[ANIME BD] Grave of the Fireflies: Steelbook

Ruszamy z najnowszym wpisem z drobnym opóźnieniem, ale nie znowu jakimś długim. Na swoją obronę mam fakt, że wczoraj byłem w kinie na filmie „Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba – To the Hashira Training”, w skład którego wchodziła kinowa wersja jedenastego odcinka sezonu Swordsmith Village Arc — Wioska płatnerzy oraz pierwszego odcinka bardzo oczekiwanego przez nowego sezonu Hashira Training Arc — Trening Filarów. No, jeszcze warto wspomnieć o szybkim recapie reszty historii. Przyznam się, że bawiłem się przednio i ciesze się, że się wybrałem. Jeśli ktoś jeszcze nie był i się zastanawia, polecam. Dobra, czas na zapowiedzi i nowinki innego typu. Dzisiaj dotarła do mnie ostatnia paczuszka, która jest rzutem na taśmę ostatnią przesyłką w tym miesiącu. Można robić fotki i wrzucać wpis, czym zajmę się w weekend. Na przyszły miesiąc spodziewam się mang, chyba jakiegoś anime, nawet pokaźnego, że tak ujmę, bo Anime Ltd rozpoczęło wysyłki. Może jeszcze coś z muzyki się trafi. Czas na nowinki. Dzisiaj lecimy z figurkami. Ostatnio trochę trudno się je śledzi, bo stronka GSM jest w jakiś dużych powijakach (robią update od dłuższego czasu). Mam nadzieję, że te ważniejsze wrzuciłem. Good Smile Company: Character Vocal Series 01 Hatsune Miku Shimian Maifu Ver. 1/7 (śliczne, ale drogie), Movie „GRIDMAN UNIVERSE” Rikka Takarada Wall Figure 1/7. Good Smile Arts Shanghai: Overlord Albedo Negligee Ver. 1/7. WANDERER: Evangelion: 3.0+1.0 Thrice Upon a Time Asuka Langley Shikinami 1/7, Azur Lane Unicorn Light Equipment ver. 1/7. Natomiast elegant wyda: Azur Lane St. Louis Luxurious Wheels Still Illustration Ver. 1/7 (cudne to jest). Alter: Fate/Grand Order Avenger/Jeanne d’Arc [Alter] Ephemeral Dream Ver. 1/7. KADOKAWA: KDcolle Re:ZERO -Starting Life in Another World- Rem: Graceful beauty 2024 New Year ver. 1/7, KDcolle Re:ZERO -Starting Life in Another World- Emilia: Graceful beauty 2024 New Year ver. 1/7, KDcolle Date A Live Kurumi Tokisaki Empress Ver. KADOKAWA Special Set 1/7, KDcolle Overlord Albedo restraint ver. 1/7, KDcolle Toradora! Taiga Aisaka White Kimono Ver. Czas na FREEing, czyli moja ulubiona firma: Vermeil in Gold Vermeil Bunny Ver. 1/4 (seksi), Ijiranaide, Nagatoro-san 2nd Attack Nagatoro-san Bunny Ver. 1/4, B-STYLE Heartstrings Kuroiwa Medaka ni Watashi no Kawaii ga Tsuujinai Mona Kawai Bunny Ver. 1/4, Fate/kaleid liner Prisma Illya: Oath Under Snow Chloe Von Einzbern Bare Leg Bunny Ver. 1/4, Oreimo 2 Kirino Kousaka Bunny Ver. 1/4, Sakuya Kouzuka 1/4, Oreimo 2 Kuroneko Bunny Ver. 1/4, B-STYLE Fate/kaleid liner Prisma Illya: Oath Under Snow Illyasviel Von Einzbern Bare Leg Bunny Ver., High School D x D HERO Rias Gremory Bunny Ver. 2nd 1/4 (cudne, czuje, że po premierze cena wystrzeli) oraz High School D x D HERO Akeno Himejima Bunny Ver. 2nd 1/4 (tu podobnie). Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film „Grave of the Fireflies” w wersji limitowanej i opakowaniu typu Steelbook od Sentai. Tak, moi drodzy, dzisiaj coś nietypowego w sumie, czy tam niespodziewanego. Pewnie część osób się zastanawia, co takie sprawiło, że ta recenzja się pojawiła właśnie teraz. Co ciekawe, powód jakiś tam jest. Po obejrzeniu filmu „Chłopiec i czapla” postanowiłem sobie porobić recenzje dzieł studia Ghibli, których do tej pory nie wrzucałem. Dodatkowo ostatnio sobie oglądam kultowy serial „Kompania braci”, co dodatkowo tutaj nastroiło. Przed laty miałem „Grobowiec świetlików” w polskim wydaniu od IDG, które było całkiem nieźle wykonane, ale wymięka przy remasterze na Blu-ray i ślicznej jakości i płynnym obrazie. Może trochę o fabule. Wojna, jako szeroko pojmowany akt zniewolenia, przelewu krwi i działań zbrojnych, została niejednokrotnie przedstawiona na kartach historii, literatury czy filmu. Obrazy ścierających się armii, głodujących ludzi bądź ginących istnień utrwaliły się w naszych głowach jako przedstawienie jednej z największych zbrodni. Podobne podejście do tego jakże ważnego i trudnego tematu, jakim jest wojna, prezentuje Isao Takahata, autor poruszającego i pouczającego filmu Grobowiec świetlików. Historia jest osadzona w realiach drugiej wojny światowej, w Japonii. Tam też wiele osób musi codziennie ukrywać się i nasłuchiwać dźwięku alarmu, ostrzegającego przed nadejściem kolejnych nalotów. Podczas jednego z takich ataków ginie matka nastoletniego Seity i jego siostry, małej jeszcze Setsuko. Po tym tragicznym zdarzeniu bohaterowie muszą skorzystać z pomocy dalekiej rodziny, która ostatecznie nie okazuje się tak przychylna, jak być powinna. Narasta konflikt, doskwiera brak jedzenia. Środków na życie zaczyna brakować, a atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Mający już tego wszystkiego dość Seita postanawia przenieść się do jednego z leśnych schronów i tam zamieszkać wraz z siostrą. Oboje cieszą się „wolnością” i „swobodą”, ale ich problemy z żywnością i pieniędzmi narastają. Zaczyna się walka o byt, rosnąca desperacja pogłębia się, a nic nie wskazuje na to, aby miało być lepiej. Grobowiec świetlików to dogłębnie poruszający i skłaniający do refleksji film, ukazujący realia panujące podczas wojny. Eksponuje masę uczuć poszczególnych istnień ludzkich. Warto wspomnieć, że całość nie skupia się na przedstawieniu wojny jako masowej zgłady, z której nie potrafilibyśmy odczytać tych najważniejszych przekazów. Autor ukazuje cierpienia i zmagania, z jakimi borykają się poszczególne jednostki. Dzięki takiemu przedstawieniu sprawy jesteśmy w stanie chociaż trochę poczuć to, co czuli bohaterowie filmu i jeszcze lepiej ich zrozumieć. Całość ma na celu przedstawienie skrajnych uczuć, różnych charakterów i postaw. Niejasności, rozterki i łamany kodeks moralny, doskonale ukazują, jak destrukcyjny wpływ na człowieka ma wojna. Seita jako nastoletni chłopak traci rodziców, znikąd nie ma pomocy, a do tego musi opiekować się młodszą siostrą. Odejmuje sobie od ust, jest zmuszony nawet kraść. Nie ma czasu i sposobności godnie pożegnać się z matką. Strata najbliższych stanowi jedną z największych traum, jakie mogą człowieka spotkać, a tu dodatkowo jest pogłębiona ciągłą obawą o własną egzystencję i życie ostatniej pozostałej mu osoby – siostry. Jakby tego było mało, ludzie otaczający naszych bohaterów „zamykają się w sobie”. Wojna sprawia, że każdy myśli o własnym bycie, nie kwapiąc się do pomocy innym. Znieczulica, jaka ogarnia społeczeństwo znajdujące się w środku konfliktu, staje się nie do zniesienia. Autor przedstawia w filmie dwoje głównych bohaterów, wyżej opisanego Seitę oraz Setsuko, jego siostrę i jedną z najtragiczniejszych postaci. Mała, jeszcze nie wszystko rozumiejąca dziewczynka, nie potrafi sama o siebie zadbać. Jest niewinna i „czysta”, niemal święta. Stara się śmiać i nie pojmuje wielu rzeczy. Jej tragedia jest tym większa, że mimo swojej nieskazitelności zostaje ofiarą wojennych działań. Nie radzi sobie fizycznie z zaistniałą sytuacją. Wędrówki i dokuczliwy głód powoli ją zabijają, ale mimo dramatycznej sytuacji jest uśmiechnięta, roześmiana, stanowi promyk nadziei w całej tej historii. Najtrudniejszym momentem seansu jest chwila, w której uświadamiamy sobie, że film ten przekazuje życiowe prawdy. Przeżywając tragedię postaci z ekranu, widz boi się myśleć o przeniesieniu zaistniałych sytuacji do rzeczywistego świata. Nie jesteśmy w stanie pojąć bólu i cierpienia, którego doświadczyli bohaterowie, ale Isao Takahata przynajmniej pomaga w częściowym uświadomieniu sobie powagi sytuacji. Omawiając fabułę filmu, warto zastanowić się nad znaczeniem samego tytułu. Grobowiec świetlików to porównanie do miejsca wiecznego spoczynku ludzi. Tak jak małe owady rozświetlają ciemności nocy, tak ludzie rozświetlają mroki otaczającego nas świata. Egzystencja jednych i drugich zależy jedynie od wolności i swobody. Isao Takahata symbolicznie ukazuje los świetlików, zamkniętych na noc w schronie, z którego nie mogą samodzielnie wylecieć. Nietrudno domyślić się, że umierają. Podobnie dzieje się z człowiekiem, kiedy jego prawa są ograniczane, a on sam jest więziony lub zniewolony. Brak swobody i wolności sprawia, że jednostkę ludzką dotyka wycieńczająca stagnacja. Powoli jego światło, tak jak światło zamkniętych świetlików, gaśnie. W ten sposób, oprócz wydawałoby się prostego w odbiorze przesłania, autor ukazuje, jak blisko człowiek jest związany ze światem natury, a jego losy są podobne do losów zwykłych owadów, które giną z tych samych przyczyn, co najdoskonalszy gatunek ziemski. Przechodząc do rzeczy czysto technicznych, trzeba zaznaczyć, że fabuła jest na najwyższym poziomie. Podejmując temat trudny i bolesny, przedstawia go w „prosty” sposób. Ukazuje wnętrze i uczucia ludzi, wzrusza, przeraża, poucza i skłania do refleksji. Postacie, jakie stworzył Isao Takahata, mogą wydawać się przeciętne i mało oryginalne. Należy jednak zastanowić się, czy przypadkiem nie powinny być one jak najbardziej zwyczajne. Krytycy mogą zarzucać im sztampowość i schematyczność, ale problematyka wojny miała zostać ukazana na przykładzie zwykłych ludzi, nie herosów czy bohaterów, tylko prostych cywilów. Zwracając uwagę na poszczególne elementy, należy zastanowić się, jakie zastosowanie mają w całości. Patrząc na postacie Grobowca świetlików, można wysnuć wniosek, że zostały idealnie dobrane. Grafika jest kolejnym specyficznym elementem dla tego filmu. Pełna paleta barw, mnóstwo kolorów i różnych odcieni. Obraz, mimo że czasem niewyraźny i kłujący lekko w oczy, staje się niemal namacalny. Rysunki mocno kontrastują z fabułą, która, wydawać by się mogło, powinna posiłkować się odcieniami czerni czy szarości, a tymczasem przedstawia wiele ciepłych i jaskrawych barw. Grobowiec świetlików nie jest produkcją ostatnich lat i rocznik 1988 pozwala wybaczyć niedoskonałości. Niemniej jednak całość prezentuje się na dobrym poziomie. Muzyka, którą skomponował Michio Mamiya, jest klimatyczna i dobrze dobrana. Dopasowuje się do wielu momentów, wzrusza, pociesza, rozstraja i wprowadza w stan melancholii. Potęguje masę uczuć i wznosi je na wyżyny [tanuki.pl]. Tak to wygląda, moi drodzy. Ten film to dzieło skończone, kapitalnie wykonane, świetnie rozplanowane, unikatowe, poruszające i wprawiające w zadumę. Naprawdę trudno tutaj znaleźć jakieś wady, poza jakimiś oczywistymi — to nie jest kino typowo rozrywkowe, ale nie miało takie być. Część osób czasem „wytykała”, że chłopak zabrał siostrę od ciotki, która nie dawała im za dużo jedzenia i często na nich krzyczała — była wojna, więc to zrozumiałe. Jednak jego postępowanie należy tłumaczyć faktem jego wieku — to był jeszcze dzieciak, w dodatku nie do końca rozumiejący, jak działają pewne rzeczy — jakoś to będzie, myślał. Coś się kupi, coś ukradnie i pożyje. Niestety, na dłuższą metę to tak nie działa, a wszędzie czai się niebezpieczeństwo. W każdym razie rozumiem ten argument, ale dla mnie jest trochę na siłę — jakby ktoś szukał jakiejś skazy, bo wszyscy się zachwycają. Przejdźmy do detali, bo już wiadomo, że warto sięgnąć. Pod względem jakościowym, kodowania czy napisów, mamy tutaj kapitalną robotę. Edycja tutaj opisywana powstała przy wznowieniu tego obrazu w katalogu Sentai z lepszym kodowaniem i poprawionymi napisami. Czas na fotki.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
DTS-HD Master Audio 2.0 (angielski i japoński)
Rozdzielczość: 1080p HD
Format obrazu: 4:3 (1.33:1)
Region: A (geolocked)
Napisy: angielskie
Dyski: 1xBD

Mamy tutaj nieco standardowe wydanie od Sentai w steelbooku. Przypomina mocno te znane z „Vampire Hunter D”, ponieważ tutaj także poskąpiono nam tej plastikowej obwoluty ochronnej. Zamiast tego wrzucono pewien obrazek do środka. Niemniej mamy śliczne opakowanie, które masuje do reszty znany z GKIDS, jeśli ktoś je zbiera (wizualnie, pod względem projektu).

