Miesięczne archiwum: Grudzień 2023
[ANIME BD] Sound! Euphonium: The Movie – Our Promise: A Brand New Day
Czas na ostatni standardowy wpis w tym roku, moi drodzy. Tak, jutro będzie, jeśli czas pozwoli, na temat paczek, które przybyły w grudniu, więc siłą rzeczy stanie się nietypowy. Potem będzie podsumowanie minionego roku i wrócimy do standardowego trybu. Mam jeszcze kilka recenzji do nadgonienia, więc jestem daleki od braku pomysłów, że tak ujmę. Czas na stałe elementy. Rok ma się ku końcowi, więc w ostatni weekend nic nie dostałem, ale zakupiłem sobie dwie rzeczy. Długo nad nimi dumałem, bo cena nie była niska (wysoka też nie), ale bardzo chciałem je mieć i czuję, że zaraz będą niedostępne lub bardzo drogie, więc po prostu odbiję sobie to w lutym (zaoszczędzę w znaczeniu — czy tam w styczniu). Spodziewajcie się w styczniowym podsumowaniu ponownie sporej liczby rzeczy, bo nie wszystko dotrze na czas. Czas na nowinki wydawnicze, czyli figurkowe, bo niczym innym nie ma co pisać. Good Smile Company wyda: Ryo Yamada 1/7 z Bocchi the Rock! i Illustration Revelation Bell of the Holy Night (bardzo drogie). Good Smile Arts Shanghai: Charybdis: Red Chamber of Healing 1/7 z Azur Lane (bardzo ładne) i Chen Hai 1/7 z Azur Lane. Luminous Box: Ishimi Yokoyama: Black Bunny Ver. 1/7 z Bara Original Character, Yukino Yukinoshita: Light Novel Volume 6 Cover Illustration Ver. 1/6 z My Teen Romantic Comedy SNAFU (ładne). PROOF: Attack on Titan Eren Jaeger: Attack Titan Ver. -Judgment- z Attack on Titan (drogie, ale okazałe). Wonderful Works: Mira 1/7 toridamono Original (ładne, ale trochę niewymiarowe, jeśli chodzi o proporcje). Alter: Overlord Albedo Pure White Santa Ver. 1/8 (ładne, ale trudne do ustawienia się wydaje), Overlord Narberal Gamma so-bin Ver. 1/8 (wznowienie). KADOKAWA Corporation: KONO SUBARASHII SEKAI NI SYUKUFUKU WO! Yunyun: Light Novel Cosplay On The Beach Ver. KADOKAWA Special Set 1/7 z KONO SUBARASHII SEKAI NI SYUKUFUKU WO!, KONO SUBARASHII SEKAI NI SYUKUFUKU WO! Megumin: Light Novel Cosplay On The Beach Ver. 1/7 z KONO SUBARASHII SEKAI NI SYUKUFUKU WO!. W końcu moja ulubiona firma, czyli FREEing: Anis 1/4 z GODDESS OF VICTORY: NIKKE, SNOW MIKU 1/4 z Character Vocal Series 01: Hatsune Miku, Rika Furude: Bunny Ver. z Higurashi: When They Cry – SOTSU, Black Heart: Bare Leg Bunny Ver. 1/4 z Hyperdimension Neptunia, Purple Heart: Bare Leg Bunny Ver. 1/4 z Hyperdimension Neptunia i Hajime Aotsugi 1/4 z Kekemotsu Original Bunny. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film Sound! Euphonium: The Movie – Our Promise: A Brand New Day w wersji standardowej od Shout! Factory. Tak, moi drodzy, kontynuujemy, zgodnie z obietnicą, cykl recenzencki Kyoto Animation i skupiamy się na zaległych tytułach, że tak to ujmę. Dzisiaj lecimy z filmem kinowym, który jest bezpośrednią kontynuacją serialu, a konkretniej drugiego sezonu. Od razu wspomnę, że to stwierdzenie o edycji standardowej może być nieco mylące, ponieważ innej nie ma. Na razie też trudno stwierdzić, czy kiedykolwiek pojawi się ten film w UK, bo patrząc na sezon drugi, są z tym niemałe problemy. Kupiłem go jakoś tam przy okazji za niską kwotę, więc jeśli pojawi się ładniejsze wydanie, po prostu sobie podmienię. Na razie siedzimy z tym, co mamy. Dobra, fabuła. Ekipa Klubu Orkiestry Dętej szkoły średniej Kitauji ponownie startuje w eliminacjach prefekturalnych do konkursu ogólnokrajowego. Nastąpiła drobna rotacja wśród członków. Z powodu ukończenia szkoły odeszło kilka ważnych postaci (takich jak wiceprzewodnicząca Tanaka Asuka). Kumiko zostaje postawiona w trudnej roli instruktora pierwszoklasistów. Szybko jednak okazuje się, iż jej rola nie ogranicza się tylko do nauczania, lecz również – przez jej bezpośredniość – staje się kluczową postacią rozwiązującą wewnątrzklubowe problemy personalne, które tak na dobrą sprawę są motywem przewodnim filmu. Uwagę poświęcono przede wszystkim dwóm pierwszoklasistkom – Hisaishi Kanade oraz Suzuki Mirei. Akcja Hibike! Euphonium: Chikai no Finale ma miejsce równolegle z wydarzeniami przedstawionymi w spinoffie Liz to Aoi Tori z 2018 roku, gdzie fabułę ukazano z perspektywy Yoroizuki Mizore (swoją drogą zdecydowanie warto obejrzeć go przed Chikai no