygód pół demona i dziewczyny, która jest wcieleniem lub daleką krewną kapłanki walczącej z człowiekiem-wilkiem i jego dawną miłością.

Kolejna fotka to dalej J.P.Fantastica i twarde oprawy. Na początek opóźnione dzieło Hirohiko Araki, czyli JOJO’s Bizarre Adventure – part III z ostatnim tomikiem. Chodzi oczywiście o ten „arc”, bo kolejny debiutuje w styczniu przyszłego roku. Tak, oficjalnie będzie ten czarty. Kogoś to w ogóle dziwi? Jeśli dobrze pamiętam, manga ta sprzedaje się bardzo dobrze, co mnie w ogóle nie wprawia w zdumienie. Dalej mamy Akirę Toriyamę, czyli Dragon Ball – Full Color: Saga 3 z tomikiem drugim. To już „Z” od jakiegoś czasu i z dodatkiem w postaci pocztówki. Nie wiem, czy pamiętacie, ale cały oryginalny Dragon Ball był bez dodatków, mimo że były planowane. W każdym razie czyta się to świetnie. Dalej mamy już coś od Studia JG. Zaczynamy od Asuka Konishi, czyli Niech śmierć nas rozdzieli z tomikiem trzecim. Dalszy ciąg nieco porąbanego romansu, gdzie chłopak i dziewczyna reprezentują sojusz dwóch rodów jakuzy.

Kolejną fotkę otwiera twarda oprawa dalej od Studia JG. Mowa tutaj o Natsu Hyuuga, czyli Zapiski zielarki z tomikiem dziewiątym. Seria jest znana z bieżącego sezonu i spotkała się z wielkim uznaniem, co mnie w ogóle nie dziwi. Od samego początku polubiłem tę serię, a początkowo nie byłem pewien, czy ją kupować. Cóż to byłby za błąd, bo bym stracił śliczną kartę festiwalową. W każdym razie dalej świetnie się to czyta. Potem mamy Naoya Matsumoto, czyli Kaiju No.8 z tomikiem… ósmym. Tak, w końcu pasuje. Sam tomik bardziej skupia się na treningach lub tematach nieco z przeszłości. Czyta się to niezwykle szybko, jak zawsze, a potem to oczekiwanie na dalszą część… Ostatnia manga na tej fotce to Nanashi, czyli Nie drocz się ze mną, Nagatoro! z tomikiem jedenastym. Zaczyna nam kiełkować romans w stopniu znacznym, ale zanim to dostrzeżecie, trochę tematów sportowych, co nawet widać po dodatku.

Kolejna fotka to dalej Studio JG. Na początek coś nieoczekiwanego, czyli Nagabe i Dziewczynka w Krainie Przeklętych z tomikiem piątym nabytym za punkty. Tak, jeszcze kilka i będę miał komplet po latach. Tylko się zastanawiam nad albumem jeszcze… Dalej mamy Akiko Higashimura, czyli Tokijskie singielki i ich tęgie rozkminy z tomikiem szóstym. Dalszy ciąg poszukiwania miłości, walki z rozsądkiem, marzeniami, czyli ta wspaniała słodko-gorzka komedia, która niezwykle trafnie ukazuje pewne sprawy. Polecam.

Kolejna fotka to dalej Studio JG. Na początek Fe, czyli Love of Kill z tomikiem szóstym. Ależ ta manga jest ładnie rysowana. Nietypowego duetu płatnego zabójcy z młodą łowczynią głów ciąg dalszy. Dalej mamy Haruichi Furudate, czyli Haikyu!! z tomem ósmym. Czy bohaterowie pomimo porażki wstaną i zaczną przygotowywać się z takim samym zapałem do kolejnego turnieju? Na koniec tej fotki Nakaba Suzuki, czyli Seven Deadly Sins z tomem dwudziestym piątym… Właśnie zdałem sobie sprawę, że to był ostatni z mojego zbiorczego pre-orderu. Chyba powinienem kolejny tego typu złożyć, nieprawdaż?

Lecimy dalej ze Studiem JG. Na początek bardzo przeze mnie lubiana seria od Kotoyama, czyli Zew nocy z tomem szóstym. Dalsze losy bohaterów i roków życia nocą. Wprawdzie brakuje muzyki z adaptacji, ale można przecież sobie słuchać na słuchawkach podczas czytania. Dalej mamy Kenji Inoue, czyli Grand Blue z tomem siedemnastym pikantnej i niesamowicie popularnej komedii. Na koniec fotki NAOE, czyli Tokyo Aliens z tomem trzecim. Sho Tenkubashi przyjął na siebie cios wymierzony w Akirę i ochranianą przez nich kosmitkę. Roztrzęsiony Gunji zbiera się w sobie, by odeprzeć wrogi atak, ale brak mu doświadczenia i wkrótce staje w obliczu pewnej śmierci. Jednak wtedy jego oczom ukazuje się niewyobrażalny widok… Na światło dzienne zaczyna wychodzić tajemnica Tenkubashiego oraz zagadka przekraczająca czas i przestrzeń!

Kolejna fotka to dalej Studio JG. Na początek Iro Aida, czyli Hanako, duch ze szkolnej toalety z tomem szesnastym. Ofiara kapłanki sprawiła, że więź między światem ludzi i duchów zostaje zerwana. Nene i Ko próbują znaleźć jakiś sposób, by przedostać się na granicę wymiarów – a wtedy trafiają w okolicę niesławnego Czerwonego Domu. Słysząc płacz dziecka, decydują się zaryzykować, że spadnie na nich mordercza klątwa, i wchodzą do budynku. A tam spotykają chłopca do złudzenia przypominającego Hanako. Przed Wami tom szesnasty historii o szkolnych duchach i tajemnicach skrywanych przez Czerwony Dom! Dalej mamy Mizuho Kusanagi, czyli Yona w blasku świtu z tomem dwudziestym czawartym. Żeby zapobiec konfliktowi między Koką a Xing, Yona zwraca się do herszta informatorów z Kuto, Ogiego, i prosi go o przekazanie wiadomości Su-wonowi. Tymczasem uwięzieni w lochu smoczy wojownicy powoli dochodzą do siebie dzięki pomocy Mizariego, który wydaje się głęboko zafascynowany ich boską mocą. Jeśli jednak wybuchnie wojna, Yun i pozostali niechybnie zostaną straceni. Czy Yona zdąży powstrzymać najgorsze?! NA koniec tej fotki Yuuki Tabata, czyli Black Clover z tomem trzecim. Mars, potężny mag z wrogiego Królestwa Karo, bez problemu pokonał Yuno, a teraz przyparł do muru Astę! Czy chłopak wyjdzie cało z tej zażartej walki? I czy nasi bohaterowie wreszcie wydostaną się z lochu?

Czas na ostatnią fotkę z mangami Studia JG. Na początek Hiroyuki Takei, czyli Shaman King z tomem trzynastym. Po dotarciu do wioski Paczów oczom Yo i spółki ukazuje się Wielki Duch – źródło wszystkich zjaw na tej planecie. Szamani rozpoczynają przygotowania do kolejnego etapu Turnieju. Warunkiem, by przejść dalej, jest stworzenie trójosobowych drużyn. Jak Yo poradzi sobie z brakiem Lyserga? Dalej mamy nowość, ponieważ jest to seria, której kiedyś miałem dwa tomiki, sprzedałem je, ale postanowiłem powrócić, gdy znowu zapragnąłem poczytać tę mangę. Mowa tutaj o Hiro Mashima, czyli Fairy tail z tomem czterdziestym drugim. Natsu i jego kamraci ledwo ukończyli swoją misję w Wiosce Słońca, gdy światem magicznym wstrząsnęły straszliwe wieści… W siedzibie głównej Rady Magii doszło do potężnych wybuchów, w których życie stracili niemal wszyscy jej członkowie. Za zamach odpowiada mroczna gildia Tartaros. Cudem ocalały Dranbolt szuka informacji na temat sprawców i staje oko w oko z uwięzionym Cobrą, magiem Oración Seis. Młody radny musi zmierzyć się z przerażającą prawdą… Członkowie Tartaros są demonami Zerefa! Światu grozi niebezpieczeństwo, o jakim nikt jeszcze nie słyszał! Dalej mamy już wydawnictwo Dango i Norio Sakurai, czyli Czarne chmury w moim sercu z tomem drugim. Kyotaro Ichikawa przeżywa młodzieńczy kryzys i fantazjuje o morderstwie Anny Yamady, klasowej gwiazdy. Podążając za swoim zabójczym instynktem, zaczyna ją uważnie obserwować – okazuje się, że Anna wcale nie jest taka, jak ją sobie wyobrażał… Kyotaro pierwszy raz w życiu się zauroczył… Przed wami wesoła komedia o relacji chłopaka i dziewczyny o charakterach różnych jak Yin i Yang!