Podgląd na płytę, czyli znana z polskiego wydania grafika.

Wspomniany obrazek, czyli grafiką świecąca w nocy. Mamy tutaj świetliki fluorescencyjne. Fajny dodatek. Niby nic wielkiego, ale cieszy.
Podsumowanie: Grobowiec świetlików nie jest filmem dla młodszej widowni ani widzów spragnionych szybkiej i wartkiej akcji. Autor przedstawił tu stuprocentowy dramat i dla osób lubiących ten gatunek jest on przeznaczony. Siadając przed telewizorem, trzeba nastawić się na coś dogłębnie poruszającego i wstrząsającego, przekazującego antywojenne przesłanie i skłaniającego do refleksji. Niedojrzały widz nie tylko będzie miał kłopoty ze zrozumieniem, ale oprócz tego wynudzi się. Problematyka jest naprawdę trudna i mimo prostego sposobu przedstawienia nie jest łatwa w odbiorze. Nie uczestnicząc w wojnie nie jesteśmy w stanie zrozumieć uczuć ludzi, którzy jej doświadczyli. Dlatego też ponadczasowe dzieło Isao Takahaty jest tak ważne i znaczące, bowiem uchyla rąbka tajemnicy, której sami nie moglibyśmy poznać. Dzieło to otrzymało śliczne wydanie w steelbooku, które aktualnie jest niezwykle trudne do nabycia. Trzeba szukać na aukcjach lub nabyć edycję standardową. To tyle na dzisiaj, miłego.

[MANGA PL] Krew na szlaku (TOM 1)

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Weekend ma się ku końcowi, a wy niewiele porobiliście? Mam tak samo prawie zawsze. Planów cała masa, a potem się wyrabiamy tylko z częścią. Tak to już bywa i trzeba robić, co się da w tygodniu, a nie liczyć na „czas z gumy” w te dwa dni. Taka mała dygresja z mojej strony, by jakoś zagaić. Powoli się tutaj wygrzebuję z pewnych tematów, ale jeszcze z jednym jestem w plecy i mam cichą nadzieję nadgonić go w tym tygodniu, więc trzymajcie kciuki. Czas na zapowiedzi. Powinienem dzisiaj wrzucić te o figurkach, ale zrobimy to następnym razem. Teraz parę starszych i nowszych wrzutek, które do tej pory nie były ogłaszane. From Software zapowiedziało i uruchomiło pre-ordery od dodatku „Elden Ring Shadow of The Erdtree”. Pojawiła się nawet edycja kolekcjonerska, która schodzi jak ciepłe bułeczki. Nie wiem, czy znajdę na to kiedyś czas, bo coraz mniej gram, ale zapowiada się niesamowicie. YOASOBI wyda singiel od „Biri-biri”. mamy do wyboru edycję z koszulką na płycie CD lub na czarnym nośniku (dwa kolory) dostępne w pre-orderze. Ścieżka dźwiękowa od „Mobile Suit Gundam Seed Freedom” doczeka się wersji na trzech płytach winylowych w Japonii. Anime Ltd uruchomiło pre-order od „Gundam Build Fighters Try – Season 2 – Part 1 – Collector’s Edition (BD)”, czyli kolejna cegiełka z kultowego uniwersum o mechach do nabycia. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszym tom mangi „Krew na szlaku” od Oshimi Shuzo, a wydanej przez Kotori. Tak, moi drodzy, dzisiaj padło na kolejną nowość na naszym rynku i co zabawne, jeszcze przeze mnie nieprzedstawianą. Chodzi mi tutaj o mój „kącik” ze skarbami. Stało się tak, ponieważ pozycja ta dotarła pierwszego lutego w zbiorczej paczce (stąd wspomniane opóźnienie). Tak to już bywa, więc mówi się trudno. Pierwotnie zadebiutowała jeszcze w styczniu, więc był to mocny początek roku. Wynika to z samego tytułu i wielkiej premiery ogólnej dzieł Oshimi Shuzo, którego tutaj bardzo brakowało. Teraz już są dwa tytuły, bo drugi miał premierę w piątek. Jaki, pewnie się domyślacie, a jeśli nie, na razie wam tego nie zdradzę. Skupmy się na dzisiejszej premierze. Historia zaczyna się dość tajemniczo i nietypowo. Przyglądamy się marce i jej synkowi, którzy podczas spaceru dostrzegli leżącego na poboczu kota. Nie rusza się, ani nie reaguje. Niestety, jest martwy. Dziecko, jak się później dowiadujemy mające wówczas dwa latka, zadaje pytanie dlaczego jest martwy. Odpowiada mu jedynie dziwny, a nawet niepokojący uśmiech mamy. Bohaterem mangi jest Seiichi. 13-latek ma niezłe oceny i grupkę kolegów. Na dobre wchodzi w okres dojrzewania. Wydaje się jednak, że najbardziej zależy mu na dobrym zdaniu jego matki, Seiko. Ta z kolei sprawia wrażenie bardzo nadopiekuńczej, jakby nie dostrzegała, że jej syn dorasta i traktowała go wciąż jak małe dziecko. Widzimy, że nasz bohater nie jest najbardziej pewnym siebie, charyzmatycznym, towarzyskim chłopakiem, być może właśnie za sprawą tej nadopiekuńczości. Nadchodzi lato. W domu Seiichiego coraz częściej pojawia się jego kuzyn Shigeru. Ten zdaje się nieco go wykorzystywać, a może raczej to nasz bohater daje się wykorzystywać krewnemu. Co więcej, pojawia się dziewczyna, która zaczyna wykazywać zainteresowanie chłopakiem. Dostrzegamy jednak niepewności nastolatka. Zdaje się, jakby zdanie matki było najważniejsze w każdej kwestii. Im dłużej czytamy, tym bardziej zaczyna nam się wydawać, że z Seiko może być coś nie tak. Akcja mangi toczy się spokojnym tempem. Niby nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego, ale czuć atmosferę niepokoju. Czytelnik ma wrażenie, że wydarzy się coś złego. Ciężko jednak przewidzieć katastrofy, która ma miejsce w finale pierwszego tomu. Krew na szlaku kończy się bowiem wypadkiem na rodzinnej wycieczce. Wypadku, który tak naprawdę wypadkiem nie jest, lecz dziwnym sposobem troski o własne dziecko. Seiko zrzuca bowiem Shigeru w przepaść. Pierwszy tom kończy się w najbardziej ekscytującym momencie. Czytelnik spodziewa się bowiem, że od momentu wspomnianego wyżej wypadku zaczną dziać się złe rzeczy. Im dłużej czytamy, tym bardziej jesteśmy ciekawi tego co autor tej historii ma nam do zaoferowania. Może się wydawać, że w tych kilku rozdziałach nie ma zbyt wiele treści. Dla mnie jest to jednak solidny, zachęcający do lektury wstęp do psychologicznego dramatu, który pokazuje, jak jedno zdarzenie może wpłynąć na ludzką psychikę. Do fabuły doskonale pasuje styl autora. Krew na szlaku w pierwszym tomie często skupia się na twarzach bohaterów i ich reakcjach na poszczególne wydarzenia. Wygląda to wręcz tak jakby Shūzō Oshimi był w stanie uchwycić ich w stresujących sytuacjach. Nadaje tym samym tej opowieści realizmu i sprawia, że czytelnik ma okazję przejrzeć się w lustrze, zobaczyć własne słabostki. Co więcej, świetnie sprawdza się formuła wspomnień Seiichiego, które uwypuklają charakter jego oraz Seiko i sugerują nadchodzącą katastrofę [zinnegoswiata.com]. Tak to, moi drodzy, wygląda. Reasumując, bardzo mocny początek tej na pewno świetnej historii, która niejednokrotnie nas zaskoczy. To też jedna z mang, podczas której czytania czujemy niepokój. Nawet jeśli nie dzieje się nic złego, czujemy, ze coś wisi w powietrzu, to nie idzie w dobrą stronę. Wielką rolę odgrywa tutaj nietuzinkowo narysowana mimika postaci — gesty, spojrzenia, to jest sztuka, by tak ją ukazać, by się to czuło. Autor niewątpliwie ma do tego talent, co się przekłada na historię i niesamowity klimat. Bardzo mocno polecam. Pod względem wydania jest bardzo przyjemnie. Po pierwsze tytuł jest wydany w powiększonym formacie ze śliczną obwolutą. Kreska jest przyjemna, a tłumaczenie oddaje klimat świata przedstawionego. Czas na opis ze strony wydawcy:
Seiichi Osabe to zwyczajny, trochę nieśmiały czternastolatek. Co prawda koledzy uważają go za maminsynka z racji nadopiekuńczej matki, ale poza tym drobnym szczegółem w jego życiu nie dzieje się nic niezwykłego. Do czasu pamiętnej w skutkach wycieczki w góry, która uświadamia mu, jak niebezpiecznym uczuciem może być matczyna miłość.
Czas na detale.

Specyfika wydania:
Liczba stron: 216
Format: A5 (14,5cm x 20,5cm)
Oprawa: miękka, obwoluta

Manga została wydana w formacie powiększonym z obwolutą. Nabyłem ją jeszcze w pre-orderze, więc załapałem się na dodatek specjalny w postaci dwustronnej zakładki. Mam tutaj jeszcze ulotkę reklamująca tomik, którą przy okazji wrzucam. Sam główny dodatek przyjemny, a wydanie w formacie powiększonym dodatkowo mnie skusiło do rozpoczęcia przygody z tym tytułem.

Podgląd na kolorowe strony.

Przejdźmy do właściwej treści, czyli podgląd kadrów z mangi. Kapitalna i szczegółowa kreska, jak wspominałem.

Czas na dodatek z pre-orderu, czyli dwustronna zakładka oraz ulotka. Ten drugi ze wspomnianych był dodawany przed premiera, ale też go chciałem wrzucić.

Tylna część.
Podsumowanie: „Krew na szlaku” to rasowy mangowy thriller psychologiczny pierwszej wody. Oszczędna w słowach i formie opowieść o toksycznym rodzicielstwie, która licznymi niedopowiedzeniami buduje bardzo ciekawy nastrój, ale i rys charakterologiczny postaci. Efekt jest taki, że choć pozornie dzieje się tu niewiele, tomik wypełniają emocje, a zarazem, mimo iż na większości plansz króluje biel i ascetyczne tła, rzecz ma niepokojący klimat nawet w tych momentach – a może zwłaszcza w nich – kiedy w kadrach dzieją się pozornie całkowicie niewinne rzeczy. To też debiut tego autora na naszym rynku, na który czekano latami. Trochę w sumie szkoda, że nie pojawił się w twardej oprawie, ale mamy, chociaż, powiększony format. Jeszcze taka dygresja na koniec. Grafika główna ze wpisu występuje w tomiku w dwóch wersjach — przy obu nie da się jej zobaczyć w formie widocznej tutaj. Tak samo wygląda w wersji oryginalnej, więc uznajcie to za zabieg zamierzony, a nie błąd wydawnictwa. Wracając… Zdecydowanie polecam tę mangę. To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME BD] Anohana: The Flower We Saw That Day – TV Series Box Set

Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Dzisiaj mi pogoda mocno dopisała, więc sobie kilka fotek zrobiłem na przyszłe wypociny. Mam też wszystko porobione do tego na temat skarbów z aktualnego miesiąca, ale spodziewam się coś jeszcze dostać. Może nic mocno spektakularnego, ale jakieś komiksy powinny się trafić. Zaczynam też już myśleć o wysyłce przesyłek ze skrytki w USA do kraju, ale na jedną rzecz jeszcze czekam. Czas na zapowiedzi. Sentai wyda: Tokyo Mew Mew New – Season 2 (BD), Food Wars: Second Plate (BD, wznowienie, może coś poprawili?) i Qwaser of Stigmata: Complete Collection (BD). Jakiś ubogi ten miesiąc, co ciekawe. Może coś później ogłoszą? Trochę to dziwne. Discotec wyda: Digimon Adventure 02 – The Complete Original Second Series (angielski dubbing, BD), IGPX: Immortal Grand Prix – Complete Collection (BD), Kenichi the Mightiest Disciple – The Attack of Darkness OVA Series (BD), Chie the Brat – The Original First TV Series (BD), Sex and Fury – Movie (BD, live action), Belladonna of Sadness – Movie (UHD), Lightspeed Electroid Albegas – Complete Series (BD) i Hurricane Polymar (BD, live action). Może ten miesiąc nie powala u nich, ale Chie the Brat bym chętnie przygarnął. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial „Anohana: The Flower We Saw That Day” w wersji limitowanej od Aniplex of America prosto z USA. Tak, moi drodzy, dzisiaj coś w pewnym sensie starego, ponieważ dzisiaj opisywana produkcja mocno namieszała w 2011 roku, czyli szmat czasu temu. Jeszcze pamiętam walki fanów na temat tego, czy to produkcja wspaniała, czy tylko tani wyciskacz łez. Opinii była masa, ale nie daje się ukryć, że sporo osób ją widziało lub przynajmniej zna. Pamiętam, że ktoś mi ją „polecił” stwierdzeniem, że to taki „gorszy Clannad” i nawet jeśli jest to dla tej pozycji krzywdzące, to stwierdzenie to jest całkiem dobrze opisujące ten serial. Dodam jeszcze, że chciałem nabyć pierwotnie w takim dużym opakowaniu ten serial od NIS America, ale się spóźniłem i przepadł. Wkurzony niedługo po tym fakcie nabyłem film, który miał mi niejako wystarczyć (nie chciałem przepłacać za serial). Opinie na jego temat też kiedyś przytoczę, Mijały miesiące, a ja coraz mocniej czułem, że serial też bym chciał mieć, a film jest przyjemnym dodatkiem, ale nie zastępuje mi go w pełni. W końcu Aniplex of America wrzucił na rynek dzisiaj omawiane wydanie (warto było być cierpliwym). Jest w pewnym sensie lepsze od tego, które kiedyś chciałem mieć, a już na pewno pod względem jakości wizualnej. Widziałem porównania fanowskie i nie ulega to wątpliwości. Jednak książeczka jest mniejszego formatu. Niemniej jestem usatysfakcjonowany. Czas opisać w końcu tę produkcję. Przyjaźnie z dzieciństwa często ulegają rozluźnieniu, powoli tracimy kontakt z ludźmi poprzez brak wspólnych zainteresowań i… tak dalej. Znamy? Najprawdopodobniej z autopsji. Jednak w przypadku szóstki głównych bohaterów sytuacja wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Pewnego lata Jintę Yadomiego (zwanego Jin­tan) odwiedza hałaśliwa i niezwykle dziecinna Meiko Honma (Menma), która pragnie ponownego zjednoczenia dawnych przyjaciół. Zadanie wydaje się dość trudne, gdyż obecnie nastoletni bohaterowie prawie nie utrzymują ze sobą kontaktu. Nic w tym niezwykłego? Niestety Menmę widzi jedynie Jinta i to właśnie jej śmierć sprzed lat przyczyniła się do rozpadu paczki przyjaciół. Jak z tym problemem poradzi sobie niecodzienny duet składający się z ducha i hikikomori? Brzmi oryginalnie? Owszem, seria miała szansę stać się ciekawym i niecodziennym dramatem obyczajowym. Szkoda tylko, że z tej szansy nie skorzystała. W tego typu historiach nie ma co liczyć na pokręcone i rozbudowane wątki, przyprawiające widza o zawrót głowy. Fabuła jest prosta i to nie poziom jej skomplikowania ma za zadanie przyciągnąć fanów. Chodzi tu raczej o umiejętne pokazanie relacji międzyludzkich, wiarygodne i dostatecznie zróżnicowane charaktery, które nie zaskoczą swoją wtórnością. W takich przypadkach prosta sytuacja wcale nie jest taka prosta, a emocje bohaterów potrafią wszystko skomplikować i trzeba to umiejętnie rozwiązać. Jeśli jednak ktokolwiek liczył na udany dramat psychologiczny, poruszający istotne problemy, to srodze się zawiedzie. Produkcji tej znacznie bliżej do melodramatycznego „Uwierz w ducha” niż faktycznego studium psychologicznego postaci w obliczu śmierci wspólnej przyjaciółki. Odniosłem bowiem wrażenie, że głównym celem, jaki postawili sobie twórcy, było wzruszenie widza za wszelką cenę. Często kosztem logiki i przy pomocy ogranych chwytów. Warto zaznaczyć, iż pojawiły się również pomysły unikatowe, jednak znacznie je ograniczono i nieszczególnie dodały one atrakcyjności tytułowi. Pozornie niejednoznaczne i skomplikowane relacje między bohaterami można ostatecznie podsumować jednym lub dwoma przymiotnikami, wśród których na pewno będzie „płytkie”. Trochę inaczej ma się sprawa z bohaterami, którzy sami w sobie stanowią grupę mniej lub bardziej normalnych i przede wszystkim sympatycznych nastolatków. Posiadają odpowiednio zróżnicowane charaktery, zachowują się w miarę wiarygodnie i dręczą ich typowe problemy okresu dorastania. Niestety, wszystko to w oderwaniu od wątku głównego, od którego scenariusz nie pozwala im jednak uciec. Ich osobowości, wkraczające powoli na terytorium przeszłości, zostają skutecznie obdarte z warstw i zredukowane do wulkanów emocji, które mają problem z akceptacją rzeczywistości, kryjąc w sobie bardzo ograniczone uczucia. A ich szumnie kreowane na skomplikowane związki rozwiązać prościej niż nieco trudniejsze zadanie tekstowe z matematyki w gimnazjum. Z tego powodu trudno napisać o nich coś konkretnego bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły, które odebrałyby przyjemność z ewentualnego seansu. Odrobinę lepiej wypada zmarginalizowana rodzina Meiko, która to byłaby, moim zdaniem, znacznie lepszym materiałem na bohaterów ewentualnego scenariusza dramatu obyczajowego z domieszką kina psychologicznego. Po koszmarze graficznym, jakim okazało się Togainu no Chi, studio A­1 Pictures ponownie pokazało, że potrafi stworzyć oprawę techniczną na miarę Fractale bądź Kannagi. Już na wstępie widzów wita bogata i niesamowicie wyrazista kolorystyka, która towarzyszy płynnej animacji oraz szczegółowym tłom i wnętrzom. W projektach postaci widać wiele znajomych twarzy, jednak podobieństwo to wynika z samego stylu rysowania, ponieważ każde z bohaterów zostało zaprojektowane z dbałością o detale i posiada zestaw charakterystycznych cech, które nadają im odpowiedniej indywidualności. Odbyło się to na szczęście bez udziału zbędnych udziwnień pokroju wszystkich kolorów tęczy na włosach. Brak tu szalonych pościgów czy scen walki, więc płynna animacja miała okazję objawić się w bogatej mimice bohaterów, którzy przeżywają przeróżne, najczęściej bardzo skrajne emocje i trudno wczuć się w ich sytuację, jeśli podniesionemu głosowi towarzyszy kamienna twarz. Zaś monotonię krajobrazów (małe miasteczko otoczone zalesionymi górami?) dostatecznie wynagradza ich szczegółowość. Miłą odmianą jest również zróżnicowana garderoba postaci, które zmieniają stroje dość często. Oprawa muzyczna jest raczej spokojna i mało zróżnicowana, stanowi tło dla wydarzeń, a czasem nie pojawia się w ogóle, trudno więc zwrócić na nią większą uwagę. Usłyszymy głównie powolne fortepianowe solówki poprzetykane żywszymi utworami w lżejszych momentach. Bardzo miłe dla ucha okazały się czołówka oraz piosenka końcowa. Aoi Shiori, śpiewane przez pana ukrytego po pseudonimem Galileo Galilei, to w miarę energiczny i ani trochę melancholijny wstęp, natomiast Secret Base ~Kimi ga Kureta Mono~ (10 Years After) to uroczy ending w wykonaniu seiyuu głównych bohaterek: Haruki Tomatsu, Ai Kayano i Saori Hayami. Ze znanych aktorów swoich głosów postaciom użyczyli jeszcze Irino Miyu oraz Takahiro Sakurai [tanuki.pl]. Tak to mniej więcej wygląda. Poruszone były tutaj różne aspekty serii, a opis nie oddaje właściwie, dla kogo jest ta produkcja i czy autor w ogóle ją poleca. Już sam fakt, że znalazła się w mojej kolekcji i pojawił się ten wpis, powinien odpowiedzieć na to pytanie. Moim zdaniem to produkcja naprawdę przyjemna w odbiorze, ale musimy płynąć z jej pędem i trochę lubić tego typu twory. Jeśli ktoś nie gustuje w melodramatach, wyciskaczach łez i ewentualnych romansowych klimatach lub wszędzie szuka logiki i jasności scen — niech sobie odpuści seans. Cała reszta niech z uwagi na wrażliwość zaopatrzy się w paczkę chusteczek i rozpocznie przygodę z tym serialem, a gwarantuję, że zapamięta go na długo. Sam do niego co jakiś czas wracam, bo świetnie się go ogląda, nie jest długi i właśnie z dbałością o szczegóły narysowany, a bohaterowie w nim występujący są kapitalnie nakreśleni i wykreowani. Naprawdę polecam. Czas na aspekty techniczne. Jak wspominałem na wstępie mamy tutaj świetne kodowanie, które naprawdę cieszy oko i jest kopią wydania japońskiego. Należy tutaj zaznaczyć, że jest lepsze od niedostępnego od lat od NIS America oraz bije na głowę spartoloną edycję z UK (która ma zakłócenia i skopany i rozjaśniony obraz). Pod względem tłumaczenia mamy tutaj standard Aniplex of America, czyli wszystko niby gra, ale pojawiają się jakieś memy w dialogach. Jeśli kogoś drażnią takie napisy, można sobie wrzucić fanowskie. Czas na fotki i aspekty fizyczne.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: Linear PCM 2.0 (angielski i japoński)
Rozdzielczość: 1080p
Format obrazu: 16:9
Region: A, B i C.
Napisy: angielskie
Dyski: 2xBD
Lista odcinków z wydania:
1. Super Peace Busters
2. Menma the Hero
3. The Search for Menma Association
4. White Ribbon Dress
5. Tunnel
6. Forget It, Don`t Forget
7. The Real Plea
8. I Wonder
9. Everyone and Menma
10. Fireworks
11. The Blooming Flower of That Summer

Mamy tutaj standardowe wydanie od Aniplex of America, czyli pełne unikatowych grafik prosto z Japonii. Sporo osób narzeka na ceny ich wydawnictw, ale nie ma co spekulować, jeśli chodzi o kodowanie, dodatki na płytach czy książeczki wraz z okładkami. Otrzymujemy tutaj kopie oryginalnych wydawnictw z Japonii i za to właśnie płacimy. Pomijając serial na płytach, otrzymujemy dodatkowo grubą książeczkę. Dodatkowo opakowanie otrzymujemy z folią ochronną, by sobie je wygodnie przechowywać. Przed laty Aniplex of America dodawało do swoich wydawnictw grafikę/certyfikat informujący o unikatowości wydawnictwa, ale zrezygnowano z tego dodatku.

Okładka BD-casu z płytami.

Tylna jego część.

Podgląd na płyty. Tak, tylko dwie, ale wypełnione po brzegi. Jeszcze dodam, chociaż pewnie mało z osób czytających mojego bloga to interesuje, w odróżnieniu od wydania NIS America mamy tutaj angielski dubbing.

Czas na jedyny dodatek, czyli książeczkę na sześćdziesiąt stron. W środku masa grafik promocyjnych, rocznicowych, jakichś szkiców i kartek od twórców. Gdy jakaś ma japońskie napisy, występuje przypis z translacją. Całościowo naprawdę przyjemnie przygotowane i aż chce się to oglądać.

Tylna jego część.

Podgląd do środka.

Jeszcze jedna fotka.

No, ta już ostatnia.
Podsumowanie: W dzieciństwie Jinta Yadomi spędzał dużo czasu z grupą przyjaciół nazwaną przez nich „Super Kolesiami Niosącymi Pokój”. Niestety jedna z jej członkiń – Honma Meiko, nazywana Menmą, straciła życie w nieszczęśliwym wypadku. To właśnie jej duch postanawia odwiedzić naszego bohatera kilka lat po owym wydarzeniu, by ten spełnił jej życzenie, którego… sama nie pamięta. Niestety – chłopak jest jedynym, który potrafi dostrzec ducha dziewczynki, toteż spotyka się z brakiem akceptacji ze strony dawnych przyjaciół. Jinta zdaje sobie sprawę, że nie zdoła spełnić życzenia Menmy samotnie. Tylko czy którekolwiek z „Super Kolesi Niosących Pokój” zdecyduje się mu pomóc? Wielki hit z 2011 od A-1 Pictures, które od lat serwuje niesamowite i dopracowane produkcje. Melodramat i wyciskacz łez zarazem. Wydanie tutaj opisywane jest teoretycznie już wyprzedane. Należy je polować na aukcjach lub na sklepach. Może gdzieś się ostała jakaś kopia? To tyle na dzisiaj, miłego.

[MANGA PL] Nawet jeśli rozetniesz mi usta… (TOM 1)