Finale, choćby ze względu na wiele istotnych niuansów i rozłożenie tytułowej baśni na czynniki pierwsze). Liz to Aoi Tori to opowiadanie o samotnej Liz. Pewnego dnia poznaje tytułowego niebieskiego ptaka, który przyjmuje postać młodej dziewczyny, co daje początek ich przyjaźni. Historia ta staje się inspiracją dla klubu i to właśnie pod nią przygotowują oni cały swój materiał do występu konkursowego. Jeśli mowa o ich koncercie konkursowym – został on w pełni zanimowany, z dbałością o drobne detale instrumentów. Mam wrażenie, że film ten miał być solidną podbudówką zawierającą mocną charakteryzację kluczowych postaci (zwłaszcza Kumiko – to przecież z jej perspektywy prowadzono od początku fabułę) pod finałowy trzeci sezon, w którym ze względu na swój ostatni rok w szkole średniej Kumiko będzie musiała podjąć szereg ważnych decyzji (przypuszczam, że i tych związanych z Shuuichim). To także jej ostatnia szansa na wzięcie udziału w konkursie ogólnokrajowym. W tej roli Hibike! Euphonium: Chikai no Finale sprawdza się znakomicie. Mimo iż fabularnie (pozornie) niewiele wnosi, to część charakteryzacji i przygotowania widza na epicki finał historii realizuje wręcz wzorowo [rascal.pl]. Tak to mniej więcej wygląda. Zauważyłem także mnóstwo kreatywnych zabiegów montażowych. Ciekawym rozwiązaniem było przedstawienie kluczowych wypowiedzi postaci w formie amatorskiego nagrania smartfonem. Ponownie mamy też grę z widzami na podstawie komentarzy w sieci czy u krytyków. W drugim sezonie sporo osób zarzucało jakiś brak konsekwencji i tylko przelotne traktowanie związku Kumiko — tutaj w pierwszych minutach twórcy serwują nam jakieś sceny z nim związane. Dalej mamy odparcie zarzutów dotyczących małej liczby scen, gdzie gra orkiestra — twórcy fundują bite dziewięć minut gry bez słowa dialogu. Czapki z głów. Mógłbym jeszcze sporo opowiedzieć o oprawie dźwiękowej, aktorach głosowych itd., ale mamy tutaj najzwyczajniej w świecie wysoki poziom znany z serialu. Sam film wygląda trochę jak streszczenie pierwszych dwóch sezonów, ale z nową fabułą. W końcu cały rok szkolny wrzucono w jeden film. Czy warto zobaczyć tę produkcję? Fanom tego nawet nie rekomenduję, bo już dawno temu ją widzieli, a całej reszcie polecam zacząć od początku cyklu, by dobrze docenić tę produkcję. To kapitalne kino, które należy oglądać w odpowiedniej kolejności, by wyłapać masę niuansów lekko ukrytych. Czas na aspekty techniczne. Pod względem jakości obrazu czy tłumaczenia mamy tu naprawdę solidny poziom. Trudno właściwie się do czegoś przyczepić. Świetne kodowanie i tłumaczenie. Czas na fotki tego wydania.
Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: DTS-HD Master Audio 5.1 (japoński i angielski)(BD) Dolby Digital 5.1 (japoński i angielski)(DVD)
Rozdzielczość: 1080p HD (BD) i 480p (DVD)
Format obrazu: 1.78:1
Region: A (BD) i 1 (DVD).
Napisy: angielskie i angielskie dla niesłyszących
Dyski: 1xBD i 1xDVD
Mamy tutaj chyba najbardziej standardowe na świecie wydanie od Shout! Factory. W sumie trochę przesadziłem, ponieważ dostaliśmy dwustronną okładkę oraz produkcję na dwóch formatach – Blu-ray i DVD. Może i przyzwyczailiśmy się nieco do tego typu standardów, ale ciągle jest to coś lekko lepszego, jeśli mam być szczery.
Podgląd na płyty. Jakość płyty DVD nie sprawdzałem, nie będę tu ściemniał.
Grafiką pod płytami.
Podsumowanie: Nowy rok oznacza nowy początek, i wydaje się, że tak jest w przypadku zespołu koncertowego liceum Kitauji. Po ukończeniu szkoły przez trzeciorocznych, do zespołu zapisują się nowi pierwszoklasiści. Członkowie zespołu dokładają wszelkich starań, ćwicząc, aby osiągnąć swój cel — ponowny występ w zawodach krajowych. Kumiko Oumae z drugiego roku, wraz ze swoimi przyjaciółmi, muszą zgrać się z nowymi pierwszoklasistami, rezultatem są tarcia i konflikty między członkami zespołu. Jednak w miarę upływu czasu zaczynają się dogadywać, ale nie każdy konflikt jest tak łatwy do zażegnania jak inne. Zaufanie i więzi między członkami zespołu zostaną wystawione na próbę, gdy będą przeć w kierunku swojego celu. Produkcja ta na razie ma tylko standardowe wydanie bez jakichś książeczek i tylko w USA, więc wybór pozostaje prosty, jeśli chcecie mieć tę produkcję. To tyle na dzisiaj, miłego.