Ostatnia fotka należy do wydawnictwa Kotori i dotarła w ostatniej chwili, ale i tak zawiera kapitalne wręcz rzeczy. Na początek Ai Yazawa i Nana z tomem trzecim w twardej oprawie z kalendarzem na biurko na rok 2024. No zrobili mi dzień tym dodatkiem. Jest wspaniały, no prawie przebił tę torbę materiałową dodawaną do tomu pierwszego, jestem wzruszony. Wszystko zaczyna się powoli układać. Po utracie pierwszej pracy Hachi zostaje zatrudniona w wydawnictwie i w optymistycznym nastroju rozpoczyna nowy etap życia. Niestety dobra passa nie trwa zbyt długo, bo jak grom z jasnego nieba spada na nią wieść, że Shouji ma romans. Jedynym pocieszeniem jest obecność Nany oraz… dwa bilety na długo wyczekiwany koncert Trapnest. Hachi, świadoma, co łączyło współlokatorkę z gitarzystą tego zespołu, postanawia zabrać ją ze sobą. Dalej mamy duet Yanagino Kanata, Okuhashi Mutsumi, czyli Paladyn z ziem dalekich z tomem piątym. Są rzeczy, których bogowie chcą dokonać naszymi rękami. Na krańcu południowego kontynentu, spustoszonego dwieście lat wcześniej przez demony, leży White Sails, przyczółek ponownej ekspansji rodzaju ludzkiego i zarazem cel podróży Willa. Krótko po przybyciu na miejsce chłopak zabija atakującą miasto wiwernę, co otwiera mu drzwi do pałacu tutejszego władcy. Niestety książę Ethelbald nie jest skłonny wspomóc go w walce z demonami zasiedlającymi Las Bestii, więc Will odchodzi z niczym. Nie zamierza się jednak poddawać. Sam zbiera drużynę i prosi o zgodę na zorganizowanie wyprawy. Lecz książę przedstawia mu zaskakującą propozycję… Na koniec Makoto Ojiro, czyli Bezsenność po szkole z tomem czwartym. Dwie bratnie dusze połączone ze sobą poprzez radio. Choć kółko astronomiczne liceum Kuyou na powrót się reaktywowało, jego los nadal jest niepewny. Aby działalność została oficjalnie uznana, Ganta i Isaki organizują spotkanie astronomiczne, podczas którego goście będą mogli podziwiać deszcz meteorytów. Przygotowania idą pełną parą i kiedy już wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nad szkołą zbierają się czarne chmury…
To by było na tyle, moi drodzy. Koniec bomba, a kto do tego momentu nie doczytał, ten trąba. Ponownie mieliśmy całkiem zróżnicowany miesiąc pod względem skarbów do opisania. Zapowiadałem, że listopad będzie obfity i można powiedzieć, że spełniłem obietnicę. Wprawdzie z animacją japońską nie dopisało aż tak mocno, jak tego oczekiwałem, ale i tak trochę obrodziło. Mangowo zdecydowanie było z większym przytupem, a gdybym podliczył do tego festiwal mangowy, to już w ogóle mogłaby rozboleć głowa. W każdym razie jeszcze jeden tego typu wpis się pojawi w tym roku i tam będzie sporo animacji japońskiej, bo duża część może wpaść już w tym tygodniu. Ale to już dalsze i odleglejsze tematy. Tymczasem udaję się na spoczynek. Udanego i do następnego.

[ANIME UHD] Belladonna of Sadness – Limited Edition (i książka Belladonna of Sadness: A Companion Book to the 1973 Japanese Anime Cult Film)