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Tym razem nie musieliście aż tak długo czekać, więc zaczynam tutaj nieco ogarniać sytuację. Wprawdzie straciłem nieco czasu ostatnio, bo jeszcze jeden sprzęcik planuje sobie zakupić, by moje słuchanie oraz seanse były już w pełni pełne niesamowitych wrażeń, ale już go wybrałem i bardziej muszę się przespać z tym tematem parę dni. Paczuszka z zamówionym przedmiotem w końcu ruszyła i jest pewna zabawna z nią sprawa. Mianowicie pierwotnie ja brałem z Amazonu, o czym wspominałem, by kupić gdzieś indziej. Cenowo wyjdzie identycznie, ale poczekam dłużej. No właśnie poczekam, bo na Amazonie powróciło do sprzedaży i trzeba sobie zadać pytanie, co ten sklep odstawia chwilami. Dobra, pomińmy ten temat. Zaczynają do mnie przyjemne premiery mangowe docierać, więc trzeba zakasać rękawy. Czas na zapowiedzi. Crunchyroll w USA wyda: KamiKatsu: Working for God in a Godless World The — Complete Season (BD), Mob Psycho 100 III — Limited Edition (BD/DVD), The Iceblade Sorcerer Shall Rule the World — The Complete Season (BD), One Piece — Collection 34 (BD/DVD), KONOSUBA – An Explosion on This Wonderful World! – The Complete Season (BD/DVD), Kuma Kuma Kuma Bear Punch! Season 2 (BD), The Ice Guy and His Cool Female Colleague – The Complete Season (BD), Uzaki-chan Wants to Hang Out! – Season 2 – Limited Edition (BD/DVD), A Galaxy Next Door — The Complete Season (BD), Dead Mount Death Play — Part 1 (BD), Dr. STONE NEW WORLD – Season 3 – Part 1 (BD/DVD), Saving 80,000 Gold in Another World for My Retirement — The Complete Season (BD), BLUE LOCK — Part 2 (BD/DVD) i My Home Hero — The Complete Season (BD). Mamy tutaj parę fajnych pozycji, gdzie najbardziej mnie zainteresowało Mob Psycho 100, Uzaki-chan i KONOSUBA. Natomiast VIZ wyda: Naruto Shippuden: Set 3 (BD). Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszym tom mangi „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…” od Akari Kajimoto, a wydanej przez Waneko. Tak, moi drodzy, dzisiaj padło na ten tytuł. Jest to też kolejna pozycja, którą niejako nadganiam recenzencko, ponieważ chce spełnić obietnicę (właściwie to kontynuować ten fakt) złożoną wam spory czas temu — wpisy na temat pierwszych tomów nowych mang na rynku. Zaczęło się coś takiego przy festiwalach, a potem rozrosło na inne pozycje. Najzwyczajniej w świecie stwierdziłem, że recenzje kolejnych tomików mają w sumie sens, ale nie robię tych wpisów tak dużo, by to jakoś sensownie ogarnąć, a te od pierwszych tomików są zazwyczaj najważniejsze, więc lecimy z tym tematem dalej. Od czego by tu zacząć? Istnieje powiedzenie: „Każda potwora znajdzie swojego amatora”. Nie wiem, czy jest ono prawdziwe, ale przesłanie jest mniej więcej takie, że każda osoba może liczyć na jakiś poziom zainteresowania. Bez względu na wygląd czy charakter, koniec końców się na kogoś trafi. Patrząc na propozycje małżeństwa, jakie otrzymują ludzie w celi śmierci w USA, ma to jakiś sens. Najlepszym potwierdzeniem tego powiedzenia są bohaterowie mangi „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…” To oryginalna romantyczna manga autorstwa Akari Kajimoto. Seria na dzień dzisiejszy liczy sobie jedenaście tomów i opowiada historię nietypowej relacji pomiędzy człowiekiem a potworem z miejskich legend. Manga „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…” skupia się na dosyć unikatowym związku pomiędzy człowiekiem a potworem z miejskich legend. Kuchisake-onna to postać z folkloru i miejskich legend z ustami rozciętymi praktycznie od ucha do ucha. Potworna kobieta zaczepia nieświadomych ludzi i pyta się, czy jest piękna. W zależności od odpowiedzi ofiara będzie zamordowana lub oszpecona, by wyglądać tak jak zjawa. W mandze ten potwór jest bardzo słaby, gdyż stworzenia z legend mają siłę tylko tak długo jak wierzą w nie ludzie. Dlatego Kuchisake-onna zmuszona jest do zawarcia współpracy z pewnym rodem specjalizującym się w relacjach z magicznymi stworzeniami. Potwór staje się narzeczoną jednego z członków rodu, by przetrwać. Para ustala jednak, że jeśli szpetna kobieta chociaż raz w ciągu roku wystraszy swojego narzeczonego, to zaręczyny zostaną zerwane. Czy z tego przymusowego związku pomiędzy człowiekiem i potworem może wyjść coś dobrego? Początek opowieści jest raczej oryginalny całkiem pomysłowy. Pierwsze rozdziały pozwalają nam poznać bohaterów i zrozumieć punkt wyjścia w ich relacji. Narzeczony Kuchisake-onna zdaje się darzyć ją uczuciem ze względu na pewne wydarzenia z przeszłości. Pani potwór nie wie do końca, co czuje i ma problem z obecną relacją. Jednak już nawet w pierwszym tomie związek pomiędzy parą powoli ewoluuje. Wynika to z tego powodu, że oboje bohaterów zdaje się troszczyć o siebie. Przejawia się to w sytuacji, gdy bohaterka próbuje uratować swojego partnera, gdy myśli, że został on napadnięty przez jakiegoś oprycha. Mamy też urocze sceny gotowania, gdzie okazuje się, że bohaterowie nie mają zbyt wielkiego talentu do przyrządzania potraw. Na razie całość to taka sielanka bez większych przeciwności losów i problemów. W gruncie rzeczy jedyną kwestią jest to, że główna bohaterka stara się wyrwać z małżeńskiego paktu przez wystraszenie partnera. Jest to jednak raczej element komediowy niż cześć dramatu i przed parą nie stoi jakieś wielkie wyzwanie. Jestem wielkim fanem miejskich legend i lata temu bawiłem się w polowanie przerażających potworów grasujących po ulicach japońskich, chińskich i koreańskich miast. W trakcie swoich wojaży miałem kilka ciekawych i zakręconych przygód. Jedna z nich powiązana była z koreańską wersją bohaterki mangi. Dlatego jak tylko przeczytałem, że Kuchisake-onna będzie bohaterką mangi i nie będzie to horror, byłem niezwykle zainteresowany. Po przeczytaniu pierwszego tomu Nawet jeśli rozetniesz mi usta, seria zapowiada się całkiem nieźle i wiąże z nią spore nadzieje. Oryginalne spojrzenie na stworzenia znane głównie z horrorów może być bardzo ciekawe [operacjapanda.pl]. Tak to wygląda, moi drodzy. Tytuł od samego początku mnie zaintrygował tematem, kreską i samym pomysłem. Liczyłem na nietypowy romans, gdzie występuje dosyć popularny motyw „kto się czubi, ten się lubi” i go dostałem. Niezwykłym dodatkiem i wisienką na torcie jest sam temat legend, straszydeł i tematyki z tym związanej. Liczę po cichu na dalsze rozwijanie tego tytułu i pojawienie się innych straszydeł z legend i kultur — to byłoby ciekawym rozwinięciem tematu i nawet dosyć sensowne — wszak koło jednego „dziwactwa” może się pojawić kolejne. Zobaczymy, jak się ten tytuł rozwinie, ale aktualnie wygląda przynajmniej interesująco i obiecująco zarazem. Pod względem tłumaczenia czy wydania mamy tutaj bardzo dobry poziom wydawnictwa Waneko. Wszystko przyjemnie się czyta i bez zgrzytów. Zawsze cytuję wydawcę w tym miejscu, więc wypadałoby tę tradycję podtrzymać:
Odkąd ludzie zaczęli o niej zapominać, istnienie kuchisake onny imieniem Miroku jest zagrożone… By temu zapobiec, musi poślubić Kouichiego, członka niezwykłej rodziny Sano. Tak trafia pod dach niechcianego narzeczonego! Choć ich umowa miała służyć jedynie przywróceniu Miroku jej dawnej mocy, to z jakiegoś powodu Kouichi bardzo cieszy się na ten ślub… Kuchisake onna i licealista. Kto tu kogo przestraszy? Kto komu zawróci w głowie? Oto początek ich wspólnego życia!
Czas na detale dotyczące zawartości.

Specyfika wydania:
Liczba stron: 182
Format: A6 (13,5cm x 19,5 cm)
Oprawa: miękka, obwoluta

Zdecydowałem się na pre-order do tej pozycji, ponieważ skusiły mnie dodatki (tak po prawdzie dostałem ją od znajomego, ale liczy się zawartość). Dokładnie dwa, ale nie jest to do końca prawda. Już tłumaczę, moi drodzy, ale pewnie część wie, o czym mowa. Do zamówień przedpremierowych wydawnictwo dodawało specjalną kartę, na której obrazek zmienia się wraz z kątem na nią patrzenia (taki rodzaj efektu 3d), ale mam też zakładkę. Ten drugi dodatek jest trochę nad wyraz, bo dostałem go jako rodzaj promocji/reklamy tej pozycji.

Podgląd na właściwą zawartość, czyli czarno-białe strony. „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…”, wygląda dobrze. Tytuł wpisuje się w standardy gatunku, ale jest tutaj odrobina ciekawych pomysłów choćby ze względu na to, że główna bohaterka wywodzi się z opowieści grozy. Dlatego pomiędzy standardowymi i komicznymi panelami przewija się tez takie w stylu wprost z horrorów. Tła są tutaj dosyć proste i dużo uwagi poświęcone jest twarzom postaci. Nie jest to najbardziej widowiskowy czy stylowy tytuł, ale całość wypada w sam raz.

Podgląd na dodatki, czyli zakładkę oraz kartę z efektem trójwymiaru. Mam nadzieję, że dobrze widać ten efekt.

Tylna część zakładki oraz efektu. Moim zdaniem świetne dodatki.
Podsumowanie: Manga „Nawet jeśli rozetniesz mi usta…”, zaczyna się w dosyć dobry sposób. Pierwszy tom udanie przedstawia zarys tytułu i potencjał opowieści. Na ten moment seria zapowiada się raczej na uroczy romans ze szczyptą komedii wynikającej z nietypowej relacji pomiędzy człowiekiem a stworzeniem znanym głównie z miejskich legend. Nie wiem jeszcze, czy Nawet jeśli rozetniesz mi usta, będzie hitem i tytułem wartym pocieniania każdemu. Jednak na ten moment jestem zaintrygowany i z chęcią sięgnę po kolejne tomy serii. Mam też nadzieje, że manga rozprzestrzeni w kraju wiedzę na temat Kuchisake-onna, bo to jedno z moich ulubionych współczesnych straszydeł [operacjapanda.pl]. Ze swojej strony gorąc polecam ten tytuł i na pewno sięgnę po kolejny tomik, gdy tylko pojawi się na rynku. To tyle na dzisiaj, miłego.

[ANIME BD] Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?! Season 3 – Premium Box Set

Ruszamy z najnowszym wpisem po drobnej przerwie. Podczas weekendu miałem trochę różnego typu roboty, więc dopiero teraz lądują najnowsze wypociny. Jakoś się to postaram nadgonić. Naprawdę, uda mi się, a przynajmniej powinno. Nie no, trzeba tutaj parę rzeczy przyspieszyć, by potem nie obudzić się z ręką w nocniku. W każdym razie lecimy ze stałymi elementami. Dotarła do mnie poprawiona płyta od Nadii, więc mam kompletny i poprawny zestaw (był problem z rozdziałami na drugiej płycie Blu-ray, który uniemożliwiał oglądniecie jednego z odcinków). Mój ostatnio zakupiony skarb nawet nie ruszył z miejsca, więc wysłałem emaila, bo zaczyna się to robić dziwne (może taka specyfika sklepu, kto ich tam wie). Czas na nowinki i dalszy pakiet Waneko. Pierwszą nowością jest „Moriarty – The remains” od Hikaru Miyoshi. Cytując wydawcę: Ukryte dotąd zapiski zostają ujawnione! William i jego sojusznicy odwiedzają starą rezydencję Moriarty’ego w Durham. Znajdują tam notatki z różnych „ulubionych” spraw, które Louis ukrywał. Skandal Morana z oszustwem w zakładzie gier hazardowych. Niebezpieczne próby trzech braci, gdy w dzieciństwie otrzymali propozycję zostania uczniami „Kuby Rozpruwacza”. To tylko niektóre z historii, o których przeczytacie w tej mandze! Kolejną nowością jest „Starving Anonymous” od Kazu Inabe, Kengo Mizutani, Yuu Kuraishi. Cytując wydawcę: Jak codziennie, Kazu i Ie wracają autobusem ze szkoły. Nagle kierowca rozpyla gaz i wszyscy pasażerowie tracą przytomność. Gdy Ie budzi się na pace samochodu w jakimś magazynie, doznaje szoku – dookoła są zamrożone ciała! Co gorsza, pracownicy tej „fabryki” oprawiają je jak świńskie mięso! Przerażony chłopak zostaje wrzucony na inny poziom tego przeklętego miejsca, gdzie jest tylko gorzej… Jak przetrwać i uciec z tej makabry? Na koniec „Tank chair” od Yashiro Manabu. Cytując wydawcę: Nagi Taira to osławiony zabójca. Dobra passa kończy się, gdy jego siostra Shizuka zostaje porwana, a on podczas ratowania jej zostaje postrzelony w głowę. Mężczyzna zapada w śpiączkę, zostaje po nim tylko skorupa. Jednak gdy wyczuwa żądzę krwi, na powrót staje się przerażającą i piekielnie skuteczną maszyną do zabijania! Shizuka wierzy, że jeśli znajdzie mu odpowiednich przeciwników, zdoła wyleczyć niecodzienne schorzenie brata. W ten sposób rozpoczyna się brutalna i odjechana podróż ku zdrowiu! Muszę przyznać, że druga i trzecia zapowiedź wygląda obiecująco. Będę się przyglądał. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial „Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?!” z sezonem trzecim w wydaniu premium od Sentai. Tak, moi drodzy, dzisiaj wracamy do tej serii. Jakiś czas temu opisywałem sezon drugi, więc jest to naturalna kolej rzeczy. Dodatkowo już jakiś czas temu wspominałem, że chcę porobić recenzje tych ładniejszych wydań, a dzisiaj prezentowane niewątpliwie do takich należy. Któż nie słyszał o DanMachi? Bo tak brzmi najpopularniejsze zdrobnienie tego długaśnego tytułu, nawiasem pisząc. Nie wiem, czy wspominałem, ale w USA wydają już sezon czwarty tej produkcji i nawet słowem się nie zająknięto o edycji premium. Jest to tak dla mnie absurdalne i nietypowe zagranie, że do teraz nie mogę w to uwierzyć i ciągle żyję nadzieją, że jednak zostanie takie zapowiedziane. Kto to widział po tylu sezonach zrezygnować z takich wydań? Sentai, naprawdę musisz to naprawić i to natychmiast. To jednak przyszły temat, a teraz zejdźmy na ziemię, bo sezon trzeci sam się nie opisze. Nasza historia zaczyna się jak wiele innych w świecie DanMachi… W momencie, kiedy Bell i jego drużyna eksplorują loch. Podczas tej podróży Bell spotyka młodą wywernę (chyba to najbliższe określenie tego „stwora”), która zamiast go atakować, jak większość potworów, ucieka przed nim i jest wyraźnie inteligentna. Pomimo zastrzeżeń członków swojej drużyny (Lilly, Welf, Mikoto i Haruhime), Bell pragnie chronić wywernę i postanawia wyprowadzić ją na powierzchnię, aby móc poprosić o radę boginię Hestię. Nadaje także wywernie imię Wiene, aby odróżnić ją od innych przedstawicieli jej gatunku. Na nieszczęście dla Bella inteligentne potwory to coś, czego nigdy wcześniej nie odkryto w lochu, więc Hestia nie może udzielić mu żadnej przydatnej rady. Na razie grupa musi zachować Wiene w tajemnicy, pracując nad kolejnymi krokami, jak chronić ją przed niebezpieczeństwami zarówno z lochów, jak i poszukiwaczy przygód. W końcu, gdyby członkowie tak wielkiej rodziny jak Familia Loki dowiedzieli się o istnieniu Wiene, z pewnością żądaliby krwi. Zatem ten sezon DanMachi koncentruje się w pewnym sensie na niezbadanym jeszcze „terytorium” dla tej produkcji. Do tej pory potwory w lochach były niczym innym jak niebezpieczeństwem lub czymś, co należało pokonać, aby urosnąć w siłę. Istnienie tych inteligentnych bestii (później nazwanych Xenos) wprawia Bella w spiralę, w której nie może już walczyć. Sytuacja staje się jeszcze gorsza, gdy dowiaduje się, że są ludzie, którzy wiedzą o Xenosach i chcą ich wykorzystać do swoich niecnych planów. Pozostawiony z pytaniem, czy Wiene gdziekolwiek jest bezpieczna i jak samemu kontynuować przygodę jako poszukiwacz przygód, Bell ma mnóstwo problemów. Ten sezon anime obejmuje tomy 9-12 oryginalnych light novel. Stanowią one cały wątek „Xenos” i myślę, że podzielenie tych trzech książek na 12 odcinków dobrze sprawdza się pod względem tempa. Niektórzy widzowie mogą nie być aż tak zainteresowani Xenosami, w takim przypadku więcej przyjemności przyniesie im kilka ostatnich odcinków, w których uwaga przerosła ich samych, a my możemy zobaczyć, jak inne znajome twarze angażują się w wynik całej sprawy. I nawet jeśli nie interesują cię zmagania Xenosów lub Bella, nadal możemy zobaczyć rozwój innych członków jego drużyny. Ta seria jest zawsze najlepsza, gdy pamięta, że ​​Bell nie jest jedynym bohaterem i działa tak dobrze tylko dzięki obsadzie zespołowej. Tak jak Bell musi pogodzić się z dalszą walką z innymi potworami, tak Lilly, Welf, Mikoto i Haruhime muszą pogodzić się z jego decyzją o ochronie Wiene i stać się silniejsi, aby chronić ludzi, których kochają. Animacją serialu w dalszym ciągu zajmuje się studio JC Staff i mam przyjemność poinformować, że w porównaniu z sezonem drugim jakość serialu znacznie się poprawiła (jestem pewien, że dzieje się tak dlatego, że nie robiliśmy filmu w tym samym czasie…). Koniec tego sezonu może być jedną z najlepszych walk z dotychczasowych i pokazanych w serialu, to prawdziwy spektakl i nawet jeśli nie jesteś wielkim fanem tej historii, to i tak niewątpliwie pokochasz tę bitwę. Muzyka i aktorzy głosowi pozostają bez zmian, jak w poprzednich sezonach, choć Wiene oznacza nowy dodatek do obsady. W języku japońskim tę postać gra Rina Hidaka (Silica z „Sword Art Online”, Milim Nava z „That Time I Got Reincarnated as a Slime”). Podobnie jak w przypadku animacji, wydaje się, że ścieżka dźwiękowa uległa poprawie od sezonu 2., dodając mnóstwo nowych utworów oraz zwykle powracające kompozycje. Otwarciem tego sezonu jest „Over and Over” Yuki Iguchi, a motywem końcowym jest „Evergreen” Sajou no Hana. Obydwa tematy dobrze oddają całą serię, prawdopodobnie lepiej niż którykolwiek z dotychczasowych serii i na dłuższą metę zapadną w pamięć. Dla mnie była to bardzo wręcz udana kontynuacja, gdzie głównym zarzutem był fakt, że to znowu tylko dwanaście odcinków, pomijając OAV. To dosyć niewiele przy tak niespiesznym rozwijaniu wątków i widocznej rozległej przygodzie. Opinie były różne o tej kontynuacji, ponieważ nie wszyscy polubili „Xenosów” i uważali ich wątek za nudnawy, a dla mnie był kolejną ciekawą cegiełką tego świata. Dlatego bawiłem się świetnie. Czas na detale techniczne i opis fizycznych aspektów. Mamy tutaj bardzo dobre kodowanie i tłumaczenie. Co ciekawe różniło się niby względem wersji standardowej, która ukazała się wcześniej. Pewnie raptem kilka poprawek, ale i tak cieszy. Czas na detale fizyczne.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 2.0 (angielski i japoński)
Rozdzielczość: 1080p
Format obrazu: 16:9
Region: A, geo-locked dla USA.
Napisy: angielskie
Dyski: 2xBD
Lista odcinków z wydania:
1. Wiene: Dragon`s Daughter
2. Monster: One Wing
3. Xenos: Outliers
4. Aspiration: Distant Dream
5. Ikelos Familia: King of Atrocity
6. Knossos: Man-Made Labyrinth
7. Dix Perdix: The Dreams of Beasts
8. Bell Cranel: The Fool
9. Stigma: Downfall
10. Invisible: Forced Breakthrough
11. Ultra Soul: Decisive Battle
12. Argonaut: Hero`s Return
OVA. Is It Wrong to Try to Find a Hot Spring in Orario? Bath God Forever