[MANGA PL] Gdy zapada zmrok (TOM 1)
Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Nie zwalniając tempa i ciągnąc ten absurdalny nieco plan, witam was dzień po dniu podobnymi słowami. Szczerze przyznam, że idzie mi tutaj całkiem łatwo, że tak ujmę. Pamiętam, że jakoś rok temu nie mogłem się cały czas z tym wyrobić z jakiegoś powodu, a teraz jest nieco inaczej. Wprawdzie czasem dosyć późno publikuję te wypociny, ale głównie z powodu późnego zaczynania ich pisania. W każdym razie lecimy z tematem. Na wstępie powiem, że dzisiaj odebrałem ostatnią paczuszkę wysłaną mi w tym roku. Nie, źle to brzmi, bo przecież jeszcze kilka niby jest w drodze, ale nie widzę szans ich dotarcia na miejsce z przyczyn oczywistych. Przynajmniej te oczekiwane przeze mnie w stylu, że jest na nie szansa, dotarły i mogę się nimi cieszyć. Czas na zapowiedzi. Studio JG zapowiedziało mangę OCTAVE od Haru Akiyama. Cytując wydawcę: Yukino Miyashita zawsze chciała zostać idolką. Niestety show-biznes okazał się o wiele okrutniejszy, niż przypuszczała – jej zespół szybko się rozpadł, a ona wróciła do dawnego życia. Nieustannie dręczona plotkami i złośliwymi komentarzami ze strony otoczenia postanawia zacząć wszystko od nowa. W wieku osiemnastu lat przenosi się do Tokio, gdzie poznaje kilka lat starszą Setsuko Iwai, która niegdyś również realizowała się w branży muzycznej. Kobiety szybko wdają się w romans, jednak to sprawia, że Yukino czuje się jeszcze bardziej zagubiona. Czy niespełnione marzenie o uwielbieniu przez tłumy może zostać zastąpione przez uczucie do jednej osoby? Format powiększony, a wydanie 2in1. Wszystko fajnie, bo tytuł ciekawy, ale cenowo już tak miło nie jest. Do przemyślenia w przyszłości, bo premiera dopiero w lipcu, jeśli nic się nie przesunie. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszy tom mangi Gdy zapada zmrok od duetu Kakeru Ninomae, Yuu Masuko z ostatniego „Jesiennego festiwalu mangowego Studia JG”. Już przy wpisie na jego temat wspominałem, że postaram się w miarę jakoś tam szybko zrecenzować zakupione tomiki. Dlatego należy dotrzymać tego słowa i będę robił, co mógł, by umieścić opinię od wszystkich zakupionych przed premierami kolejnych już części. Czy będę je recenzował regularnie? Chciałbym, ale wiadomo, jak u mnie z tym bywa. Zobaczymy. Jeśli mam być szczery, planowałem recenzję tej mangi parę dni później, ale według najnowszego grafiku Studia JG pojawi się szybciej niż inne tytuły, więc trochę tutaj przestawiłem swoje priorytety. W sumie to by była różnica tylko roku… Znaczy się paru dni. Najpierw trochę fabuły. Główny bohater, Mochizuki Wataru, jest studentem. Historia zaczyna się, gdy odwiedza cmentarz bliskiej mu osoby, starszej siostry. Kiedy miała 14 lat, została okrutnie zgwałcona i zamordowana przez trzech przestępców. Chronieni na mocy ustawy o nieletnich złoczyńcy otrzymali pozwolenie na powrót do społeczeństwa. Przychodzący z nim na cmentarz detektyw pyta Wataru: „A co by było, gdybyś wpadł na nich na ulicy?” A on odpowiada: „Cóż… czy w ogóle myślisz, że odpowiedziałbym na to pytanie, detektywie?” Wataru udziela odpowiedzi, nie okazując mu złości ani smutku. Gdy jego rodzina i detektyw opuszczają cmentarz, Wataru zaczyna działać. Prosi swojego prawnika o przekazanie talizmanów sprawcom, podłączając im przed ich oddaniem GPS. Chce je odnaleźć. Przebaczy im, jeśli będą żyć swoim życiem, zastanawiając się choć trochę nad swoim przeszłym postępowaniem… Jednak tak się nie stało. „W ogóle się nie zmienili”, odkąd zabili jego siostrę. Wygląda na to, że prowadzą swobodne życie. To tak, jakby szydzili z niego, który od ośmiu lat zmaga się ze smutkiem, rozpaczą i nienawiścią. Wataru podejmuje decyzję. Skoro ta trójka nadal jest „bękartami”, zabije ich wszystkich, nie pozostawiając żadnych śladów. Wataru wzywa jednego z nich do opuszczonego budynku i próbuje pociąć go nożem, gdy nagle okazuje się, że jest on jedynie zmiennikiem. Jeden z przestępców, zdaje sobie sprawę, że otrzymanie amuletu od Wataru jest podejrzane, więc każe go zatrzymać swojemu bratu. Wataru zostaje kontratakowany i prawie umiera. Udaje mu się jakimś cudem przeżyć, ale ląduje ciężko ranny w szpitalu, udając, że „miał wypadek na autostradzie”. Myśli o swojej siostrze nawet wtedy, gdy jest śmiertelnie ranny. Była zwyczajną dziewczyną, ale dla niego była najsłodszą „starszą siostrą” na całym świecie. Następnie Wataru uświadamia sobie dziwne przeczucie. Kiedy odzyskuje świadomość, nabywa zdolność, dzięki której „może dostać się do ludzkich snów”. Dowiaduje się, że to, co dzieje się w tych snach lub na co ma wpływ ich trakcie, ma