Czas na najnowszy wpis na moim blogu i tym razem bez przerwy. Zaczynamy powoli wkraczać w czas świąteczny, a co za tym idzie wyprzedaże wszelakie. W końcu w najbliższy piątek startuje Black Friday, a na niektórych sklepach już wystartował „Black Week” czy jak to tam nazywają. W naszym kraju często są śmieszne te promocje, ale nie zawsze, bo sklepy mangowe często dają radę. Pamiętam, że jakoś rok czy dwa temu naprawdę się obkupiłem na promocjach Kotori. Teraz już u nich jestem raczej na bieżąco, ale od J.P. Fantastica mógłbym co nieco nadgonić sobie. Zobaczymy, bo jednak planowałem trochę oszczędzić. Czas na nowinki wydawnicze. Trochę mnie czas goni, więc tylko wspomnę o kalendarzach o Studia JG do kupienia osobno oraz takich dodawanych w formie gratisu do pięciu mang zakupionych od wydawnictwa. Haczyk polega na tym, że trzeba mieć przynajmniej jeden tomik konkretnej pozycji, więc jeśli macie komplet, kupujecie do odsprzedania lub na prezent. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest limitowane wydanie filmu Belladonna of Sadness na nośniku UHD wraz z książką od Anime Ltd. Tak, moi drodzy, wracamy do cyklu recenzji filmów na płytach wysokiej rozdzielczości. Dzisiaj padło na film, który już kiedyś wam opisywałem przy okazji wydania na płycie Blu-ray. Trochę czasu minęło i w międzyczasie Anime Ltd wydało go na UHD. Pamiętam, że nie planowałem go brać od razu, gdyby nie pewien dosyć ważny aspekt. Przed laty, gdy Anime Ltd nie wysyłało jeszcze paczek poza UK, wydało ten film w edycji kolekcjonerskiej na niebieskim nośniku i jako gratis (i to jaki!) od wydawcy dołączano książkę/album, który pierwotnie był sprzedawany/rozdawany podczas premiery tego obrazu na jakimś festiwalu. Piękna to była rzecz, a ja z utęsknieniem i nerwami patrzyłem na coś, czego sobie nie kupie. Potem się pojawiał na aukcjach, ale jego cena była bardzo wysoka. Wkurzony, czasem zerkałem, ale musiałem obyć się smakiem. Potem pojawił się ten film ponownie na UHD w dzisiaj omawianym wydaniu i Anime Ltd na premierę w ograniczonym nakładzie sprzedawało go ponownie ze wspomnianą książka. Marzenia się spełniają, moi drodzy, nabyłem coś, czego pragnąłem od dawna. Najpierw trochę o filmie i będzie tu trochę historii, fabuły i, oczywiście, o jakości remasteringu. Rozsiądźcie się wygodnie. Belladonna of Sadness to trzeci film z luźnej trylogii anime dla dorosłych wyprodukowany przez Mushi Production Osamy Tezuki, po „Księdze tysiąca i jednej nocy” oraz „Kleopatrze”. Finansowa porażka w 1973 roku sprawiła, że był to nie tylko ostatni film z trylogii, ale ostatni obraz, jaki Mushi kiedykolwiek wyprodukował – w tym samym roku studio zbankrutowało. Jednak jako przedsięwzięcie artystyczne pozostaje bez wątpienia sukcesem i do dziś wywiera wpływ, mimo że nie był powszechnie dostępny. Tezuka faktycznie opuścił Mushiiego w połowie produkcji Belladonny, pozostawiając go w rękach reżysera Eiichi Yamamoto. Yamamoto był współreżyserem dwóch poprzednich filmów z trylogii „Animerama” z Tezuką, ale pozostawiony samemu sobie, rozwinął niektóre wybory stylistyczne w tych filmach, ograniczając, a często nawet eliminując animację postaci na rzecz przyjęcia bardziej konsekwentnie abstrakcyjne podejście. Opowiadając tę szczególnie ponurą i tragiczną historię, wyeliminował także charakterystyczny dla Tezuki humor (dlatego też ten film nieco odstaje wizualnie od reszty trylogii — ale nie w złego znaczeniu tego słowa). Belladonna of Sadness jest luźno oparta na książce La Sorciere Julesa Micheleta z 1862 roku, która życzliwie spojrzała na czary, przedstawiając je jako akt buntu przeciwko społeczeństwu feudalnemu i Kościołowi rzymskokatolickiemu. Scenariusz Yamamoto i Yoshiyuki Fukuda opowiada historię Jeanne i Jeana, pary nowożeńców ze średniowiecznej Francji, której noc poślubna zostaje przerwana, gdy Jeanne zostaje brutalnie zgwałcona zbiorowo przez miejscowego barona i jego świtę. W rezultacie Jeanne zawiera pakt z diabłem, co uruchamia łańcuch wydarzeń, które w równym stopniu przyniosą dobrobyt i katastrofę. Rzeczywiście w „Belladonnie smutku” pojawia się niejasny motyw wyzwolenia, choć jest nieco zagmatwany przez problematyczny trop kobiety zdobywającej wolność jedynie poprzez degradację i wykorzystywanie seksualne ze strony męskiego establishmentu. Z drugiej strony ciekawe jest to, że Jeanne zyskuje własną sprawczość, stając się tym, czego najbardziej boją się męskie struktury władzy: wiedźmą. Celowo bierze na siebie ich irracjonalne lęki, ożywiając je. Czary Jeanne są przedstawiane jako mające pozytywny wpływ na otaczający ją świat, choć prowadzą ją do nieuniknionego konfliktu z patriarchalnymi strukturami władzy, co staje się jej upadkiem. Źródło, które próbuje pokazać, jak żyła jej dusza podczas Rewolucji Francuskiej, nie do końca pasuje do reszty filmu, choć jest to zrozumiałe, ponieważ Yamamoto dodał go później, aby uczynić historię bardziej atrakcyjną dla żeńskiej publiczności. Niezależnie od pytań, jakie można nasunąć w związku z historią „Belladonny smutku”, jest to niezwykły przykład nieograniczonych możliwości medium animowanego – choć, jak na ironię, dzieje się to poprzez ograniczenie ilości rzeczywistej animacji w filmie. Większa część historii jest opowiedziana za pomocą akwarelowych obrazów, z których wiele to po prostu statyczne obrazy, po których przesuwa się kamera. Rzeczywista animacja w filmie jest bardzo stylizowana. Wszystko jest w niezwykłym stopniu abstrakcyjne, a to jest najbardziej istotne w odniesieniu do treści seksualnych. Belladonna zawiera wulgarne obrazy, ale jest potraktowana w sposób usuwający erotyzm z tego, co dzieje się na ekranie – jest graficzna, ale nigdy nie sprawia wrażenia pornograficznej. Techniki zastosowane przez Yamamoto niekoniecznie były nowatorskie, ale sposób, w jaki je wszystkie połączył, wywarł wpływ na animatorów takich jak Ralph Bakshi. Niezależnie od tego, czy dziedzictwo Jeanne przetrwało jej własną śmierć, dziedzictwo Belladonny smutku przekroczyło własną śmierć w kasie. Belladonna of Sadness, będąca efektem tradycyjnego procesu animacji, została sfotografowana na taśmie 35 mm z obiektywami sferycznymi przez autora zdjęć Shigeru Yamazaki i skadrowana w formacie 1,33:1 na potrzeby kinowej premiery. Wszystkie wydania anime w rozdzielczości 4K UHD wykorzystują renowację z 2016 roku, która została przeprowadzona przez Cinelicious w Los Angeles pod nadzorem Dennisa Bartoka. Właściwie przekonał firmę Gold View Company (obecnego posiadacza praw do Biblioteki Produkcyjnej Mushi) do wysłania oryginalnego negatywu aparatu do Los Angeles w celu renowacji. Zostało zeskanowane w rozdzielczości 4K, ale problem pojawił się natychmiast, gdy odkryto, że negatyw został przycięty w celu dopasowania do mniej wyraźnej, skróconej wersji, którą Yamamoto stworzył później. Odnaleźli więc jedyny pozostały wydruk nieobciętej wersji, jaki udało im się znaleźć, który znajdował się w Cinematek w Belgii. Na wydruku tym wypalono francuskie napisy, więc po zeskanowaniu brakujących fragmentów w rozdzielczości 4K napisy trzeba było usunąć cyfrowo. Negatyw był w zaskakująco dobrym stanie, ale nadal wymagał starannego oczyszczenia, zwracając uwagę na zachowanie oryginalnego ziarna i tekstury. Korekcja kolorów była wyzwaniem, ponieważ jedynymi dostępnymi odniesieniami były wyblakłe wzorce DigiBeta i francuska grafika, ale Gold View/Mushi dostarczyło niektóre oryginalne grafiki jako dokładniejsze odniesienie kolorystyczne. Dopasowanie materiału z francuskiej odbitki do negatywu również było dość trudne, ale udało się znaleźć sposób, aby zrównoważyć jedno i drugie. Wyniki renderowane w tej wersji 4K Ultra HD są znakomite pod względem sposobu, w jaki oddają zamierzony wygląd filmu, choć oczekiwania muszą zostać umiarkowane ze względu na ograniczony charakter animacji. Na płycie nie ma jakości HDR, ale w tym przypadku SDR wydaje się więcej niż wystarczający. Zakres kontrastu jest zwykle ograniczony, a kolory nie są mocno nasycone, choć nie powinny takie być. We wszystkim dominują stonowane pastelowe odcienie akwareli, które zostały tutaj pięknie odwzorowane. Tekstury w Belladonna of Sadness są prawdopodobnie ważniejsze niż kolory i to właśnie tamten transfer naprawdę błyszczy. Pociągnięcia pędzla, skład papieru, a nawet grubsza farba użyta w kilku ujęciach nadają wszystkiemu namacalne poczucie struktury – nawet naturalne ziarno filmu zwiększa to wrażenie namacalności. Zabrudzenia celowe pojawiające się na niektórych ujęciach zostały pozostawione w spokoju, co jest najlepsze. Jest tylko kilka anomalii tu i ówdzie, jak małe włoski wpełzające na krawędzie kilku ujęć, ale poza tym wszystko wygląda idealnie – idealnie w tym sensie, że dokładnie odwzorowuje fizyczne cechy animacji, a nie idealnie w Disneyowskim sensie wszystko jest sztucznie gładkie i homogenizowane. Warto zauważyć, że ulepszenia w porównaniu z wersją Blu-ray nie są drastyczne i mogą nawet nie być zauważalne dla wielu osób przy normalnej odległości oglądania. W porównaniu z Blu-ray, ziarno w tym wydaniu wygląda na nieco mocniejsze, a tekstury wydają się nieco bardziej wyrafinowane, ale może być konieczne zbliżenie się do ekranu, aby zobaczyć różnice. Jednak te różnice istnieją, więc dla tych, którzy wymagają tego, co najlepsze, nadal najlepszym rozwiązaniem będzie UHD. Dźwięk jest dostępny w japońskim formacie 2.0 mono LPCM, z możliwymi do wyłączenia angielskimi napisami. Firma Gold View Company wysłała także wszystkie oryginalne elementy dźwiękowe do Los Angeles, aby zespół Cinelicious mógł je odrestaurować i wykonali równie dobrą robotę. To czysty utwór, bez zniekształceń i innych anomalii. Dialogi nie są tak naprawdę zintegrowane z grafiką, ale jest to zgodne z projektem, ponieważ w filmie nie ma synchronizacji ruchu warg – twarze są zwykle statyczne, a dialog służy jako lektor w pewnym sensie. Partytura Masahiko Satoh dodaje energii produkcji i została tutaj dobrze odtworzona. Nie ma zbyt wiele głębokiego basu, ale wciąż brzmi stosunkowo solidnie jak na klasyczną japońską ścieżkę dźwiękową monofoniczną. Dobra, zejdźmy już na ziemię. Swoją drogą wspomniałem, że nie ma tu HDR, ale SDR wydaje się więcej niż wystarczający… Zweryfikujemy ten fakt po wydaniu Discotec, który o nim wspomniał w swoim wydaniu. Swoją drogą ciekawe, czy pojawi się potem kolejne wydanie u Anime Ltd. To film nietypowy jak na animację japońską, wręcz dziwny i niekojarzący się z nią, ale niezwykły, wręcz powalający. To taki film, który się ogląda raz na długi czas, ale seans jest niezapomniany. Czas na detale fizycznych aspektów.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: LPCM 2.0 (japoński) (UHD); DTS-MA 1.0 Mono, DTS-MA 2.0 (japoński)(BD)
Rozdzielczość: 2160p Native 4K (UHD); 1080p HD (BD)
Format obrazu: 16:9
Region: free (UHD); free (BD)
Napisy: angielskie
Dyski: 1xUHD i 1xBD

Wydane przez Anime Ltd Belladonna of Sadness w rozdzielczości 4K Ultra HD to dwupłytowy pakiet combo zawierający kopię filmu Blu-ray w rozdzielczości 1080p. Mamy tutaj twardy box ze śliczną okładką, do którego włożono BD-case z dyskami. W przeciwieństwie do innych wydań All the Anime, Blu-ray jest w rzeczywistości wolny od regionu. Znajduje się w nim dwustronna wkładka z różnymi grafikami z filmu po każdej stronie oraz okładka z jeszcze większą ilością ilustracji z filmu. To proste, ale efektowne opakowanie dzięki temu, że wszystko jest utrzymane w czystości, a wszystkie informacje techniczne i kody UPC znajdują się na osobnej kartce dołączonej z tyłu. Dodatki są identyczne na UHD i Blu-ray, z tą tylko różnicą, że zwiastun jest zakodowany w rozdzielczości 4K na UHD.