Sentai ma taki słuszny nawyk, od którego tylko czasem odchodzi, że trzyma się projektu wcześniej wykreowanego. Dzisiaj omawiana perełka jest niemal idealnym tego przykładem, ponieważ ponownie otrzymaliśmy to dosyć spore pudełko nieco nietypowego formatu, które zostało bogato wyposażone. Mamy tutaj serial na płytach Blu-ray (zrezygnowano z płyt DVD wraz z tym sezonem, co było pewną niespodzianką, ale z drugiej strony, po co komu ten przestarzały format, którego uruchamiałem tylko w kwestiach porównawczych), książkę w twardej oprawie, śliczne grafiki/pocztówki i zestaw kilku przypinek. Wszystko w tym ślicznym opakowaniu. Tym razem uraczono nas również kompletną serią, więc nie dokupujemy osobno odcinka OAV, co niewątpliwie cieszy.

Tak się prezentuje po otworzeniu. Śliczna wstążka, która ułatwia wyciąganie elementów.

Okładka pudełka z płytami Blu-ray, czyli śliczna grafika.

Tylna jego część, czyli spis odcinków.

Podgląd na płyty.

Czas na najlepszy dodatek, czyli artbook. Mamy tutaj pięćdziesiąt sześć stron pełnych informacji o odcinkach, bohaterach, grafik, opisów familii czy oręża występującego w serialu. Wszystko ładnie przygotowane i przedstawione. Naprawdę dobry dodatek, który na pewno spodoba się fanom tej produkcji. Świetna rzecz.

Tylna jego część.

Podgląd do środka, byście sami ocenili.

Jeszcze jedna fotka.

Podgląd na obrazki znane z grafik promocyjnych. Są tu też promujące OAV.

Zestaw wspomnianych przypinek, czyli nowość w tym opakowaniu (coś, czego wcześniej nie dodawano — w poprzednich zestawach).
Podsumowanie: Podczas wyprawy na jeden z poziomów „dungeonu”, Bell odnajduje potwora, którego gonią inni ludzie. Niby nic w tym dziwnego, jednak ten potwór wydawał się tak niewinny, tak bezsilny wobec ścigających, że chłopak postanowił ją ukryć (bo o wywernie mowa), a ostatecznie przygarnąć. Czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby w świecie, w którym potwory są nienawidzone, przygarniać jednego z nich? Ogólnie rzecz biorąc, chociaż ten sezon DanMachi może podzielić niektórych fanów, ponieważ zmierza w innym kierunku, niż można by się spodziewać, jest to nadal serial, który znamy i kochamy. Przynajmniej ma niesamowitą animację, która szybko staje się bardzo emocjonalna, więc nawet jeśli nie spodoba ci się tak bardzo, jak poprzednia część, nadal będziesz chciał ją mieć w swojej kolekcji. Niezmiennie otrzymało piękną edycję, która ucieszy niejednego kolekcjonera. Wydanie ciągle możliwe do nabycia. To tyle na dzisiaj, miłego.

[MANGA PL] Metamorfoza

Ruszamy z kolejnym wpisem, moi drodzy. Tym razem już standardowego typu i to przed weekendem lub na jego wstępie. Pogoda zaczyna się nam ładnie poprawiać, ale ciągle mamy luty, więc może to być chwilowy tylko przejaw. Wczoraj sobie zakupiłem bilet na film „Demon Slayer To the Hashira Training”, bo trzeba wspierać takie inicjatywy i chętnie go sobie zobaczę w kinie. W sumie to jedyna opcja, bo to finał sezonu 3 i początek 4 sklecone w jeden obraz. Na nośnikach w takiej formie nigdy nie wyląduje, stąd jego unikatowy charakter. Czas na stałe elementy wstępu. Studio JG postanowiło w końcu wysłać mi zaległe pre-ordery, więc mam co czytać. Czas na zapowiedzi. Waneko zasypuje nas nowymi tytułami. Na początek manga „Bless” od Yukino Sonoyama. Cytując wydawcę: Licealista Aia Udagawa pragnie zostać wizażystą, ale zachowuje to dla siebie, ponieważ jest przekonany, że nie ma wystarczających umiejętności i talentu. Marzeniem Jun Sumisaki, jego koleżanki, jest zostać modelką, ale nie wierzy w siebie przez to, jak jest postrzegana przez innych. Żadne z nich nigdy nie odważyło się ujawnić, kim naprawdę jest ani wyjść poza oczekiwania innych ludzi. Pewnego dnia wspólnie postanawiają podążać za swoimi marzeniami. Razem biorą udział w „Malwowym konkursie”, gdzie Jun będzie modelką, a Aia jej wizażystą! Dalej mamy „Isekai No Sata Wa Shachiku Shidai” („Przyszłość innego świata zależy od korposzczura”) od Yatsuki Wakatsu, Kazuki Irodori, Kikka Oohashi. Cytując wydawcę: Kondou Seiichirou jest korposzczurem i maniakiem wydajności. Nie ma życia poza pracą. Pewnego dnia zostaje świadkiem „wezwania Świętej” i, chcąc uratować niewinną nastolatkę, wraz z nią zostaje przeniesiony do innego świata. Na miejscu okazuje się, że nawet takie wydarzenie nie zmieniło jego szaleńczego podejścia do obowiązków. Kondou od razu znajduje zatrudnienie, a swoją lekkomyślnością szybko zwraca na siebie uwagę rycerza, którego zwą „Lodowym Księciem”… Na koniec „Chi’s Sweet Home” od Kanata Konami. Cytując wydawcę: Chi to psotny kociak, który gubi się podczas spokojnego spaceru z rodziną. Oddzielony od matki, ogarnięty przeraźliwym żalem i samotnością, zalewa się łzami na łące w miejskim parku. Nagle podbiega do niego chłopiec imieniem Yohei. Wraz ze swoją mamą postanawiają zaopiekować się futrzakiem. Problem jednak jest taki, że w ich bloku panuje bardzo surowa zasada: posiadanie zwierząt jest zabronione! Czy uda im się ukryć czworonoga przed sąsiadami i uniknąć eksmisji? Czy Chii przyzwyczai się do nowego otoczenia i rodziny? No i czy nie da się przyłapać wścibskim oczom innych mieszkańców budynku? Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest manga „Metamorfoza” od ShindoL a wydana w naszym kraju przez wydawnictwo Akuma. Tak, moi drodzy, to kolejny tytuł z zaległych do opisu, więc powoli się wygrzebujemy. To też następna pozycja z portfolio naszego rodzimego dostawcy mang dla dorosłych. Dzisiaj prezentowany tytuł jest niezwykle mocny, ale również mocno znany i wiele osób chce sobie wyrobić o nim opinie indywidualnie. To szlachetne, prawidłowe i cenione podejście, ale może się różnie zakończyć. „Metamorfoza” to jedna z najbardziej znanych mang hentai i przez jakiś czas wydawało się, że wszyscy o niej mówili, i nie bez powodu. To opowieść o debiucie młodej kujonki w szkole średniej, który zakończył się okropnie, strasznie źle i można to szczodrze ująć. To klasyczna opowieść o chaotycznej drodze do dorosłości w podłym, nowoczesnym społeczeństwie, opowiedziana w opresyjnym, ponurym stylu. Jeśli lubisz serie mang hentai z dedykowaną historią, czeka cię prawdziwa gratka (jeśli dasz sobie z tym radę). „Metamorfoza” to manga hentai napisana i zilustrowana przez ShindoL, który jest znany ze swojego kręgu doujin Da Hootch i tworzenia naprawdę hardcorowych, ale intrygujących historii, takich jak właśnie opisywana. Licząca łącznie 242 strony i ponad 7 rozdziałów „Metamorfoza” to manga hentai, która została po raz pierwszy opublikowana na Comic XEros od września 2013 do maja 2016. Tutaj będziesz śledzić historię Saki, bardzo niepopularnej uczennicy. Widząc, jak wszyscy jej przyjaciele wychodzą razem i dobrze się bawią, postanawia się zmienić, stać się ładniejszą i bardziej pożądaną, ale wszystko zaczyna się walić, gdy poznaje Hayato, faceta, który wprowadza ją w szalony półświatek narkotyków i w którym się zakochuje. Od tego momentu Saki zaczyna swój upadek, który pogarsza się pod koniec każdego rozdziału. Dochodziło nawet do tego, że było mi naprawdę źle, gdy przewróciłem stronę, ponieważ czułem, jakbym pomagał jej schodzić w dół, a pod koniec była to bardzo emocjonalna przejażdżka. Bez wątpienia jedna z najlepszych serii mangi hentai, jakie kiedykolwiek czytałem. Nie zrozumcie mnie źle, czyta się to chwilami wręcz ciężko, ale jednocześnie podoba mi się i doceniam fakt, że autor się nie zatrzymał do samego końca. W Metamorfozie znajdziesz Saki uprawiającą seks pod wpływem narkotyków, uprawiającą prostytucję, szantażowaną przez przyjaciół w szkole, nawet jej tata nie może się oprzeć córce, zostaje też wyruchana zbiorowo przez nieznajomych, co ostatecznie prowadzi do jej ciąży, ze wszystkimi problemami i obowiązkami z tym związanymi. Osobiście uważam, że fragment z ojcem był trochę nietrafiony. Myślę, że ShindoL mógł zrobić coś lepszego, jeśli chodzi o tę historię, wydaje mi się to zbyt dużym pretekstem, aby kontynuować fabułę (opuszczenie domu, zerwanie więzi i „skazanie” na życie z chłopakiem, który traktuje ją przedmiotowo — jako źródło zysku i zabawkę w jednym). Poza tym każda scena hentai jest ekscytująca, lubieżna i jak zawsze dobrze narysowana. Mówiąc o grafice, nie rozczarujesz się oprawą wizualną. Saki jest bardzo seksowną uczennicą i podoba mi się, jak wizualnie zmienia się w trakcie książki, farbując włosy, robiąc sobie tatuaże i opalając się, zmieniając rodzaj ubrania, przechodząc od normalnej uczennicy do bardziej dojrzałej Saki i pod koniec przybrała wygląd prostytutki. Sceny hentai są wypełnione twarzami Saki, co pokazuje, że uwielbia każdy szczegół tych paskudnych, sprośnych scen, nawet jeśli niektóre z nich zawierają nieco wymuszony seks. Teraz pora na trochę być może nadinterpretacji. Pokuszę się o stwierdzenie, że autor celowo wstawił angielski tytuł dla swojego dzieła. „Metamorphosis” został wybrany, ponieważ autor inspirował się Kafką i jego egzystencjalistycznym klasykiem, The Metamorphosis (w naszym kraju bardziej znanym pod tytułem „Przemiana”). Bohaterem utworu jest Gregor Samsa, który pewnego dnia budzi się przemieniony w dużego, potwornego robaka. Chce żyć normalnie, jednak jest to niemożliwe, gdyż nie potrafi nawet podnieść się z łóżka. W konsekwencji traci pracę. Rodzina trzyma go zamkniętego w pokoju, dbając, by nikt nie dowiedział się, co się z nim stało. Pod wpływem przeistoczenia Gregora zmieniają się również członkowie jego rodziny. Muszą zarabiać na życie, ponieważ dotychczas byli na utrzymaniu Gregora. Przemiana, która całkowicie odizolowała Gregora od świata, doprowadziła w końcu do jego śmierci, ku uldze rodziny, która miała go już dość [wikipedia.pl]. Podobieństwa pomiędzy obiema fikcjami o upadku człowieka i tragedii życia bez empatii są widoczne. Powszechnym tematem jest to, jak szybko dana osoba może przejść od bycia zwykłym członkiem społeczeństwa do stania się znienawidzonym ciężarem tego samego społeczeństwa. Nawet zakończenie jest niemal identyczne. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli potrafisz utrzymać bardzo emocjonalną i hardkorową historię niewinnej uczennicy, która spotyka w swoim życiu nieszczęście, jest to manga, która powinna znaleźć się w Twojej kolekcji, a zakończenie uderzy Cię jak ciężarówka i sprawi, że będziesz tego żałować. Zrobiłem coś dla Saki, tylko po to, żeby znów zobaczyć jej uśmiech, bo w końcu… chciała tylko przyjaciół. To historia, która pyta czytelnika o wartość empatii i przypomina nam, że nawet ci, którzy cierpią i znajdują się na najniższym poziomie, nadal są ludźmi. Pod względem tłumaczenia czy edycji jest naprawdę okej. Chyba jedną literówkę widziałem, ale całościowo świetnie się to czyta. Czas na opis ze strony wydawcy i opis warstwy fizycznej:
Po ukończeniu szkoły Saki zdaje sobie sprawę, że przez te wszystkie lata nigdy z nikim się nie zaprzyjaźniła. Nie chcąc być wiecznie sama, postanawia drastycznie zmienić swój wygląd i osobowość. Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, a ludzie zwracają uwagę na wygląd! Prawie natychmiast dostrzega zmianę w sposobie, w jaki traktują ją rówieśnicy i wydaje się, że wszystko w końcu idzie w dobrym kierunku. Saki ma zamiar korzystać z życia, gdy nagle przypadkowe spotkanie wywraca jej życie do góry nogami i łamie ją w sposób, którego nigdy sobie nawet nie wyobrażała.
Czas na detale.