odzwierciedlenie w rzeczywistości po przebudzeniu. Jeśli we śnie kopnie w krocze lekarza, który molestuje pielęgniarkę, to następnego dnia ten obszar puchnie. Wataru wysnuwa wniosek: jeśli zrealizuje „zemstę” podczas snu, jest w stanie dokonać „zbrodnię doskonałą”. Problem jednak w tym „jak” może dostać się do snów oprawców siostry. Pozostali dwaj przestępcy musieli już słyszeć o próbie dokonania zemsty przez Wataru, co dodatkowo utrudnia sprawę. Zdaje sobie sprawę, że nie jest to przecież umiejętność idealna i będzie miał zapewne tylko jedną próbę na jej użycie, jeśli już, nie może jej zmarnować. Teraz bitwa umysłów pomiędzy Wataru a przestępcami wkrótce się rozpocznie. Tak mniej więcej wygląda fabuła pierwszego tomu. W sumie nie planowałem go wam streszczać, więc spóźnione ostrzeżenie o potencjalne spojlery. Dobra, parę faktów. Początkowo nie miałem tego kupować, ponieważ nie czułem jakiegoś większego potencjału po przeczytaniu opisu, ale była to jedna z dwóch mang, które nie miałem brać, więc dałem szansę. Po przeczytaniu (czy już w trakcie) byłem zdumiony, jak to jest dobre. Mamy tutaj swoisty mix Death Note z Papriką czy filmem „Cela” i paroma innymi tytułami. To brzmi niezwykle obiecująco i takie jest, ale miałem obawy co do długości serii. Jak na tak ciekawy pomysł i dosyć powolna mimo wszystko narracje, cztery tomiki nie napawają optymizmem. Doczytałem, że seria została ścięta przy czwartym tomie. Nie jest urwana, ale autorowi kazano na nim zakończyć, wiec chyba pospiesznie pokończył wątki. To niestety budzi obawy, że fajna seria została przycięta pospiesznie i co za tym idzie, nie jest dokończona w takim stopniu, jak zakładano. Z drugiej strony nie pakujemy się w nic jakiegoś długiego, więc chociaż portfele odpoczną. Pod względem tłumaczenia czy redakcji tekstu nie mam zastrzeżeń. Wszystko się świetnie czyta bez zgrzytów. Czas na standardowy u mnie opis ze strony wydawcy:
Nastoletnia Saya zostaje brutalnie zamordowana, zaś jej oprawcy zaledwie kilka lat później wychodzą na wolność. Wakaru, brat ofiary, nie mogąc się z tym pogodzić, postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Niestety jego plan zawodzi i ciężko ranny chłopak trafia do szpitala. Gdy w końcu dochodzi do siebie, ze zdumieniem odkrywa, że zdobył niezwykłą umiejętność… Po zaśnięciu jest w stanie świadomie wnikać w cudze sny! Co więcej, jego czyny względem nawiedzanych osób zostawiają trwałe efekty w rzeczywistości. Czyżby Wakaru właśnie posiadł narzędzie do popełnienia zbrodni doskonałej?
Czas na opis wydania i dodatków, bo jest o czym opowiadać.
Specyfika wydania:
Liczba stron: 180
Format: B5 (18,1cm x 12,9cm)
Oprawa: miękka, obwoluta
Manga została wydana w formacie B5, czy takim standardowym dla tego wydawnictwa. Nabyłem tę pozycję podczas festiwalu, więc uzyskałem specjalną kartę z repliką autografu autora (całkiem niezłą, swoją drogą). To jest jednak specjalny dodatek, bo oryginalnie dodawano naklejkę.
Podgląd na czarno-białe strony, czyli właściwa treść tomiku. Stylistycznie trochę to przypomina mangę DOGS Bullets and Carnage znaną dzięki Waneko.
Wspomniany dodatek, czyli naklejka.
Czas na kartę festiwalową, a konkretnie jej graficzną odsłonę. To bardzo ładna grafika, jak wszystkie dostępne na tym festiwalu. Bardzo mi się podoba. Nawiasem mówiąc, te grafiki-karty są bardzo duże. Pamiętam, że mnie to zdziwiło, gdy pierwszy raz brałem udział i zrozumiałem, czemu je wszyscy tak poszukują. To jest coś, co skłania do sprawdzania mangi, a jak się wpadnie… No sami zresztą wiecie.
Tylna jej część, czyli przede wszystkim numerek seryjny.
Podsumowanie: Brat zamordowanej osiem lat wcześniej Sayi wciąż pała żywą nienawiścią, do jej oprawców. Jako student psychologii kryminalnej pomaga policji w śledztwach. Kiedy po odsiedzeniu wyroku mordercy jego siostry wychodzą na wolność, odnajduje jednego z nich, postanawiając wymierzyć sprawiedliwość własnymi rękami. Jego plan nie wypala i bohater trafia do szpitala, gdzie odkrywa, że posiadł dziwną moc wchodzenia w cudze sny i poprzez nie wpływania na ich rzeczywistość. Sam pomysł na fabułę jest jednocześnie ciekawy, jak i może wydawać się lekko oklepany. Mimo to mangę czyta się szybko i dość przyjemnie. Główny bohater jest dość specyficzny i na razie mało o nim możemy powiedzieć. Niektóre z paneli wydają się mało dopracowane, chociaż kreska jest naprawdę przyjemna dla oka. Na pewno dam temu tytułowi szansę na wykazanie się, ale nie mam co do niego większych nadziei — to nie będzie jakiś hit, ponieważ nawet dobrze się nie rozwinie i już zostanie zakończony. To tyle na dzisiaj, miłego.