Podgląd na BD-case.

Tylna jego strona.

Podgląd na płyty. W dodatkach mamy wywiad z Eiichi Yamamoto, który zauważa, jak wpłynęło na niego czytanie mangi w dzieciństwie i wyjaśnia, jak trafił do branży animacji, najpierw w Otogi Production, a następnie przeniósł się do niefortunnej wytwórni Mushi Production Osamy Tezuki. Następnie opowiada o produkcji Belladonny of Sadness, wyjaśnia, dlaczego wybrał do niej wyjątkowe podejście stylistyczne i jak zmieniła się jego metodologia pracy w porównaniu do „Księgi tysiąca i jednej nocy” oraz „Kleopatry”. Zastanawia się także nad rozczarowującą premierą kinową w 1973 roku, częściowo obwiniając wprowadzającą w błąd kampanię reklamową, i wyjaśnia, dlaczego stworzył alternatywną, skróconą wersję.

Podgląd na grafikę pod płytami. Co ciekawe jest ukryta, bo mamy tutaj czarne pudełko.

Czas na wspomnianą książkę. Niniejsza publikacja towarzyszyła północnoamerykańskiej premierze odrestaurowanego filmu. Pięknie wydany, kolorowy, wielkoformatowy tom stanowi niezastąpiony dodatek do tego niesamowitego animowanego arcydzieła, zawierający fragmenty scenariusza, fotosy i inne efemerydy z filmu, tekst o żmudnej renowacji obrazu oraz wywiady przeprowadzone z ilustratorem filmu, kompozytorem i reżyserem, Eiichi Yamamoto. Całość liczy sobie sto dziewięćdziesiąt sześć stron. Swoją drogą nosi tytuł „Belladonna of Sadness: A Companion Book to the 1973 Japanese Anime Cult Film”, gdyby ktoś poszukiwał.

Tylna jej część.

Podgląd do środka, byście sami ocenili.

Jeszcze jedna fotka.

Tutaj podgląd na wywiady. Kapitalna rzecz.
Podsumowanie: Belladonna of Sadness pozostaje dość wyjątkowym doświadczeniem w świecie animacji, choć zawartość graficzna oznacza, że zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Piękno grafiki stanowi interesujący kontrast z brzydotą wydarzeń przedstawionych w filmie i właśnie ta dychotomia nadaje Belladonnie niezaprzeczalną moc. Ta piękna brzydota nigdy nie wyglądała lepiej niż w renowacji oferowanej przez All the Anime UHD. Przynajmniej na razie, bo Discotec może tutaj namieszać. Jeśli chcieliście mieć ten film, to lepszego wydania nie ma. Wprawdzie zdobycie wersji z książką może być misją niemożliwą, ale podobnie myślałem sam kiedyś — więc sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. To tyle na dzisiaj, miłego.

[Animacje UHD] The Transformers: The Movie 35th Anniversary – Zavvi Exclusive 4K Ultra HD