Specyfika wydania:
Liczba stron: 244
Format: B5 (19,5cm x 14,0cm)
Oprawa: miękka, obwoluta

Manga została wydana w naszym kraju tylko w edycji standardowej, więc nie mamy dylematu nad tym, którą wersję wybrać. Została wydrukowana w formacie B5, czy takim standardowym dla tego wydawnictwa. W związku z tym, że kupowałem ją przedpremierowo (jak to brzmi), załapałem się dodatki. Otrzymałem zakładkę oraz dużą kartę. Przyjemne dodatki, nawet jeśli raczej standardowe dla wydawnictwa. Karta jest nieco nietypowa, ale niestety powtarza grafikę znaną z okładki.

Podgląd na kolorową stronę z różnymi obliczami Saki.

Podgląd na strony czarno-białe, czyli właściwa część komiksu. Jak wspominałem przy opisie, manga jest bardzo dobrze i starannie narysowana. To najogólniej pisząc, wyznacznik tego typu komiksu, bo dla ładnych dziewczyn zazwyczaj są zakupowane, więc nie zawodzi na tym polu. Tutaj akurat ciekawym aspektem jest rozwój wizualny bohaterki. Tragiczny wprawdzie, ale jednak dobrze wykonany.

Wspomniane dodatki, czyli zakładka (standard u wydawnictwa, który zawsze pasuje) i karta dużego formatu. Tomiku, szczerze pisząc. Przyjemnie wszystko, ale jednak grafika się powtarza.

Tylne części obu dodatków.
Podsumowanie: Niezwykle trudno jest ocenić taki tytuł jak „Metamorfoza”. Nie jest to typowy przykład gatunku hentai, przez co wydaje się, że nie powinien on być stawiany w jednym rzędzie z pozostałymi tytułami wydawnictwa Akuma. To bardziej dramat, który pozbawiony został wszelkich ograniczeń, a autor w żadnym razie nie zamierza obchodzić się z czytelnikiem jakimiś subtelnościami. Warto się zmierzyć z tym tytułem samemu, ale warto mieć na uwadze, że to tytuł raczej dla osób gotowych na bardzo ciężką historię o upadku oraz silną depresyjność, jaka za tym idzie. Na pewno po lektura nikogo nie zostawi obojętnym. Mocna rzecz, o której wydanie pewnie nie było łatwo na naszym rynku. Warto docenić trud wydawcy, zakupując ten tomik. To tyle na dzisiaj, miłego.

WALENTYNKI (2024)

Dzisiaj zgodnie z zapowiedziami i przewidywaniami, bo to już tradycja, mamy wpis eventowy – Walentynki. Jedni uwielbiają to święto, a dla drugich jest trochę depresyjne, bo nasuwa złe skojarzenia. W moim odczuciu w ostatnich latach osłabł nieco jego „nachalny czar” rodem z USA, bo nie atakują nas zewsząd czekoladkami i tego typu sprawami. Co ciekawe, a przynajmniej tak sugeruje nam popkultura wszelakiego typu, w Japonii i ogólnie krajach azjatyckich, święto to ma dużo większe znaczenie, a same wręczane czekoladki zazwyczaj są własnoręcznie pichcone — lub przetapiane z zakupione czekolady i ładnie zapakowane — wersja dla leniwych/niedoświadczonych. Ostatnim razem nawet wrzucałem listę z tym motywem, więc tym razem sobie ją odpuścimy. A Jakie animacje są polecane w tym roku na to święto? Proponowana lista:
9. The Girl Who Leapt Through Time
8. Weathering with You
7. Your Name
6. I Want to Eat Your Pancreas
5. Suzume
4. Fruits Basket
3. My Dress Up Darling
2. Castle in the Sky
1. Your Lie in April
Nie za dużo tego Makoto Shinkai? Oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej, ale zawsze jakieś propozycje. Co roku pojawiają się obrazki związane z tym wydarzeniem i nie inaczej jest i w tym. Przykładowo:

Jeszcze w formie ciekawostek dodam, że wydawnictwo Waneko z tej okazji uruchomiło promocję na romantyczne tytuły. W każdym razie udanych seansów, miłych chwil i do następnego.