[ANIME BD] Sound Euphonium: 2 – Volume 2 – Limited Edition
Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy, zgodnie z planem. Rok ma się ku końcowi, a ja otrzymuję ostatnie paczuszki w swoje łapki. Powoli przygotowuje się do swoistych podsumowań, które same się nasuwają w takim momencie. Czy to był udany rok? Czy może jednak tak średnio? Z perspektywy czasu często i tak patrzę na wszystko bardziej obiektywnie, niż powinienem, ale niewątpliwie był to rok pewnych zmian. Czy trwałych, czy może jednak mniej znaczących, niż się pozornie wydawało, to już czas nam dopiero pokarze? Na pełne podsumowanie, bez samego tylko lekkiego gdybania, musicie poczekać do końca roku czy bardziej początku następnego. Dzisiaj bez jakichś nowinek, bo w sumie trudno o czymś sensownym napisać. Jedynie można by było zebrać figurkowe nowinki, ale na to już dzisiaj nie mam czasu czy tam chęci. Wspomnę tylko o Anime Ltd i jakiś ich promocjach z okazji końca roku — marnych, w sumie, bo tylko 10-15% po użyciu kuponu, więc bez szału, jak to mawiają. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial Sound Euphonium: 2, a konkretniej jego druga część, czyli „Volume 1” w wersji limitowanej od Pony Cannon. Tak, moi drodzy, kontynuujemy, zgodnie z obietnicą, cykl recenzencki Kyoto Animation i skupiamy się na zaległych tytułach, że tak to ujmę. Jeśli powie się „A”, to trzeba i „B”, czyli druga część opisu tej serii. Już w sumie wtedy opisałem cały sezon, więc nie chcę się tutaj powtarzać. Postaram się sklecić trochę nowego tekstu, a jeśli chodzi o konkretną opinię, zapraszam do tamtego tekstu. Nie wiem, czy już wspominałem, ale Sound Euphonium w moim przekonaniu jest jedną z najlepszych serii od Kyoto Animation w ostatnich latach i w sumie ich karierze ogólnie. Bardzo lubię Violet Evengarden, co jest pewnie zrozumiałe, ale mimo wszystko seria o klubie muzycznym na wielu polach z nią wygrywa w moim przekonaniu. Zacznijmy może od głównej bohaterki, Kumiko. Ze świecą szukać równie kapitalnie zarysowanej postaci, która ewoluuje w ciągu serialu, bywa niemiła, ale i niezwykle uczynna, miewa sarkastyczne odpowiedzi, nie wczuwa się w miłość, bo chce skupić się na nauce i zespole, nie dramatyzuje nadto — jest żywą postacią, w sumie podobna do nas samych. To oczywiście tylko jedna z postaci tej serii, niewyrazista czy bardziej nieszablonowa — jest tam ich więcej. Kolejną cechą tej serii jest swoisty naturalizm — nie ma tu jakiś kosmicznych zbiegów wydarzeń, nienaturalnych i abstrakcyjnych historii, wszystko ładnie jest spięte i autentyczne. Do tego dochodzi klimat, przepiękna grafika, muzyka czy odgłosy i wielka dbałość o detale. Ciekawostką jest także gra z widzem — w pierwszym sezonie, jakoś po 4-5 odcinkach ma miejsce kluczowa scena — nowy nauczyciel kółka muzycznego pyta, czy członkowie chcą grać dla zabawy, rozrywki i ogólnej przyjemności, czy może pragną walczyć w zawodach. To oczywisty ukłon w stronę K-ON!, gdzie bohaterki zdecydowanie wybrały opcję z zabawą. Tego jest więcej — Kumiko spotyka się z Reną w parku, mają też inne sceny sam na sam i wśród fanów zagorzała dyskusja, jakiego typu związek jest im ukazana. Spora część uważała, że to coś więcej niż przyjaciółki. Twórcy w pewnym momencie ukazują scenę, gdy obie myją ręce i rozmawiają, stojąc tak blisko siebie, że aż się ocierają ramionami. Nowa koleżanka z klubu z oburzeniem stwierdza, że są za blisko. To wprawia w konsternacje Renę i Kumiko — dziewczyny jawnie nie wiedza, co takiego nietypowego zrobiły. Jest tego oczywiście więcej, jak długaśne sceny, gdzie nie padają słowa, jest tylko gra zespołu ukazana ze szczegółami po narzekaniach, że twórcy zrezygnowali z pokazywania tego typu rzeczy. Te wszystkie elementy budują naprawdę niezwykłą pozycję, do której będę wielokrotnie wracał i udowodniająca mi, że Kyoto Animation jest studiem wręcz niezwykłym i sprzedającym pozycje naprawdę godne uwagi. Oczywiście, nie wszystkie są tak samo dobre, ale każda ma niezwykle dużo uroku i jest dopracowana. Czas na aspekty techniczne. Pod względem kodowania Pony Cannon wykonało świetną robotę, co nie zawsze im się udaje. Pomimo plasowania się na piedestale podobnym do Aniplexu, nie zawsze wrzucają nam najwyższych encodów. Tym jednak razem stanęli na wysokości zadania, więc mamy tutaj świetną jakość. Część fanów narzekało na brak angielskiego dubbingu i mógłbym przyznać im racje, bo przy tej cenie powinien się pojawić, ale interesuje mnie on jak zeszłoroczny śnieg, więc całkowicie jest mi jego brak niezauważalny. Pod względem tłumaczenia mamy solidną robotę bez jakiś większych czy widocznych wtop, a pojawienie się paru sufiksów zauroczy fanów tego typu klimatów. Czas na detale fizyczne.
Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: LPCM 2.0 (japoński)
Rozdzielczość: 1080p HD
Format obrazu: 1.78:1
Region: A, B i C.
Napisy: angielskie
Dyski: 2xBD
Lista odcinków z wydania:
7. Station Concert
8. Rhapsody in Flu
9. Sound! Euphonium
10. After-school Obbligato
11. First Love Trumpet
12. The Last Competition
13. Early-Spring Epilogue
S5. Welcome to the Flying Taki!
S6. Welcome to the Artist!
S7. Welcome to Sleep!