Ruszamy z najnowszym wpisem w naszym zestawieniu. Nie ma się co ociągać, bo jak wspominałem ostatnio, będę miał na dniach sporo recenzji do wykonania, więc trzeba wrzucić najpierw to obiecane lub samemu sobie postanowione do redakcji w pierwszej kolejności. Muszę przyznać, że ku mojemu małemu wprawdzie, ale jednak zaskoczeniu, ostatni wpis został bardzo ciepło przyjęty wieloma polubieniami. Dziękuję jak zawsze, bo to poprawia nastrój i zagrzewa do dalszej pracy. Czas na nowinki wszelakie. Dotarła do mnie tylko jedna manga, wszystko jest opóźnione. To nie jest żart, uwzięli się nam nie wszyscy. Byłem pewien, że w tym miesiącu będę wręcz zawalony, a się okazuje coś zgoła innego — wręcz trochę mało tego dotarło. Teraz ogłaszam kolejny jako bardzo obszerny w skarby i chyba tak się stanie, ponieważ sam festiwal tam wystartuje, chociaż to odrębny wpis, będą pewnie liczne zaległe mangi od Studia JG itd. Zobaczymy, co się tam pojawi. Czas na zapowiedzi wydawnicze. Studio JG wyda… „Elden Ring: Artbook”. Tak, to nie żart. Artbook od gry. Tak w sumie, to niby go wydaja, ale kupuję się z zewnętrznej strony, więc jakieś to nakombinowane jest, ale wisi oficjalnie u nich. Z jednej strony pomyślałem sobie „co to ma być?”, ale z drugiej „szanuje, serio”, bo jednak to świetna pozycja. Niemniej, pomimo dobrej ceny, jeśli porównać z odpowiednikiem zagranicznym, nie jestem zainteresowany. Nie zbieram raczej artbooków, a już tym bardziej od gier, gdzie są na wielu stronach prezentowane uzbrojenia wszelakiego typu. Jeszcze opis od wydawcy od tomu pierwszego: Pierwsza część zbioru zawiera najważniejsze grafiki znane z openingu do gry i materiałów promocyjnych. Oprócz tego, w jego skład wchodzą grafiki koncepcyjne, ukazujące proces tworzenia olbrzymiego otwartego świata i klaustrofobicznych podziemi, dokładne plansze wszystkich lokacji wraz z rekwizytami, a także szczegółowe projekty bohaterów oraz ich pancerzy i zbroi. Mamy jeszcze od drugiego: Część druga wydania zawiera projekty wszystkich przeciwników występujących w grze — zarówno tych mniej znaczących, jak i najpotężniejszych bossów. W środku znajdą się również grafiki koncepcyjne broni oraz niezliczonych przedmiotów dostępnych w grze. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film The Transformers: The Movie 35th Anniversary w wersji kolekcjonerskiej i ekskluzywnej do sklepu Zavvi na płycie UHD a wydanej przez Shout! Factory. Tak, moi drodzy, czas na druga animację w historii mojej stronki. Pierwsza była od Castlevanii sezonu 1 (do dzisiaj nie opisałem kontynuacji, no kto to widział), a dzisiaj padło na ten film. Muszę tutaj nadmienić, że ta recenzja miała się pojawić dawno temu. Naprawdę dawno temu, ale z różnych powodów była przesuwana. Ostatecznie może i dobrze się stało, bo mogę wam opisać wrażenia z seansu wersji na płycie UHD, ale z drugiej strony zakup tej edycji jest aktualnie praktycznie niemożliwy. Szkoda, bo to naprawdę dobry film, wizualnie kapitalny, a wydanie naprawdę świetnie przygotowane, ale po kolei. Dobra, zacznijmy od najważniejszych aspektów. Co właściwie tutaj robi ta recenzja, pomijając fakt, że autor ma prawo wrzucać, co mu się żywnie podoba? Seria Transformers jest rozległa niczym uniwersum Gundam, więc ma serii tak dużo, że można się w tym łatwo pogubić. W międzyczasie trafiły się też i takie, które zostały wyprodukowane w Japonii. Tak, uniwersum aż tak się przenika. Na dodatek to nie było byle co, bo jakieś trzy serie, które dały łącznie około stu dwudziestu odcinków. Jednak dzisiaj opisywany film miał premierę po drugim sezonie pierwszej serii z Transformers w nazwie, najbardziej kultowej w wielu kręgach. Musicie bowiem wiedzieć na wstępie, że Tranformers: The Movie rozgrywa się dwadzieścia lat po wydarzeniach z drugiego sezonu serialu. Co więcej – zamiast, jak większość odcinków serialu rozgrywać się na Ziemi – niemal w całości umiejscowiona jest w wielkim kosmosie z mnóstwem planet zamieszkałych przez różne roboty. I właśnie w tym kosmosie, nagle nie wiadomo skąd pojawia się wielka Planeta-potwór, która zaczyna pożerać kolejne planety. Nie wiadomo skąd się wzięła, ale wiadomo, że jedyną rzeczą, jaka może ją powstrzymać jest posiadana przez Autoboty matryca przywództwa. Ale tylko wtedy kiedy znajdzie się ktoś, kto potrafi i jest godzien skorzystać z jej mocy. Może się okazać, że odwieczni wrogowie będą więc musieli razem stawić czoła jeszcze jednemu olbrzymiemu niebezpieczeństwu. Brzmi klasycznie? Z jednej strony – jak najbardziej. Z drugiej – niekoniecznie. Film odwołuje się do znanej widzom serialu walki pomiędzy Autobotami i Decepticonami, ale jednocześnie – sugeruje, że to tylko niewielki element wielkiego kosmicznego świata, o którym nawet same Autoboty niewiele wiedzą. Jest w filmie sekwencja, w której bohaterowie trafiają na dość paskudną planetę, gdzie wielki sąd czterech twarzy skazuje wszystkich na pożarcie przez mechaniczne krokodyle. Do zbiornika z krokodylami trafia się wtedy kiedy zapadnie wyrok „niewinny”. Jako dziecko byłam zafascynowana tym, że nikt nie tłumaczy, o co chodzi z tym sądem i tą dziwną planetą. Nadal uważam, że to jeden z fajniejszych zabiegów. Kosmos jest wielki i skomplikowany – jasne, że bohaterowie nie będą wiedzieć wszystkiego. Co ciekawe – choć w filmie pojawiają się ludzcy bohaterowie, to są zupełnie na drugim czy nawet na trzecim planie. Film zdecydował się na coś, czego nie umieją zrozumieć ludzie od filmów aktorskich – Transformersy nie powinny być o ludziach. Ludzie nie są ciekawi. Transformersy są ciekawe. Jednak największą i fenomenalną zmianą, jaką wniosły Transformersy do filmowego doświadczenia, było obserwowanie śmierci ulubionych bohaterów. W Transformersach przez pierwsze pół godziny ginie więcej bohaterów serialu niż przez trzy sezony Gry o Tron. Łącznie z przywódcą Autobotów – Optimusem Prime. Fakt, że bohater może po prostu zginąć – i nie zostać ożywiony kilkanaście minut później, był wówczas nowością. Dziś oczywiście „każdy” wie, że decyzję o zabiciu kolejnych postaci podjęli twórcy zabawek, czyli Hasbro, które chciało wypuścić serię nowych plastikowych robotów dla małych dzieci. Ale jeśli odłożymy na bok te zupełnie komercyjne powody podjęcia takiej decyzji, to dostaniemy coś, co rzadko zdarza się w filmach kierowanych do młodszej widowni – śmierć bohaterów. I wiecie co – przynajmniej dla mnie to był najlepszy element filmu. Bo nareszcie okazało się, że bohaterowie grają o jakąś stawkę i wcale nie jest jasne, że przeżyją. Zabijanie bohaterów (zwłaszcza hurtem) może się wydać czymś, co niekoniecznie pasuje do animacji dla dzieci – ale fanów to absolutnie porwało. Inna sprawa – sam Unicorn – wielka planeta potwór był fascynujący. Dlaczego? Część akcji rozgrywa się w jego wnętrzu, które z jednej strony jest robotyczne i mechaniczne z drugiej – bardzo organiczne. Zresztą te wątki pojawiają się w filmach całkiem często – zawsze wzbudzając tę samą mieszankę zaciekawienia i niepokoju. Zresztą w ogóle ta wielka planeta Transformująca się w robota – potwora była równie fascynująca, jakby nagle w filmie pojawił się sam Szatan czy inne wcielenie największego zła. Dopiero po latach poznają fani historię o tym jak to w mitologii Transformersów Unicorn jest wcieleniem chaosu, właściwie bóstwem świata transformujących się istot. Fani, którzy mają słabość do historii posiadających swoją mitologię, musieli przyznać, że ucieszył ich fakt, że w Transformersach jest jakaś opowieść założycielska, jakaś odpowiedź na pytanie skąd wzięły się te wszystkie ożywione mechaniczne istoty. Ale to nie koniec zachwytów. Prawdę powiedziawszy – nawet po latach – bardzo dobre robi wrażenie, jak film fenomenalnie korzysta z soundtracku. Jeśli zastanawialiście się kiedyś jaki jest najlepszy soundtrack do animacji to macie jedna z odpowiedzi. Widzicie, na ścieżkę dźwiękową filmu składają się piosenki, które są tak bardzo z lat osiemdziesiątych, że bardziej być nie mogą. Ale jednocześnie – jest w tym filmie kilka scen gdzie nuty piosenek dokładnie zgrywają się z tym co widzi się na ekranie i człowiek – nieważne, czy ma lat osiem, czy trzydzieści nie może się oprzeć wrażeniu, że trudno nakręcić coś lepszego, coś bardziej podniosłego, coś bardziej cool [zpopk.pl]. Dobra, ktoś powie, że jest tutaj głównie nostalgia i przywoływanie czasów kaset VHS. Będzie miał trochę racji, ale naprawdę ta pozycja się broni, mimo że wycieka z niej klimat lat osiemdziesiątych. Masę kapitalnych pomysłów, muzyka, niedopowiedzenia, które są na korzyść, przeniesienie akcji w kosmos, śmierć bohaterów (sic!), głosy aktorów. Trzeba jednak zaznaczyć, że film pozostawił swój ślad w historii kina. Jedną z najczęściej przywoływanych ciekawostek jest fakt, że Transformersy to ostatnia rola Orsona Wellesa, który podkładał głos pod Unicrona. Sesja nagraniowa miała miejsce 5 października. 10 października Welles dostał zawału i zmarł. Są różne opowieści o tym jak słynny reżyser podszedł do swojej ostatniej roli. Przywoływane są jego wypowiedzi, gdzie dość niechętnie wypowiada się o tym, że gra zabawkę i streszcza fabułę filmu w najmniej emocjonalny sposób. Ale ludzie, którzy pracowali z Wellesem, twierdzili, że nie miał tak bardzo negatywnego podejścia. Czasy jego filmowej świetności minęły, ale wciąż snuł plany i myślał o kolejnych produkcjach. Tak, to produkcja w pełni po angielsku, nie ma opcji włączenia japońskiej ścieżki, ale w ogóle to nie przeszkadza. Czy są tutaj wady? Oczywiście, że są. Takie, które pojawiają się w całym cyklu serii o robotach — transformacje, które przeczą logice i skali, w jaką zmieniają się czasem roboty. To najpoważniejsza wada. Film też dosyć nagle się kończy. Niektórzy uważają, że producenci w pewnym momencie zauważyli, że już jada na oparach, jeśli chodzi o budżet, inni mówią, że byli już spóźnieni z produkcją. Trudno ocenić to po latach, bez jakiejś wnikliwej analizy wywiadów. Niemniej to film świetny, pełen akcji i na pewno dla tych, którzy właśnie pamiętają tę produkcję i zabawki sprzed lat. Tak, powrócił i to w kapitalnej wręcz jakości. Już samo wydanie na Blu-ray robi wrażenie, ale prawdziwą perełką jest płyta UHD i paleta barw czy dźwięków. To się pysznie ogląda — kolorystyka naprawdę jest przepiękna i podziwianie tej pełnej akcji przygody sprawia czysta przyjemność. Zdecydowanie polecam. Czas na detale, bo „tłumaczenia” opisywać nie będę.

Specyfika wydania:
Języki: angielski, hiszpański
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 (angielski) i DTS-HD Master Audio 2.0 (angielski)
Rozdzielczość: Native 4K (2160p) (UHD) i 1080p (BD)
Format obrazu: 16:9
Region: free (UHD) i B (BD)
Napisy: angielskie, angielskie dla niesłyszących i hiszpańskie
Dyski: 1xUHD i 1xBD

Mamy tutaj bardzo ładne wydanie, które przypomina edycję Ghost in the Shell na płycie UHD. Z ta różnica, ze nie wrzucono steelbooka. Co ciekawe, istniało wydanie w metalowym pudełku (ciągle można je zdobyć), ale nie znalazło się w opakowaniu. Mamy tutaj usztywniany box, do którego włożono BD-case z płytami (film ba Blu-ray oraz płycie UHD), artbook, plakat oraz sześć pocztówek. Wszystko w klimacie tego filmu.

Okładka BD-casu, czyli śliczna i znana grafika. To też kopia wydania standardowego.

Tylna jej część.

Podgląd na płyty.

Czas na pierwszy dodatek, czyli artbook. Na trzydziestu stronach oglądamy znane grafiki promocyjne, z plakatów czy wizerunki i pierwsze projekty robotów. Bardzo przyjemny dodatek.

Tylna jego część.

Podgląd do środka.

Czas na kopertę z dodatkami.

Tylna jej część. Ładnie wygląda swoją drogą.

Rozkładany plakat zaprojektowany przez Matta Fergusona.

Po odwróceniu kolejny plakat. Bardzo ładny.