[ANIME BD] Bloom Into You – Premium Box Set

Ruszamy z najnowszym wpisem, który, co dosyć ważne, udało się wrzucić przed kolejnym zdarzeniowym. Zapewne domyślacie się jakim, ale pozostawmy ten fakt na razie okryty tajemnica dla tych, którzy w wyniku nawały pracy coś się zagubili. Ostatnio obiecywałem wam zdradzić finał mojej dziwnej sytuacji ze sklepem Amazon. Okazało się, ze mi nie pomogli i powiedzieli wprost — że w wyniku błędu anulowano moje zamówienie, ale ogólnie przedmiot już się wyprzedał. Wkurzony szybko „pobiegłem” do innego sklepu, który ciągle oferował mój przedmiot, spytałem o koszta wysyłki. Okazało się, że ostatecznie wyjdzie identycznie, ale potrwa wysyłka nieco dłużej (pewnie wyląduje na koniec lutego, a mógłby być już w tym tygodniu) no i będę się chyba „bawił” z płatnością VAT przy odbiorze. Ostatecznie wyjdzie tyle samo, ale nie będę mógł tego załatwić w locie. Reasumując, są pewne niedogodności, ale przedmiot będzie. Teraz trzymamy kciuki, by dotarł w stanie idealnym. Czas na zapowiedzi. Wydawnictwo Dango ogłosiło dwa tytuły BL. Pierwszy to „Hajimete, Hajimemashita” („Miłość od pierwszego wejrzenia”) od Makine Kureda. Cytując wydawcę: „Nie chcę, żebyś tak uroczą stronę siebie pokazywał komukolwiek oprócz mnie”. Toki, najstarszy z piątki rodzeństwa, po śmierci ojca musiał bardzo wcześnie pójść do pracy, żeby utrzymać rodzinę. Jego rodzina miała wobec niego tylko jedno życzenie – „Żyj tak, żebyś był szczęśliwy”. Gdy jego matka ponownie wychodzi za mąż, Toki postanawia wreszcie spełnić to życzenie i zapisuje się do liceum zaocznego. Poznaje tam Akirę, byłego aktora dziecięcego i przyjaciela swojego młodszego brata. Akira jest bardzo wylewny i opiekuńczy, a przy nim Toki w końcu może być sobą i na chwilę zapomnieć o odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Im więcej czasu ze sobą spędzają, tym bardziej chce, żeby Akira został dla niego kimś więcej, niż tylko kolegą… Drugi tytuł to „Cure Blood” od Arata Togaya. Cytując wydawcę: „W moim niekończącym się życiu mam tylko ciebie”. Pewnego dnia w ciele Tadayukiego, świeżo upieczonego lekarza, następuje niewiarygodna zmiana. Zaczyna pragnąć ludzkiej krwi i prawie całkiem przestaje się starzeć, zupełnie jak wampir. Kierowany żądzą krwi atakuje Jujiego, starszego kolegę po fachu. Przerażony tym, co zrobił, oświadcza, że stał się potworem i ucieka. Juji jednak odnajduje go i oferuje swoją pomoc – obiecuje, że wyleczy Tadayukiego i będzie oddawał mu swoją krew. Żaden z nich jeszcze nie wie, że to dopiero początek ich wieloletniej relacji… Nie moje klimaty. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial „Bloom Into You” w wydaniu Premium Box Set od Sentai. Tak, moi drodzy, dzisiaj ponownie prezentujemy jakąś pozycję w pięknym wydaniu, która jest znana polskim fanom. Nie inaczej jest i tym razem, ponieważ wspomniana pozycja jest znana dzięki Studiu JG w naszym kraju pod tytułem „Gdy zakwitnie w nas miłość” i wydaną kilka lat temu. Ostatnio sobie ten serial powtórzyłem i naszło mnie kilka refleksji. Po pierwsze dalej się go świetnie ogląda, miałem kupić sobie mangę, mam to wspaniałe wydanie, które wam do dzisiaj nie opisałem. Trzeba to było zmienić, moi drodzy. Zacznijmy go w końcu opisywać. Yuu Koito zawsze marzyła o takiej miłości, o której pisze się książki lub piosenki – przyspieszone bicie serca, motylki w brzuchu itd. Kiedy jednak jej klasowy kolega z gimnazjum pyta, czy się z nią umówi, Koito prosi o czas na zastanowienie się. Tak naprawdę jednak nie czuje do niego zupełnie nic, ale nie wie, jak odmówić. Miesiąc później rozpoczyna naukę w liceum, w którym poznaje Touko Nanami – drugoklasistkę aktywnie udzielającą się w radzie uczniowskiej i startującej w wyborach na przewodniczącą szkoły. Yuu jest świadkiem, jak Touka w delikatny sposób odrzuca miłosne wyznanie jednego z uczniów, i zachwycona jej postawą, pragnie poradzić się jej w swojej sprawie. Nanami nie tylko pomaga Yuu odmówić chłopakowi, ale… sama wyznaje jej miłość. Jednak czy takiego uczucia oczekiwała Koito? „Bloom Into You” to anime z gatunku shoujo-ai, w którym to – mam wrażenie – trudno o dobry, zajmujący tytuł przedstawiający miłość dziewczyny do dziewczyny w normalny, nieprzerysowany i realistyczny sposób (choć jeszcze trudniej o to w przypadku shounen-ai). Tymczasem już na wstępie trzeba przyznać, że ta historia zdecydowanie należy do anime shoujo-ai z wyższej półki. Nie wyzbyło się co prawda wszystkich błędów czy potknięć, na które można trafić w tych gorszych tytułach, natomiast zaskakuje na wielu płaszczyznach. Największą i najważniejszą zaletą tego tytułu są postaci. Mamy tutaj cały wachlarz ciekawych osobowości, które rozwijają się i dają się lepiej poznać przez wszystkie trzynaście odcinków. Trzeba przyznać, że każda z postaci, która wysuwa się na pierwszy bądź drugi plan, została wyposażona w ciekawy charakter, dzięki czemu są one psychologicznie interesujące. Nawet jeśli z początku jakiś bohater wydaje się płytki, z całą pewnością wraz z biegiem fabuły widz może poznać go bliżej, a sama postać zyskuje na głębi. Prym wiodą tu oczywiście Yuu Koito i Touko Nanami, czyli para, wokół której kręci się fabuła. Nanami to ta starsza, ta pewniejsza siebie, ta, która woli stać w centrum uwagi i która woli dowodzić. Yuu Koito z kolei to ta młodsza, bardziej nieśmiała, delikatniejsza i podporządkowująca się. Ale czy na pewno? To są tylko pozory, o czym przekonujemy się dość szybko. W rzeczywistości jednak w pewnych określonych sytuacjach bywa wręcz odwrotnie; to Nanami staje się tą słabszą, zagubioną, a Yuu przejmuje rolę stanowczej i wspierającej. Dodatkowo Nanami skrywa pewien sekret, a odkrycie go zmienia całkowicie sposób patrzenia na tę postać. Warto także dodać, że dzięki tej głębi charakteru – temu, że dziewczyny nie są takie, jak z pozoru mogłoby się wydawać – całe anime zyskuje na dojrzałości i powadze podejścia do tematu, a co za tym idzie, także i realistyczności. Największa w tym zasługa Koito (która mimo wszystko jest chyba najciekawszą z wszystkich postaci), ponieważ nie poddaje się całkowicie Nanami. Oczywiście nie da się uniknąć typowych dla tego rodzaju anime scen w stylu pocałunek znienacka czy w zamkniętym pomieszczeniu, ale wtedy, kiedy zaznajomiony z gatunkiem widz spodziewa się, jak to się wszystko zakończy, Koito burzy te oczekiwania i robi coś przeciwnego. Niesamowicie cieszy mnie takie wyjście poza schemat, bo dzięki temu anime ma do zaoferowania coś więcej niż kolejną historię miłosną, w której jedna strona bierze to, na co ma ochotę, a druga biernie się temu poddaje. O ile Nanami ma takie momenty, w których zachowuje się jak typowy samiec alfa (samica alfa?), o tyle Koito praktycznie zawsze ratuje sytuację, włączając rozsądek i myśląc nad tym, co się właściwie dzieje. Utarło się, że czy to w shounen-ai (choć tu chyba nieco bardziej), czy to w shoujo-ai jedna strona musi być bardziej aktywna, a druga bardziej pasywna. W „Bloom Into You” szala przechyla się to na jedną, to na drugą stronę i trudno tak naprawdę wskazać, która z dziewczyn ma silniejszy, bardziej dominujący charakter. Równie ciekawe są postacie poboczne, które zresztą budują także poboczne, osobne wątki. Z pewnością do takich należy przyjaciółka Nanami, przynajmniej do czasu pojawienia się Koito najbliższa jej osoba, czyli Sayaka Saeki. Łatwo tu o spoilery, tak więc nie będę wchodzić w szczegóły, natomiast można się chyba domyślać, że w grę będzie wchodziła zazdrość. Ważna jest jednak także przeszłość Saeki, która także zostaje przedstawiona z czasem. Inną postacią przyciągającą uwagę jest Maki, który jako jedyny chłopak w rodzeństwie wie sporo o miłości od swoich sióstr, jest świetnym słuchaczem, ale jakiekolwiek romantyczne uczucie pozostaje dla niego w praktyce nieznane. Jest też Koyomi Kanou, która zainteresowała mnie z prostego powodu – chciałaby pisać książki. Wydaje się, że ma zadatki na pisarkę, co zresztą będzie mogła wykorzystać wraz z biegiem fabuły. Na uwagę zasługuje też nauczycielka, Riko Hakozaki, która również skrywa pewien sekret. Jak więc widać – w tym anime znajduje się cała palet barwnych postaci, bardzo dobrze skonstruowanych i z czasem zyskujących na głębi. Więź, która rodzi się między Koito a Nanami, stanowi główny wątek tego anime. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy to jest miłość. Bo mimo że wiele tu znaczących spojrzeń, pocałunków, nawet wiele wyznań, to „Bloom Into You” oferuje znacznie więcej niż zwykły romans. Podstawowe pytanie brzmi, czy Koito także czuje coś do Nanami. Odrzuciła swojego kolegę, a chwilę później ktoś znów wyznał jej miłość – ktoś, kogo w dodatku ledwo zna i kto na domiar złego jest dziewczyną. Koito zastanawia się nad swoimi uczuciami i to jest chyba najlepsze w tym anime – to, że myśli i dochodzi do ciekawych wniosków. Przecież przy Nanami także nie czuje motylków w brzuchu, a jej serce nie zaczyna bić w zawrotnym tempie. Koito dostaje upragnioną miłość, ale zderza się z rzeczywistością – ponieważ nagle okazuje się, że w książkach czy piosenkach miłość wygląda zupełnie inaczej. Mimo wszystko nie odrzuca Nanami. Powstaje więc kolejne pytanie: dlaczego? Stoi za tym przyjaźń i strach przed jej utratą, nadzieja, że coś się zmieni, samotność, a może jeszcze coś innego? Trudno Koito rozgryźć, jak i niełatwo do pewnego momentu rozgryźć Nanami. Kiedy jednak jej tajemnica zostaje ujawniona przed widzem, wszystko zaczyna nabierać sensu [bohater-fikcyjny.blogspot.com]. Tak to wygląda, moi drodzy. Pewnie sobie myślicie (a przynajmniej ta część z czytających, która nie zna mangi), że mamy tutaj perełkę i to bez wad czy skaz. Tak i nie, realnie pisząc, jeśli mam być szczery. Po pierwsze ekranizacja nie ukazuje nam pełnej historii i jest to zdecydowanie największy mankament, jaki tutaj obserwujemy. W dodatku historia jest jakby przerwana — od razu czujemy, że tak się zakończyć nie powinna. Może nie jest to przycięte w połowie zdania i mogłoby ewentualnie tak zostać zakończone, ale wątki są niedokończone i coś tu zwyczajnie nie gra. Lat parę minęło, więc moje nadzieje na dokończenie tego tworu również upadły, więc musicie być tego świadomi. Jeśli chcecie poznać resztę, nic prostszego, ponieważ na naszym ryneczku mamy ku temu okazję. Niemniej zekranizowana część jest wykonana kapitalnie, za co należą się gromkie brawa. Pod względem kodowania czy tłumaczenia mamy tutaj wręcz wzorcowy przykład, ponieważ naprawdę trudno się do czegokolwiek przyczepić. Czas na opis warstwy fizycznej, bo jest o czym opowiadać.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 2.0 (angielski i japoński)
Rozdzielczość: 1080p
Format obrazu: 16:9
Region: A, geo-locked dla USA.
Napisy: angielskie
Dyski: 2xBD
Lista odcinków z wydania:
1. I Can`t Reach the Star
2. Heating Up / Application for First Love
3. Still up in the Air / The One Who Likes Me
4. The Distance Between Fondness and Kisses / Not One of the Characters
5. The Problem with Choices / The Problem with Choices (Continued)
6. Words Kept Repressed / Words Used to Repress
7. Secrets Galore / Sparks
8. Intersection / Rained In
9. On Your Marks / The Unheard Start Signal
10. The Incomplete Me / Daytime Star / Mirage
11. Centroid of the Triangle / Lit Fuse
12. Suddenly Suffocating
13. To the Last Stop / Lighthouse

Mamy tutaj wydanie typu premium od Sentai standardowego typu, ale wręcz wypchane zawartością i niezwykle wręcz starannie wykonane. Do przepięknego pudełka włożono BD-case z płytami, album z ilustracjami i opisami, scenorys, scenariusz sztuki znanej z obrazu, przepis na ciasto i zestaw pocztówek/grafik. Wszystko w klimacie serialu i aż chce się to przeglądać i powracać do tej produkcji.

BD-case z płytami. Jest o tyle interesujący, że zawiera inną okładkę niż w wersji standardowej. W moim przekonaniu ciekawsza i zwyczajnie lepszą.

Tylna część, czyli spis odcinków i aspekty techniczne.

Podgląd na płyty. Tutaj podobnie inne nadruki niż w wersji standardowej. Prostsze, ale bardziej unikatowe i przyjemne. Zabrakło m itylko przedstawienia w formie live-action, które wystepowało w japońskim wydaniu. Chciałby mje zobaczyć z angielskimi napisami.

Czas na pierwszy dodatek, czyli artbook lub album z ilustracjami i opisami. Na stu osiemdziesięciu czterech stronach obserwujemy opisy odcinków, bohaterów, tła, szkice postaci, opis czołówki, końcowej wstawki, wywiady z twórcami. Wszystko okraszone kapitalnymi komentarzami, opisami i grafikami. Naprawdę wyśmienicie przygotowane i bogate w informacje.

Tylna jego część.

Podgląd do środka, byście sami ocenili.

Jeszcze jedna fotka.

Ta już ostatnia.

Kolejnym dodatkiem jest scenorys. Ma około stu szesnsatu stron i przedstawia piosenkę początkową, pierwszy odcinek i końcową. Można sobie w nim podziwiać, jak taki proces w sumie wygląda na wczesnym etapie. Pomijając parę detali technicznych (kto tworzył i tym podobne), jest cały w języku japońskim, więc raczej nie poczytamy. Mimo wszystko fajny dodatek.

Tylna jego część.

Podgląd do środka, byście sami ocenili.

Jeszcze jedna fotka.

Czas na tajemnicze pudełko z resztą dodatków, które okraszono śliczną grafika.

Tylna jego część.

Na początek mamy scenariusz sztuki teatralnej samorządu znanego z serialu. Niby nic wielkiego, ale znamy go z serii, więc czytałem z zainteresowaniem.

Tylna jego część.

Podgląd do środka.

Czas na grafiki i przepis na ciasto. W serialu jest o nim mowa, więc to ciekawy wybór.

Tutaj po odwróceniu.
Podsumowanie: „Bloom Into You” to anime, które raczej nie przyciąga dość przeciętną, zwyczajną kreską, ani nie zwraca uwagi muzyką (a wręcz przeciwnie, ciekawszą rolę odgrywa tam cisza, w jednej scenie jest niesamowicie wymowna), natomiast zaskakuje dojrzałym podejściem do tematu i przedstawieniem go, kilkoma fantastycznymi, dobrze skrojonymi i doskonale prowadzonymi postaciami, a przede wszystkim interesującą historią więzi, która rodzi się między dwiema dziewczynami. Bardzo dobre shoujo-ai, które ogląda się z przyjemnością, bez poczucia zażenowania, tak jak to często bywa przy anime z tego gatunku. Świetny tytuł, na który warto zwrócić uwagę [bohater-fikcyjny.blogspot.com]. Wydanie już raczej wyprzedane i trudno dostępne, a szkoda, bo prezentuje niezwykle wysoki poziom. To tyle na dzisiaj, miłego.

[MANGA PL] Sailor Moon: Eternal Edition (tom 1)

Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Może się wydawać, że obijałem się przez cały weekend, ale byłoby to krzywdzące dla mojej osoby, bo mijające się z prawdą. Po pierwsze porobiłem sobie wczoraj fotki, ponieważ była ku temu świetna pogoda. Kolejny fakt to wrzucenie wpisu na temat moich urodzin, który jest widoczny poniżej tego (pojawił się z opóźnieniem z uwagi na kiepską pogodę i słabe światło), a do tego dochodzi uzupełnienie wpisu na temat ostatnich przesyłek, a konkretniej ze stycznia. Teraz jest tam już komplecik. Reasumując, wczoraj nadganiałem stare wypociny. Dobra, przejdźmy zatem do stałych elementów, skoro wstęp i wyjaśnienia mamy za sobą. Po pierwsze dzisiaj dopadła mnie nieco dołująca sprawa — Amazon jakby anulował mi zamówienie, które miał mi teraz wysłać. Jest to o tyle dziwne, że najpierw chcieli mi obciążyć kartę, ale miałem jakiś limit dzienny bardzo niski włączony, a potem bez e-maila czy innego typu wiadomości anulowali zamówienie. Napisałem do nich, ale pewnie bez szans, by je przywrócili, nawet jeśli to był błąd. Trochę mnie to frustruje, bo bardzo chciałem mieć to, co tam było zamówione, a na innych sklepach pewnie mnie przygniotą koszty wysyłki (na Amazonie w pre-orderze są zazwyczaj niższe niż w późniejszym okresie w stopniu znacznym). Będę informował, jak się ta zabawa zakończyła. Czas na zapowiedzi. Kotori zapowiedziało mangę od duetu Hiroshi Noda, Takahiro Wakamatsu, czyli “Isekai Shikkaku” („Zatracony w innym świecie”). Cytując wydawcę: Pewnej nocy przybywa nad akwedukt Tamagawa, by wraz z ukochaną popełnić samobójstwo i zakończyć przepełnione udręką życie. I zapewne dopiąłby swego, gdyby nie tamta furgonetka… Tak oto marzący o śmierci pisarz rozpoczyna niechcianą przygodę w alternatywnej rzeczywistości, gdzie na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, a okazji, by zginąć, jest aż nadto. Czy uda mu się przetrwać? Przewodniczka przeniesionych ma co do tego duże wątpliwości, zwłaszcza po zajrzeniu w kartę jego postaci. Brzmi interesująco, a dodatkowo mam kredyt zaufania do tego wydawnictwa, więc coś przeczuwam, że dam szansę. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszy tom mangi Naoko Takeuchi „Sailor Moon: Eternal Edition” od J.P.Fantastica w edycji specjalnej, czyli twardej oprawie. Tak, moi drodzy, w końcu opisuję wam perełkę, na którą czekaliśmy latami. Myślę tutaj o czasie, od kiedy pojawiło się to cacko w Japonii, zapowiedzi wydawcy i bardzo długiego procesu akceptacji tegoż tytułu. Batalia wydawców na całym świecie była niezwykle złożona i długotrwała, ponieważ wymagano pewnych detali na okładce — koloru złota, pewnych bajerów optycznych, że tak to ujmę, które nie zawsze są dostępne. Jeden z kolorów był w pewnym sensie zabroniony w większej części świata, co „lekko” utrudniło cały proces. Wydawcy dwoili się i troili różnymi koncepcjami, które były jak najbliższe oryginalnemu wydaniu, by w końcu zaakceptowano projekt. Nie inaczej było i z naszym wydaniem. Efekt końcowy wprawia w zachwyt, ale pewnie nie jedną osobę zdziwi, czemu to było aż tak skomplikowane i istotne. Takie już są uroki wydawców z różnej części globu, a z Japonią czasem bywają zabawne i utrudnione — część wydawców akceptuje tylko projekty wysłane pocztą. Często mam wrażenie, że mimo upływu lat, masy konwentów, fanów całym globie — dalej do nich nie dociera, że ludzie to kochają i warto by było jednak ułatwić i przyśpieszyć pewne sprawy. W każdym razie w końcu doczekaliśmy się Sailor Moon. Ktoś nie zna „Czarodziejki z Księżyca”? Urodziłem się w czasach, gdy adaptacja tej mangi leciała w szerokodostępnej telewizji. Pamiętam, że w tamtych czasach obraza dla „prawdziwych chłopaków” było stwierdzenie, że lubi ten serial. Teraz jest to przynajmniej śmieszne, ale trzeba przyznać, że serial miał jednak dziewczęcą stylistykę. Powracam do mangi po wielu latach. Kiedyś czytałem kilka tomów i miałem sobie ją odświeżyć, ale czekałem na to wydanie. „Sailor Moon” to klasyka mangi z gatunku magical girl. Historia koncentruje się na przygodach czternastoletniej Usagi Tsukino, przeciętnej, płaczliwej uczennicy gimnazjum, która pewnego dnia spotyka na swojej drodze czarną, mówiącą kotkę z łatką w kształcie sierpa księżyca na czole. Luna daje naszej bohaterce broszkę, która umożliwia jej przemianę w walczącą ze złem, władającą magicznymi mocami czarodziejkę w marynarskim mundurku. Usagi z pomocą tajemniczego Tuxedo Mask pokonuje pojawiające się w Tokio potwory i odnajduje kolejne sojuszniczki – Sailor Mercury, Sailor Mars i Sailor Jupiter. W miarę rozwoju akcji Luna odkrywa przed czarodziejkami ich prawdziwą misję – mają one odnaleźć i chronić księżycową księżniczkę i tajemniczy srebrny kryształ, który pragną zdobyć dla siebie ich wrogowie. W pierwszym tomie mangi znalazło się siedem rozdziałów, w których Naoko Takeuchi skupiła się na wprowadzeniu do historii głównych bohaterów komiksu oraz nakreśleniu głównego wątku pierwszego arcu mangi „Dark Kingdom”. Historia urywa się tuż przed właściwym zawiązaniem się akcji, kiedy to na scenę wkracza ostatnia z czarodziejek. Mimo że doskonale znam jej fabułę – była bardzo przyjemnym doświadczeniem i wywołała we mnie falę nostalgii. Mimo upływu lat opowieść o wojowniczkach w mundurkach nadal wywołuje we mnie wzruszenie i mnóstwo ciepłych uczuć. Bardzo się cieszę, że otrzymaliśmy jego odświeżoną i poprawioną wersję, a nowe pokolenie czytelników dzięki wersji Eternal będzie miało szansę poznania tej kultowej historii. Ciekawostką jest fakt, że mimo żartów, płaczliwej Usagi, tytuł i tak wydawał mi się poważniejszy, niż zapominałem. Wydaje mi się, że na korzyść gra tutaj kreska, którą w sumie można kojarzyć z odnowionej wersji jej adaptacji. Co do samego wydania, to jest świetne. Twarda oprawa, format A5, zdobiona brokatowa okładka oraz kredowy papier z kilkoma kolorowymi ilustracjami sprawiają, że Eternal Edition w wykonaniu J.P. Fantastica będzie stanowić piękne uzupełnienie książkowej kolekcji każdego fana Sailor Moon i nie tylko. Pod względem tłumaczenia i ustawienia tekstów nie mam jakiś większych zarzutów, ale brakuje czasem przypisów, które kiedyś występowały. Wspominały o znaczeniu imion i tym podobnych sprawach. Na końcu także nie uświadczymy komentarzy autorki, dodatkowych rysunków i tym podobnych spraw. W starym wydaniu występowały. Niemniej wydanie oraz sama manga jest przepiękna i niezwykle znana, oraz ceniona — stanowi artefakt dla kolekcjonera i znawcy mang, który powinien ten tytuł mieć. Piękne wydanie, dużo kolorowych stron i powiększony format. To trzeba mieć. Zaraz detale, a najpierw opis wydawcy:
Wojowniczki w mundurkach walczące o miłość i sprawiedliwość wracają w pięknym wydaniu Eternal! Tom pierwszy zawiera Acty 1-7. Wersja Eternal składa się z 10 tomów, każdy tom ma około 300 stron, format A5. Nowe tłumaczenie, kolorowe strony, twarda oprawa, nowe okładki z efektem brokatu.
Czas na detale dotyczące zawartości.

Specyfika wydania:
Liczba stron: 304
Format: A5 (14,5cm x 20,5cm)
Oprawa: twarda

Manga została wydana w naszym kraju w wersji deluxe, czyli twardej oprawie. Nie ma innej wersji do wyboru, a jej nakład jest w pewnym stopniu ograniczony. Oznacza to mniej więcej tyle, że jak się wyczerpie, przyjdzie wam „trochę” poczekać na dodruk, więc radzę brać, póki jest dostępny. Tym razem nie było dodatków do pre-orderu, pewnie wydawca był już wystarczająco wymęczony batalia o samo wydanie tej mangi, by jeszcze kontynuować bój o jakieś dodatki.

Podgląd na kolorowe strony. Czyż nie są cudne?

Przejdźmy do właściwej treści, czyli podgląd kadrów z mangi. Jak wspominałem, świetna kreska. Pełna detali, przyjemna dla oka, coś cudnego, co o wiele lepiej wypada niż w starym wydaniu.
Podsumowanie: Roztrzepana i płaczliwa Usagi Tsukino słynie z codziennego spóźniania się na lekcje i zawalania klasówek, a sensem jej życia wydają się być słodycze i gry komputerowe. Jednak to tylko pozory (oczywiście…)! Jej drugie „ja” to Czarodziejka z Księżyca, dzielna i piękna wojowniczka w mundurku, zdolna pokonać każde zło, jakie spróbuje zapanować nad światem. Razem z odnalezionymi towarzyszkami i tajemniczym obrońcą w masce staje do walki przeciw coraz to nowym wrogom, w imieniu dawnego i przyszłego Srebrnego Milenium… [tanuki.pl]. „Pretty Guardian Sailor Moon” Eternal Edition to nowe wydanie kultowej mangi shoujo stworzonej przez Naoko Takeuchi. Tę edycję charakteryzuje większy format (A5), twarda, hologramowa okładka z efektem mieniącego się brokatu, kolorowe ilustracje oraz – najważniejsze – nowe tłumaczenie wykonane przez Ulę Knap. Nowe wydanie, w odróżnieniu od tego, które ukazywało się w Polsce w latach 1997-1999, będzie liczyło 10 tomów (zamiast 18) o objętości około 300 stron każdy. Brać, bo warto.

Urodziny autora… Po raz kolejny!

Mamy to, moi drodzy, po raz już czwarty na moim blogu świętuję swoje urodzinki. W sumie chyba nie powinienem tego wyliczać, ale niech już będzie. Początkowo wypociny tego typu miały zwiększać liczbę wpisów, co zresztą się udało, bo zdarzeniowe ruszyły pełną parą. Mamy ich tutaj całkiem sporo, bo już się nawet powtarzały po kilka razy. Ale co tam, jest dobrze. Dodatkowo felietonu na temat minionych sezonów stały się stałym elementem, mimo że często lądują tutaj nieco po czasie. Niemniej mam zamiar go wrzucić w dalszym ciągu. Pod koniec roku też mieliśmy maraton wpisów, który wprowadził ich większą liczbę na stałe. Przynajmniej chwilowo, bo ostatnio byłem przeziębiony i znowu coś nam tutaj zwolniło. Dobra, wracamy do meritum.

Zgodnie z tradycją, wrzucam fotki tych samych miejsc, by pokazać różnice. Ścinało mi kadr, wiec go lekko rozbiłem, wybaczcie. Największa różnica w górnych partiach w sumie. Na pewno zwracacie uwagę na figurki, których w poprzednim roku nie było. Tak, obie są zupełnie nowe. Znaczy się z przeciągu roku.

Kolejna fotka. Tutaj w sumie też aż tak wielu zmian nie ma. Główne różnice są w steelbookach od Sentai, które postanowiłem stawiać w tym miejscu. Bardzo je lubię swoją drogą, czy tam ma do nich słabość. Świetne serie, ładne wydania, obwoluty zabezpieczające i dodające nowe grafiki lub opisy wydań. Tak jak lubię. Discotec zaczął wydawać w podobnym stylu i kusi mnie to niesamowicie. Szczególnie Angel Cop, który ma dodatkowo nowy remaster, który bije na głowę stare wydanie (i tak lepsze od leciwych DVD).

Zejdźmy niżej, czyli znowu lekko z lewej najwięcej zmian. Wszystko się tutaj ogólnie ładnie wpasowało, więc nie chce się tutaj za bardzo zmieniać. Wprawdzie czasem coś wleci lub wypadnie, ale większa część pozostaje na stałym miejscu. Wprawdzie są jakieś zmiany, jak choćby Sword Art Online, którego wcześniej tutaj nie było – mowa o „Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?! Season 3 – Premium Box Set”.

Kolejna znana fotka rok później. Największe zmiany z prawej strony. W ogóle tylko tam, ale też zrobiłem ją nieco inaczej i lepiej widać lewą stronę. Pojawiły się figurka od FREEing, a konkretniej Black ★ Rock Shooter. Uwielbiam tę firmę, co tutaj dużo pisać. Ich „królicze” wersje w skali 1/4 są wspaniałe i trudno się im oprzeć. Przy okazji muszę powiedzieć, że raczej nie lubię wersji z gołymi nogami. Dla mnie takowe są jednak gorsze i coś tracą z uroku. W momencie, w którym firma zmienia też inne rzeczy w danej statuetce – kolor stroju na powiedzmy plażowy, to wtedy nie mam takiego samego uczucia, że coś straciłem, więc jeszcze mógłbym się skusić. Z drugiej strony i tak jest dużo innych, które bym chciał, a miejsce nie jest z gumy. Nawet teraz powinienem się jakiś pozbyć, ale to naprawdę dla mnie trudne.

Kolejna znana fotka z tamtego roku. Napisałbym, że nic się tutaj nie zmieniło, ale mogę się przy okazji pochwalić swoim nowiutki wzmacniaczem. Jeszcze się rozgrzewa, jak to mawiają, ale już różnica w poziomie słuchania jest diametralna na plus. Zabawne jest to, że około dwóch tygodni temu też nabywałem nowe słuchawki, wiec efekty są widoczne po wielokroć.

Kolejna znana fotka, ale pojawiły się jakieś króliczki, które wcześniej były w innym miejscu. Kolejny rok, gdy miałem coś sprzedać, ale tak ciężko się rozstać. Sami rozumiecie. Teraz tak patrze, że mogłem zrobić trochę inne ujęcie, by lepiej było wszystko widać, ale z drugiej strony mamy dosyć przyjemne światło, które nas uraczyło w momencie ich robienia. Ostatnio jest z tym problem, a przynajmniej w weekendy, gdy mogę je robić.

Jeszcze jedna fotka z miejscem, które pokazywałem parę lat temu. Tym razem z nieco innej perspektywy. Zmiany tutaj raczej nieliczne i mało widoczne (koncert Ado z tamtego roku), ale chciałem wrzucić, by niejako zapowiedzieć pewną recenzję. Nie zdradzę czego, ale dzisiaj porobiłem fotki, wiec klamka zapadła.

Czas na ostatnią fotkę, czyli co aktualnie eksploruję. Tak, moi drodzy, czemu by się nie pochwalić, jak to zrobiłem ostatnim razem. Oczywiście zabrałem się za kultową pozycję w postaci „Future Boy Conan”, ponieważ niedawno przybyło, o czym informowałem, oraz wzięło mnie na twórczość autora tej pozycji, czyli Hayao Miyazaki, po seansie w kinie jego najnowszego dzieła – „Chłopiec i czapla”. Kapitalna seria, którą dalej świetnie się ogląda mimo wielu lat na karku, a remaster na UHD dodatkowo upiększa ten seans. Dalej mamy coś, co nie znacie z mojego bloku, bo wpadło na początku lutego, mowa tutaj o Inio Asano i ostatnim tomie mangi „Dead Dead Demon’s Dededede Destruction”. Wspaniała to pozycja, za którą będę tęsknił. Teraz tylko czekam na jej adaptacje, która niebawem będzie miała premierę. Nie samą mangą i animacją człowiek żyje, czyli… Opowiadania zebrane Franka Herberta, czyli pierwsze w naszym kraju tak obszerne wydanie krótkich form prozatorskich autora Diuny. Tak, przed premierą kontynuacji czy tam dokończenia adaptacji pierwszej części cyklu postanowiłem sobie coś poczytać ze swoich zbiorów i padło właśnie na tę książkę. Dodatkowo sobie poczytuję „Kinkoi: Golden Loveriche” z kampanii Kickstarter. Muszę tutaj napisać „niestety” z wersji cyfrowej, bo do dzisiaj nie wysłano mi brakującej płyty. Wiele osób ma ten problem, ponieważ twórcy toczą batalię z dostawcą, która ma się zakończyć wraz z końcem lutego. Zobaczymy…
To tyle na dzisiaj, moi drodzy, mam nadzieję, że się dobrze bawiliście. Liczę, że was tutaj nie zanudzam, bo ja się bawię strasznie. Cieszą mnie okazjonalne komentarze czy miłe słowa w milach. Ostatnio też dostaję dobre słówka od naszych wydawnictw. Wcześniej cieszyły mnie te od zagranicznych, które mi nawet coś wysłały do recenzji. Zgłaszajcie przedmioty, których recenzji oczekujecie, jak zawsze staram się sprostać oczekiwaniom. Myślę, że takowe prośby szybko spełniałem, bo zazwyczaj do tygodnia się pojawiały. Nawet mnie cieszą te maile z pytaniami, czy coś nie sprzedam, bo czasem dałem znać, gdzie się jeszcze da coś zdobyć. To tyle na dzisiaj, miłego.