Pony Cannon zdziwiło fanów swoich wydawnictw oraz Sound Euphonium swoim limitowanym wydaniem przy części pierwszej, a tutaj poszli za ciosem (chociaż nie jestem pewien, czy nie miały premiery właściwie w tym samym czasie oba wydawnictwa na jakimś konwencie). Ponownie wykorzystano standardowe pudełka DVD i nałożono na nie obwolutę z inną grafiką. W środku mamy garść grafik i dwustronną okładkę. Nieźle, przyznam, ale jak na cenę i nazwę „limitowane” trochę mało i właśnie ten fakt długo mnie odstraszał od zakupu. Jednak serial wszystko rekompensuje i fakt, że to jedyne wydanie z angielskimi napisami.
Podgląd na DVD case, czyli po ściągnięciu tekturowej obwoluty.
Tylna jego część.
Podgląd na płyty. Nawiasem mówiąc, dostaliśmy w formie dodatku trzy miniodcinki, więc jest komplet wraz z OAV czy tam trzynastym odcinkiem, bo różnie go określają.
Grafiki pod płytami. Tym razem bez czarnego pudełka.
Czas na jedyny prawdziwy dodatek, czyli trzy dwustronne grafiki. Bardzo ładne swoją drogą.
Tylna ich część.
Podsumowanie: Po sukcesie w rundzie kwalifikacyjnej w regionalnym konkursie Kansai członkowie zespołu koncertowego Liceum Kitauji skupili się na kolejnym występie. Wykorzystując maksymalnie wakacyjną przerwę, zespół bierze udział w obozie, gdzie instruuje ich opiekun zespołu Noboru Taki i jego przyjaciele, którzy zarabiają na życie jako profesjonalni muzycy. Kumiko Oumae i jej przyjaciele są zdeterminowani, aby zdobyć złoto na konkursie Kansai, ale kłopoty pojawiają się, gdy niegdysiejsza członkini, wykazuje chęć powrotu do zespołu i przywołuje złe wspomnienia sprzed roku. Kumiko dowiaduje się także o zaskakującej przeszłości swojego nauczyciela i motywacji, która pcha go, aby prowadzić zespół do zwycięstwa. Niedawne zdobycie przywileju występu w Krajowych zawodach to dopiero początek ich historii. Ten wspaniały serial otrzymał jedno tylko wydanie z angielskimi napisami, które może nie powala na kolana, ale jest solidnym produktem i z braku alternatyw pozostaje zwyczajnym musem dla fanów. To tyle na dzisiaj, miłego.
[MANGA PL] Gachiakuta (TOM 1)
Zgodnie z zapowiedziami, ruszamy z kolejnym wpisem. Też lubicie ten czas, gdy święta się kończą, mamy wolne i nie trzeba nic robić? Do tego wszystkiego dopisała mi pogoda i porobiłem sobie fotki na wpis ze skarbami zdobytymi w grudniu. Tak, to był udany dzień. Dodatkowo dostałem dwie mangi, które według planów miały się pojawić przed jego redakcją, więc wszystko idzie na razie bardzo gładko czy tam według grafiku. Czas na stałe elementy. Ogłoszono „Muv-Luv 20th Odyssey Box” na Nintendo Switch z masą dodatków wszelakich i napisami angielskimi, a przynajmniej tak sugerują opisy. Jako wielki fan tej pozycji i osoba, która nieco narzekała na efekt końcowy pudełka od edycji KS, jestem mocno zainteresowany. Cena trochę przytłacza, ale będę obserwował i może sobie sprawię? Coś takiego by mnie chyba ostatecznie przekonało do spróbowania tej konsolki. Z nowości z naszego podwórka można tylko wspomnieć o nowej odsłonie z serii „Zniewolony książę” od Studia JG — zbiór opowiadań. Wraz z nim wydawca odda w nasze ręce całą trylogię „Zniewolonego księcia” w nowym wydaniu. Pełna kolekcja ukaże się w ekskluzywnej edycji w twardej oprawie i z dodatkowymi uszlachetnieniami, między innymi barwionymi brzegami. Wisienką na torcie będą zaś zamieszczone w każdym tomie bonusowe czarno-białe ilustracje autorstwa Katarzyny „Ulvar” Bekus, odpowiedzialnej za wszystkie grafiki okładkowe polskiej edycji „Zniewolonego księcia”. Z opisu wychodzi nam coś prawie na miarę kolekcji Lovecrafta, więc byłbym zainteresowany, gdyby to było dla mnie ciekawe. To nie moje klimaty, więc czekam na inne nowości. W sumie dobrze, bo można zaoszczędzić, a pewnie grupa fanów tego cyklu się ucieszy. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszy tom mangi Gachiakuta od duetu Hideyoshi Ando, Kei Urana z ostatniego „Jesiennego festiwalu mangowego Studia JG”. Już przy wpisie na jego temat wspominałem, że postaram się w miarę jakoś tam szybko zrecenzować zakupione tomiki. Dlatego należy dotrzymać tego słowa i będę robił, co mógł, by umieścić opinię od wszystkich zakupionych przed premierami kolejnych już części. Czy będę je recenzował regularnie? Chciałbym, ale wiadomo, jak u mnie z tym bywa. Zobaczymy. Tak, moi drodzy, dzisiaj kolejny tomik z tej imprezy i w końcu jakiś standardowego formatu. Jak to brzmi, ale taka prawda. By było nieco zabawniej, moim zdaniem właśnie ten tomik zasługiwał bardziej na większy format z uwagi na kreskę, ale co ja się tam znam. Historia opowiada o Rudo, młodym chłopcu mieszkającym