Na koniec zestaw sześciu pocztówek. Szkoda, ale część powtarza się z artbooka. Mimo wszystko cieszy. Pamiętam, że można było kupić w pakiecie jeszcze koszulkę. Zrezygnowałem, ale w sumie żałuję, bo była bardzo fajna. Biała z nadrukiem znanym z okładki BD-casu.
Podsumowanie: To już 20 lat, odkąd Autoboty i Decepticony przebudziły się i wznowiły swą niekończącą się wojnę. Z Cybertronu, rodzimej planety Transformerów, wylatuje statek, na którym znajdują się najwierniejsi kompani Optimusa. Zmierzają oni na Ziemię, do miasta Autobotów, jednak nagle zostają zaatakowani przez Decepticony, które zabijają załogę statku i pod przykrywką atakują siedzibę swoich wrogów. Optimus postanawia raz na zawsze rozprawić się z Megatronem i wyzywa go na ostateczny pojedynek. Atak Decepticonów zostaje odparty, jednak ginie przy tym Prime, a jego zacięty przeciwnik zostaje poważnie ranny. W tym samym czasie w stronę Cybertronu zmierza Unicron — wielki Transformer żywiący się planetami. Pokonać go może tylko nowy przywódca Autobotów, używając Matrycy Przywództwa. Tę jednak chce zdobyć Galvatron — sługa Unicrona… Kultowa animacja, która pamiętają i z nostalgią wspominają fani VHS, powraca po latach w bajecznej jakości UHD. Dajcie się jej porwać jeszcze raz, ponieważ pomimo upływu lat kilkunastu dalej bawi i wciąga bez reszty. Opisywane tutaj wydanie już nie jest dostępne, ale istnieje edycja na steelbooku (lub czajenie się na aukcjach). To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME UHD] Millennium Actress – Collector’s Edition

Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Mamy tutaj drobne opóźnienie, które wynika z kilku spraw. Po pierwsze byłem nieco zajęty analizą narzędzi od OCR (wynikło to z pewnego powodu) i muszę przyznać, że w ostatnich latach jest to znacznie łatwiejsze niż kiedyś. Potem byłem na grzybach, więc sami rozumiecie. W każdym razie wracam do was ze wpisem. Na pocieszenie powiem, że porobiłem dzisiaj sporo fotek, bo dopisała pogoda, więc na kolejne wpisy są gotowe. Trzeba budować bazę, kiedy tylko się da, bo wiadomo, co może się dziać jesienią lub zimą. Czas na nowinki. Anime Ltd opóźniło pre-order Nadii, którego premiera miała być parę dni temu. Aktualnie ma się pojawić na początku listopada, ale wydawca obiecuje nam koniec października jeśli nie pojawi się nic nieoczekiwanego. Paczka z UK w drodze oraz ostatnie zamówienie ze sklepu RightStuf złożone. Będą tam perełki, które nie mogłem sobie odpuścić. Czas na nowinki wydawnicze. GKids wyda: Masaaki Yuasa Five Films (BD), czyli zestaw pięciu filmów tego autora z piękną grafiką od zestawu i bogatą książeczką. Ciekawe, czy jakiś odpowiednik będzie w UK. Jeszcze od tego samego wydawcy dostaniemy: Spirited Away Live On Stage (BD, live action). Media Blasters wyda: Magical Witch Punie-chan Special Edition (BD). Jeszcze zapomniana nowinka z naszego ryneczku. Studio JG wyda mangę Pink Heart Jam od Shikke. Cytując wydawcę: Świeżo upieczony student Yuki Haiga wstępuje do klubu muzycznego, gdzie szczególną uwagę zwraca na starszego od siebie Ryo Kanae. Niedługo później na imprezie przegrywa zakład, wskutek czego trafia jako klient do agencji towarzyskiej dla mężczyzn. Ku swojemu zaskoczeniu odkrywa, że jego towarzyszem na tę noc ma być właśnie… Kanae! Po szczerej rozmowie i upojnie spędzonych chwilach Haiga czuje się jeszcze bardziej zafascynowany starszym kolegą. Coraz częściej zaczyna też odwiedzać jego miejsce pracy… Nie moje klimaty. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Millennium Actress w edycji kolekcjonerskiej na nośniku UHD od Anime Ltd. Tak, moi drodzy, kontynuujemy nasz cykl wydawniczy recenzji pozycji na tym nośniku. Dzisiaj padło na ten niezwykle kultowy obraz, który jest dobrze znany polskim fanom dzięki IDG, które lata temu go wydało w naszym kraju na DVD. Miałem nawet to wydawnictwo, ale się go pozbyłem, gdy zdobyłem dzisiejsze cacko. Film zyskiwał już na niebieskim nośniku, a tutaj był jeszcze UHD. Zanim sobie opowiemy o tym remasterze i czy warto w niego inwestować, trochę o samym obrazie, bo może nie wszyscy go znają lub pamiętają. Poważnie? Są z nami fani anime, którzy nie znają jeden z bardziej kultowych filmów od mistrza Satoshiego Kona? Kto tam wie, może zapomnieli, zdarza się najlepszym. Gasnące gwiazdy kina to wysoce specyficzna grupa ludzi. Spędziwszy całe życie w świetle reflektorów, wcielając się w kolejne zadane role sceniczne, po odsunięciu za kulisy są świadkami zburzenia całego znanego im świata. Mogą z tego powodu stać się ofiarami depresji, zgorzknienia, czy też próbować żyć w skonstruowanej przez siebie ułudzie, niczym Norma Desmond z Bulwaru Zachodzącego Słońca. Części problemów tego typu przypuszczalnie doświadczyła Chiyoko Fujiwara, centralna, a zarazem tytułowa postać Millennium Actress. Przez lata odmawiała udzielania wywiadów i żyła w spokojnym odosobnieniu, z dala od niegdysiejszego blasku, aż w końcu metaforycznie trafiła do przeszłości, przekazywanej tylko z pomocą filmów z jej udziałem. Czując na sobie piętno nieubłaganego czasu, postanawia jednak przystać na propozycję Genyi Tachibany, dziennikarza i jej ogromnego fana, i ten jeden, ostatni raz opowiedzieć historię swojego życia. Wychodzi na jaw, że sprawy mają się zupełnie inaczej, niż można by przypuszczać – była aktorka okazuje się miłą, nieco sentymentalną starszą panią. Wyznaje natomiast, że na drodze swojej kariery kierowała się uczuciem z młodzieńczych lat, z którym wiąże się pewien tajemniczy klucz. Tachibana próbuje dotrzeć do sedna tej sprawy, odkrywając przy tym kolejne fragmenty życiorysu swojej odwiecznej idolki. Istotą tego filmu jest skupienie uwagi na dziejach jednej postaci. To prowadziłoby do jego klasyfikacji gatunkowej jako filmu biograficznego… gdyby tylko nie opowiadał on o postaci fikcyjnej. Możemy stąd wysunąć wniosek, że fabuła dostrzegalna w pierwszej chwili jest jedynie przykrywką… No właśnie, do czego? Odpowiedź na to pytanie staje się kluczem do pełnego zrozumienia tej produkcji. Pierwszą wskazówkę dostajemy, rozważając przeplatanie się życia zawodowego i osobistego aktorki. Reżyser swoim zwyczajem zadbał o to, żebyśmy nigdy nie mieli pewności, do którego z tych dwóch światów należy zaliczyć daną scenę. Często filmy, w których gra Chiyoko, w niezwykły sposób odzwierciedlają jej prywatną sytuację – poszukiwanie miłości z dawnych lat. Z kolei innym razem coś, co może początkowo wydawać się życiowym dramatem aktorki, okazuje się tak naprawdę mieć miejsce na planie filmowym. Z tego splotu dwóch rzeczywistości wyłaniają się rozmaite pytania. Która tożsamość człowieka, prywatna czy postrzegana przez innych, jest tą prawdziwą? Co wyznacza drogę, którą powinniśmy podążać? Czy w życiu kierujemy się uczuciami oraz emocjami i czy może to prowadzić do samospełnienia? Przy tej okazji dobrze byłoby wspomnieć o postaciach, które w filmie wykreowane są w wyjątkowo realistyczny sposób. Choć można się wzbraniać przed przyjęciem tego faktu do wiadomości, ogromną rolę odegrały tu ich graficzne projekty. Z wyjątkiem głównej bohaterki, która jako aktorka z założenia powinna dobrze wyglądać, próżno tu szukać postaci, o której moglibyśmy powiedzieć, że uchodzi za urodziwą – Tachibana wyraźnie spotkał się z lekką nadwagą wieku średniego, a asystujący mu kamerzysta, Kyouji Ida, ma w sobie coś, co określiłbym jako pozostałość „studenckiej niechlujności”. Bohaterowie, także drugoplanowi, zachowują jednak pewnego rodzaju „ludzkość”, która sprawia, że po możliwym pierwszym szoku przy zderzeniu z realizmem, którego nie znajdziemy w anime, gdzie wszyscy są chodzącymi ideałami, łatwo nam będzie z nimi sympatyzować; tego niestety zabrakło w Perfect Blue, poprzednim filmie Satoshiego Kona. Jednakże to tylko solidna baza, gdyż głównym środkiem komunikacji między postaciami a widzem są emocje. Poniekąd wydaje się to narzucone przez konwencję – przeprowadzający wywiad nie mają jak wpłynąć na wydarzenia z życia aktorki (choć tu można zostać zaskoczonym), więc ich uzewnętrznienie się jest ograniczone do reakcji na to, co słyszą. Dzięki świetnej mimice te emocje zostały przedstawione w sposób zdecydowanie zasługujący na pochwały – przekaz uczuć odbywa się na poziomie intuicyjnym, nigdzie nie ma przejaskrawień i nawet absurdalne reakcje wyglądają tak, jak wyglądałyby w rzeczywistości, nie tracąc przy tym swojego komizmu. Druga perspektywa, z której możemy rozumieć film, wymaga zauważenia, że wszystkie produkcje, w których Chiyoko brała udział, są związane z historią Japonii, a w większości nawet chronologicznie ułożone. Na pewno za takim zabiegiem stoi ogromny kunszt fabularny, pozwalający równolegle przedstawiać już nie dwie, ale trzy historie, natomiast jak należy to rozumieć? Być może Millennium Actress to próba określenia sytuacji, w jakiej znajduje się społeczeństwo Japonii na końcu tytułowego tysiąclecia, pod pretekstem przedstawienia życia aktorki filmowej. Bogata historia, niezwykła determinacja, ale czy udało się nie zgubić „klucza” do jak najlepszej przyszłości? A może na całe anime należy spojrzeć pod jeszcze innym kątem i stwierdzić, że filmowe kreacje Chiyoko tworzą jedną opowieść o miłości trwającej przez wieki i ponawianej w kolejnych inkarnacjach, niczym we wschodnich legendach. Film zostawia tę kwestię otwartą na interpretacje, choć nie sposób nie zauważyć pewnych zależności. Jak już zostało wspomniane, treść nie jest przedstawiona bezpośrednio, ale włożona w ramy wywiadu. Wprowadza to subiektywną perspektywę, która znacznie ułatwia widzowi przyjmowanie do wiadomości tego, że relacjonowane wydarzenia są wyjątkowo plastyczne i nieoczekiwanie przechodzą ze świata filmowego do prawdziwego i na odwrót. Poza tym wystarczy kojarzyć styl reżysera filmu, żeby domyślić się, że wywiad nie polega na siedzeniu i rozmowie. Nie chcę tu psuć niespodzianek, które zostały przygotowane w oparciu o ten pomysł, ale napomknę jedynie, że jest to wywiad wysoce „interaktywny” i postacie czasem znajdują się w samym środku akcji ze wspomnień aktorki. Stwarza to liczne okazje do zaprezentowania wirtuozerii Satoshiego Kona w kwestii montażu. Ujęcia przeplatają się i przenikają ze sobą w rozliczne pomysłowe sposoby, niektóre autorskie dla reżysera. Jak dla mnie nie ulega wątpliwości, przy którym ze swoich tytułów bawił się on najlepiej – widać to przede wszystkim po tym, że część tej zabawy udziela się również widzowi. Tak wspaniały montaż można dołączyć do pochwał dla grafiki, jednakże poza omawianą wcześniej mimiką postaci, nic więcej nie robi wrażenia – tła są odpowiednio szczegółowe, stylistyka może odrobinę ponura, ale raczej stosowna, animacja jest rozważnie rozłożona w czasie, tak że zdarzają się widowiskowe chwile – ale wszystko to należy do filmowego standardu, a nie jest ewenementem. Inaczej można się wyrażać o muzyce, która jest wyjątkowa pod paroma względami. Po pierwsze pokazuje, że elektronikę z elementami eksperymentalnymi można zgrabnie połączyć z orkiestrowymi aranżacjami i melodyjnym wokalem, po drugie, że można wykorzystać ją jako muzykę filmową, po trzecie, że mimo swojej niezwykłości zachowuje ona nastrojowość. Wszystkie te zasługi należy przypisać Susumu Hirasawie, dla którego Millennium Actress wyznacza początek współpracy z Konem. Ścieżka dźwiękowa anime słuchana niezależnie jest na tyle charakterystyczna, że od razu przywołuje niepowtarzalny klimat filmu. Połączenia nastrojowego fortepianu z ostrą fakturą syntezatorów i natchnionymi popisami wokalnymi zwyczajnie nie da się zapomnieć [tanuki]. Tak to mniej więcej (dosyć dokładnie w sumie) wygląda. Ogólnie rzecz ujmując, wielkie kino, naprawdę. Jeden z filmów, po którego obejrzeniu, bardziej krytycznie patrzy się na inne, bo mimowolnie próbuje się je porównać, a w takim zestawieniu przegrywają z tym obrazem Kona. Ta perełka jest prezentowana w rozdzielczości 2160p w natywnej prezentacji 4K. Kodowanie HEVC/H.265 jest wyjątkowe i ma niezwykle dobrą przepływność wynoszącą 48,86 Mb/s. Wydanie nie oferuje wysokiego zakresu dynamiki (HDR), ale prezentacja jest nadal oszałamiająca i stanowi znaczną poprawę w porównaniu z odpowiednikiem Blu-ray. Choć nie różni się to niczym dzień i noc od już doskonałej prezentacji Blu-ray, 4K z łatwością wygrywa i oferuje fanom transfer, który jest nieco solidniejszy i bardziej szczegółowy. Kompresja jest na najwyższym poziomie, a kodowanie nigdy nie ma problemów z przedstawieniem obrazu (nawet podczas szybkich sekwencji). Wydanie zawiera prezentację dźwięku przestrzennego DTS-HD Master Audio 5.1 w języku japońskim (z angielskimi napisami) i angielskim. Jakość dźwięku jest prezentowana w 24-bitowej wysokiej rozdzielczości. Jest to z pewnością wyjątkowa, bezstratna prezentacja, która zachwyca wyjątkową przejrzystością i szczegółowością. Ścieżka dźwiękowa brzmi pięknie, a każda sekunda partytury tętni życiem. Prezentacja audio na najwyższym poziomie, która sprawi, że fani będą zachwyceni. Reasumując, zdecydowanie polecam wybrać tę wersję, gdy ma się odtwarzacz i nie ma Blu-ray edycji. Jeśli się ją już ma i nie szuka się nawet małych usprawnień, może sobie odpuścić. Pod względem tłumaczenia jest bardzo dobrze, więc trudno się do czegoś doczepić. Czas na aspekty fizyczne.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński i angielski)(UHD i BD)
Rozdzielczość: Native 4K (2160p)(UHD), 1080p (BD)
Format obrazu: 4:3 (1.85:1)
Region: free (UHD) i B (BD)
Napisy: angielskie oraz angielskie dla niesłyszących
Dyski: 1xUHD i 1xBD