w slumsach na obrzeżach latającego miasta zwanego Niebem (nawiązania do Ality widoczne od pierwszych kadrów, ale nie mamy tutaj w żadnym stopniu klonu tej niesamowitej pozycji. Koniec dygresji). Każdej nocy wyrusza do zamożnej części metropolii, aby zbierać przedmioty wyrzucone przez ich właścicieli. Reperuje je i odsprzedaje w swoich dzielniach. Te fakty nie zawsze aprobuje jego sympatia, Chiwa. Mieszka wraz z opiekunem, Regto, ponieważ jego rodzice, uważani powszechnie za morderców i zesłani do otchłani, od dawna nie są obecni w jego życiu, ku jego zadowoleniu, ponieważ ze strzępków informacji można wywnioskować, że go porzucili. W pewnym sensie normalne i radosne dni, jeśli można tak nazwać tego typu egzystencję, zostają w jednej chwili zrujnowane. Nasz bohater zostaje oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił, morderstwo swojego opiekuna, a w konsekwencji skazany na śmierć poprzez wyrzucenie wraz ze śmieciami na wysypisko znajdujące się pod miastem, a zwane Otchłanią. Zdradzony przez rodzinę i porzucony przez wszystkich (nawet Chiwa go odrzuca lub robi to na pokaz, na razie pozostaje to zagadką), szuka tylko jednego – zemsty. Cudem udaje mu się jednak przeżyć upadek. Uratowany przez tajemniczego mężczyznę imieniem Enjin, Rudo odkrywa w sobie niezwykłą zdolność dawania przedmiotom życia i wydobywania z nich mocy. Uzbrojony w nową siłę postanawia nie tylko zemścić się za niesprawiedliwość, jaka go dotknęła, ale też zmienić cały ten przeklęty świat. Na pierwszy rzut oka Gachiakuta nie jest niczym specjalnym, ale jednocześnie zalążki świata są mocno obiecujące. Ta historia nie jest szczególnie oryginalna na obecnym etapie, jeśli chodzi o politykę klasową — bogaci są źli, biedni są uciskani. Rodzą się w naszej głowie pytania na razie bez odpowiedzi, ale tez może nie aż tak ważne. Czy bogaci ludzie popełniają przestępstwa i spadają z miasta do slumsów? A może po prostu unikają kary? Czy da się wznieść do wyższej klasy? Potem są oczywiste pytania, które nas intrygują i żądamy wewnętrznie ich wyjaśnienia lub uzyskania odpowiedzi. Kto zabił Regto i dlaczego? Czy Chiwa naprawdę zrezygnowała z Rudo? Niemniej seria intryguje, kreska przykuwa uwagę, a solidne nazwiska wiele obiecują. Byłem zaintrygowany tą serią od zapowiedzi, a nawet w sumie wcześniej, bo już o niej słyszałem, i zdania nie zmieniam. Na pewno dam szansę, bo wydaje się mocno solidnym produktem, który będzie się dalej rozwijał i nie raz sprzeda nam świetną rozrywkę, nawet jeśli będzie się składała z mniej lub bardziej znanych patentów. Pod względem tłumaczenia czy redakcji tekstu nie mam zastrzeżeń. Wszystko się świetnie czyta bez zgrzytów. Czas na standardowy u mnie opis ze strony wydawcy:
Rudo żyje w slumsach na obrzeżach metropolii, której granice wyznacza Otchłań – bezdenne wysypisko, a zarazem miejsce egzekucji. Pewnego dnia chłopak zostaje oskarżony i skazany za zbrodnię, której nie popełnił, a w konsekwencji – strącony do Otchłani. Cudem udaje mu się jednak przeżyć upadek. Uratowany przez tajemniczego mężczyznę imieniem Enjin, Rudo odkrywa w sobie niezwykłą zdolność dawania przedmiotom życia i wydobywania z nich mocy. Uzbrojony w nową siłę postanawia nie tylko zemścić się za niesprawiedliwość, jaka go dotknęła, ale też zmienić cały ten przeklęty świat!
Czas na opis wydania i dodatków, bo jest o czym opowiadać.
Specyfika wydania:
Liczba stron: 192
Format: B5 (18,1cm x 12,9cm)
Oprawa: miękka, obwoluta
Manga została wydana w formacie B5, czy takim standardowym dla tego wydawnictwa. Nabyłem tę pozycję podczas festiwalu, więc uzyskałem specjalną kartę z repliką autografu autora (bardzo ładną). To jest jednak specjalny dodatek, bo oryginalnie dodawano kartę przyjemną w dotyku, czyli taki standard u tego wydawcy.
Podgląd na czarno-białe strony, czyli właściwa treść tomiku. Styl graficzny Kei Urany jest wyrazisty, płynny i szczegółowy. Dobrze wykorzystuje cień i ruch. Jej inspiracje z serii Fire Force i Soul Eater są obecne. Bardzo podobała mi się grafika z tej serii, więc uwielbiam styl Gachiakuty.
Wspomniany dodatek, czyli karta przyjemna w dotyku.
Tylna jej część.
Czas na kartę festiwalową, a konkretnie jej graficzną odsłonę. To chyba najładniejsza grafika ze wszystkich kart dostępnych na tym festiwalu. Bardzo mi się podoba. Nawiasem mówiąc, te grafiki-karty są bardzo duże. Pamiętam, że mnie to zdziwiło, gdy pierwszy raz brałem udział i zrozumiałem, czemu je wszyscy tak poszukują. To jest coś, co skłania do sprawdzania mangi, a jak się wpadnie… No sami zresztą wiecie.
Tylna jej część, czyli przede wszystkim numerek seryjny.