Mamy tutaj standardowe wydanie kolekcjonerskie od Anime Ltd, co znaczy mniej więcej tyle, że bardzo ładne. Firma ta wypracowała sobie w ciągu lat spójny styl swoich wydawnictw, który ładnie sie układa w kolekcji i zawsze cieszy zarówno oko od starony zewnętrzenj, zawartością fizyczna jak i samymi produkcjami. Ten obrazj est tego świetnym przykładam. Mamy tutaj usztywniany box, do którego włozono digipack z nośnikami (film na B;u-ra oraz UHD), dodano książeczkę i plakat, a wszystko wspaniale dopasowane klimatem tego filmu.

Digipack od zewnetrznej strony.

Podglad na płyty. Mamy tutaj w formie dodatku wywiady z osobami odpowiedzialnymi za angielski dubbing.

Grafika pod płytami.

Czas na najlepszy dodatek, czyli książeczkę na czterdzieści cztery strony. Jest pełna ciekawych faktów historycznych, analiz czy dzieła jako takiego w twórczości Satshiego Kona. Spora część tekstów pochodzi z książki lub artykułów słynnego już Jonathan Clementsa, którego można znać za sprawą opisywanej przeze mnie Encyklopedii Anime. Wszystko oczywiście opatrzone zrzutami ekranu i ciekawymi tłami. Świetny dodatek, który dodatkowo upiększa to wydawnictwo.

Tylna część.

Podgląd do środka, byście sami ocenili.

Jeszcze jedna fotka.

Ostatni dodatek, czyli replika plakatu kinowego.
Podsumowanie: Historia pewnej miłości, historia kariery zawodowej i historia Japonii przeplatające się ze sobą w produkcji przedstawiającej wywiad z aktorką filmową. Opus magnum Satoshiego Kona. Po latach dostępny nie tylko już na niebieskim nośniku, ale także na UHD. To nie lada gratka i wielkie kino, które zasługuje na uwagę. Opisywane wydanie jest jeszcze możliwe do zdobycia w opisywanej wersji (choć to już nie tak łatwa sprawa) lub edycji standardowej, gdzie tracimy książeczkę, digipack czy plakat. Decyzje pozostawiam wam, ale chyba dobrze przekonałem, którą zdecydowanie warto wybrać, nieprawdaż? To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME UHD] Your Name – 4K Ultra HD Collector’s Edition

Po lekkiej przerwie, lecimy z kolejnym wpisem moi drodzy. Na początek trochę takich kwestii organizacyjnych. W ten piątek ruszam na urlopik, który potrwa cztery dni, a co za tym idzie, nie będzie wtedy wpisów. Niby nie jakoś tam długo, ale zazwyczaj w weekendy były, więc informuję. Kolejna sprawa to wpisy dotyczące nowości z festiwalu, fotki porobiłem, więc będą się stopniowo ukazywały. Zrobię, co mogę, by przed premierami ich kolejnych części, już się ukazały. Czas na nowinki zakupowe. Dostałem maila, który głosi, że paczka z USA będzie w kraju na początku czerwca. Wprawdzie potem rusza procedury, które trwają też parę dni, ale w połowie miesiąca powinna być nam miejscu, więc będzie obfity wpis. Paczka z mangami zakupionymi podczas festiwalu i jakimiś dodatkami z tego tytułu w końcu ruszyła i jutro powinna być na miejscu. Niebawem też Anime Ltd powinno mi płytę wysłać, na co po cichu liczę. Czas na nowinki wydawnicze. Nozomi, czy tam Sunrise Inc., bo to różnie podają, wyda w USA: Gunpla Builders Beginning G (BD), Mobile Suit Gundam Twilight AXIS Remain of the Red (BD) i Mobile Suit Gundam-san (BD) i tym samym podkreśli słowa sprzed lat o „wydaniu wszystkiego z uniwersum Gundam”. Aniplex uruchomił pre-ordery na: Engage Kiss (BD) i Lycoris Recoil (BD). Cudownie, muszę to mieć. Viz natomaist wyda: Ranma 1/2 OVA and Movie Collection (BD, edycja standardowa). Microids Records wyda: Hajime no Ippo: Best Collection (2LP), Naruto: Best Collection (LP) i No Game No Life: Best Collection (LP). Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Your Name od Anime Ltd w wersji kolekcjonerskiej z nośnikiem UHD. Tak, moi drodzy, zgodnie z zapowiedziami, czy tam napomknięciem, przez jakiś czas będą takie trochę losowe recenzje na temat rzeczy, do których kiedyś porobiłem fotki i do dzisiaj nie zrobiłem z nich użytku. Potwierdzeniem tych słów jest dzisiejszy wpis. Jest to zarazem kolejny ze wpisów związanych z twórczością Makoto Shinkaia z okazji premiery w naszym kraju (i w sumie światowej) jego najnowszego dzieła. Porobiłem fotki, więc mamy, na czym pracować, że tak to ujmę. Tak, moi drodzy, po raz kolejny, a zarazem ostatni opisuje wam ten film, bo już więcej jego edycji sobie nie sprezentowałem na przestrzeni lat. Czy to się kiedyś zmieni? Raczej wątpliwie, bo co by się musiało wydarzyć? Chyba w naszym kraju by to ktoś musiał wydać i to dobrze. Nie kuśmy losu, bo bywa przewrotny, ale szanse są znikome. Z tym dzisiejszym wydaniem jest związana dosyć ciekawa historia i tak sobie myślę, że ją przytoczę, bo trudno mi jakieś dłuższe i nowe zarazem opowieści o tym filmie wymyślać. Zainteresowanych moją skromną opinią odsyłam do innych recek. O jakiej historii chciałem opowiedzieć? Film ten miał swoją premierę jakoś w okolicach wyjścia UK z Unii Europejskiej, a konkretniej chodzi mi ten koniec Brexitu. Wtedy było masę zamieszania i jakiś dziwnych sytuacji na sklepach. Pewnie część z was je pamięta. W tym czasie jakoś przypadkiem zakupiłem ten film, bo składałem zamówienie na edycję Steelbook, która już wam opisywałem. Niby ta edycja zaniknęła, ale potem sklep Zavvi do mnie napisał, że jednak gdzieś ją wygrzebali i czy podmienić przedmioty w zamówieniu? Ucieszyłem się, bo poszukiwałem edycji na Steelbooku. Potem sobie spokojnie czekałem i… Otrzymałem dwie wersje. Sklep zwrotu nie chciał, wiec w kolekcji zostało. Pozbywać się nie chciałem, bo film lubię, a sama edycja też jest naprawdę fajnie wydana. Zaraz to wam udowodnię, a w tym miejscu jeszcze wspomnę o jakości wydania jako takiego. Mamy tutaj film na nośniku UHD, czyli głównego prowodyra powstania tej edycji, ku radości fanów. Wcześniej taka wersja istniała tylko w Japonii i to tylko w edycji kolekcjonerskiej, która kiedyś tam opisywałem. Jednak, nie zapominając o fanach bez odtwarzaczy tego formatu i by dać coś więcej, umieszczono tutaj także edycję na Blu-ray. Jakość audiowizualna jest bardzo dobra. Może lekko ustępuje wydaniu japońskiemu, ale zdecydowanie nie ma na co narzekać. Trzeba jednak pamiętać, że edycja UHD jest tak naprawdę przeskalowana do tego formatu. Wygląda to lepiej niż wygenerowany automatycznie przez TV lub odtwarzacze upgrade, ale jednak bez uginających się z zachwytu kolan. Pod względem tłumaczenia też jest świetnie. Czas na detale dotyczące fizycznych aspektów.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński, francuski i angielski)(UHD); DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński i angielski)(BD)
Rozdzielczość: 2160p (UHD) i 1080p HD (BD)
Format obrazu: 16:9
Region: A, B, C (UHD) i B (BD).
Napisy: francuskie i angielskie (UHD) i angielskie (BD)
Dyski: 1xUHD i 1xBD

Mamy tutaj całkiem udane wydanie od firmy Anime Ltd, która słynie ze ślicznych opakowań. Wprawdzie nie wszyscy lubią digipacki, która ta firma wrzuca, kiedy tylko jest to możliwe, ale pod względem książeczek, kart i plakatów nie mają sobie równych. Praktycznie każde wydanie od tej firmy jest w nie zaopatrzone. Nie inaczej było i tym razem. Sama okładka, a co za tym idzie pudełko, przypomina nieco wydanie Funimation, ale tamto było rozkładane na pół. Tutaj postaci są wytłaczane i odbłyskujące, co utrudnia zrobienie ich zdjęcia — tak, to nie jest brudne, tak się światło odbija. W środku okrojona książeczka znana z edycji deluxe czy pocztówki.

Digipack od zewnątrz, czyli śliczne grafiki.

Podgląd na płyty, czyli część wewnętrzna.

Czas na najlepszy dodatek, czyli okrojoną do dwudziestu ośmiu stron książeczkę znaną z edycji deluxe. Wersja tutaj umieszczona składa się głównie z grafik, obrazków i wszelakiego rodzaju zrzutów ekranu znanych z tamtej edycji, więc jest do przeglądnięcia i zawieszenia oka.

Tylna jej część.

Podgląd do środka.

Jeszcze jedna fotka, byście dobrze ocenili.

Ostatni dodatek to cztery karty z grafikami, czyli też okrojona wersja, bo połowę mniej.
Podsumowanie: Kimi no Na wa to film niemal doskonały. Makoto Shinkai rozwodnił własne dzieło wątkami i tematami, z których udało mu się uformować imponujący zestaw pełnych wzruszeń scen, przystępnych dla szerokiej widowni. Dzięki jego mistrzowskiej reżyserii zaowocowało to sukcesem kasowym i urzeczywistnił własną rzemieślniczą doskonałość, ale nieco zmarnował szansę na artystyczną wybitność przez nie skupienie się fabularnych aspektach i ukazanie wątków z nią związanych mimochodem. Ten film udowadnia, że autor „jeszcze nie dorósł” do tak rozległej i długiej formy. Pozycja ta otrzymała szereg wydań, by można było w nich przebierać. Parę lat po premierze spora część z nich jest niestety już prawie niedostępna, ale stanowi artefakt sam w sobie w kolekcjach tych, którzy ją zdobyli. Dzisiaj omawiana ciągle występuje. To tyle na dzisiaj, miłego.