Podsumowanie: Główny motywem są tu śmieci oraz to jak nadajemy przedmiotom nowe życie. Magia w tej mandze właśnie na tym polega, nadawaniu życia przedmiotom, które dla pierwszego lepszego człowieka są zwykłymi odpadkami. Jest to ciekawe założenie na historię i świat przedstawiony. Ciężko tu cokolwiek innego powiedzieć oprócz tego, że ten tomik mnie wciągnął i wydaje się, że historia może być interesująca i niejednokrotnie nas zaskoczy. Sam klimat komiksu kojarzy mi się trochę z Dorohedoro lub wspomnianą już Alitą, czuć tu pewne podobieństwa. Warstwa graficzna jest świetna, przypomina to trochę graffiti. Manga z potencjałem, którą czyta się z przyjemnością. To tyle na dzisiaj, miłego.
[ANIME BD] Sound Euphonium: 2 – Volume 1 – Limited Edition
Święta i po świętach, jak to mawiają. No, jeszcze niby trwają, ale w ramach oderwania się od stołu postanowiłem skrobnąć wam parę słów, czyli wrzucić jakąś recenzję. Mamy trochę mniej lub bardziej zaległych tematów, więc trzeba nadgonić tutaj chociaż odrobinę. Mam ambitny plan wrzucać od teraz aż do końca urlopu codziennie wpisy, ale trudno powiedzieć, czy ten mocno wyśróbowany pomysł pod względem czasowym zostanie zrealizowany z pełnym sukcesem. Trzeba mierzyć wysoko, nieprawdaż? Na początek stałe elementy. Oczekuję jednej większej paczuszki oraz kilku mang. Z tymi komiksami może się udać przed zakończeniem roku, ale czy ta paczka się doczłapie? Trudno ocenić. Czas na spóźnione nowinki z obozu Anime Ltd. Nasz ulubiony wydawca z UK ogłosił wydawnictwa na pierwszy kwartał 2024: Rent-A-Girlfriend Season 1 – Collector’s Edition (BD), Science Fell in Love, So I Tried to Prove It – Collector’s Edition (BD), The God of High School – Collector’s Edition (BD), Venus Wars – Collector’s Edition (BD), Great Pretender – Deluxe Edition (BD), Patlabor: The Movie – Collector’s Edition (BD), Patlabor 2: The Movie – Collector’s Edition (BD), Patlabor WXIII – Collector’s Edition (BD), Mobile Suit Gundam: The Origin – Collector’s Edition (BD, komplet 6 OAV), Castlevania Season 3 – Collector’s Edition (BD), Granbelm – Collector’s Edition (BD), Somali and the Forest Spirit – Collector’s Edition (BD), Blue Thermal – Collector’s Edition (BD), Eureka: Eureka Seven: Hi – Evolution – Collector’s Edition (BD), A Place Further Than the Universe – Collector’s Edition (BD) i Re:ZERO -Starting Life in Another World- Season 2 – Collector’s Edition (BD). Do tego na winylach: Godzilla: Planet of the Monsters, Godzilla: City on the Edge of Battle i Godzilla: The Planet Eater oraz Dorohedoro. Sporo tego, przyznajcie. Część była mniej lub bardziej znana, ale już oficjalnie się ukazała oraz mamy kilka takich nieoczekiwanych pozycji. Z jednej strony nie wgniotło mnie w fotel, ale z drugiej mam na co czekać. Do tego są tutaj dla mnie pozycje bardzo kultowe, jak Patlabor, ale mam je w kolekcji. Tylko tutaj piękne opakowanie, książeczka… No kuszą mnie, co tu dużo pisać. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest serial Sound Euphonium: 2, a konkretniej jego pierwsza część, czyli „Volume 1” w wersji limitowanej od Pony Cannon. Tak, moi drodzy, wracamy do cyklu Kyoto Animation i recenzji zaległych tytułów, że tak to ujmę. Nawiasem mówiąc, jednego celowo zapomniałem opisać, byśmy mieli tutaj ciągłość. W każdym razie spodziewajcie się opisów pozycji z tego uniwersum w najbliższych dniach. Długo zwlekałem z zakupem tego tytułu, a było to podyktowane sprawą wydania. Tak, serial jest świetny, więc nie tutaj tkwił problem, ale nie chciałem nabywać dzisiaj opisywanego wydania. Nie chodzi o to, że jest jakieś tam złe, ale liczyłem mocno na edycję od Anime Ltd. Lata mijają i osoba z ich teamu przyznała, że niby szanse ciągle są, ale chyba nawet oni już zaczynają wątpić, że coś się wielkiego zmieni. Ten fakt oraz informacja o wyczerpujących się nakładach dzisiaj opisywanego wydania sprawiły, że się przełamałem i nabyłem. Drugi sezon koncentruje się na postaci, która była w zespole przez cały czas, ale aż do tego momentu nie znalazła się w centrum uwagi. Mizore to introwertyczna obojistka, która ma duży potencjał pomimo przytłaczającej ją głębokiej niedoli. Nie wdając się zbytnio w szczegóły, stwierdziłem, że naprawdę bardzo lubię tę postać, pomimo tego, jak minimalne może być jej znaczenie dla nadrzędnej fabuły. Przynajmniej jej historia wprowadziła w grę kilka ważnych dla dynamiki tematów, które z łatwością odbijają się echem przez resztę sezonu. To właśnie w tym wątku zaczynamy dostrzegać związek między Natsukim i Yuuko (co będzie ważne później), a także po raz pierwszy bliżej przyjrzymy się Asuce. Tematyka jest w tym wątku nieco delikatniej zawoalowana, ponieważ dość wyraźnie wprowadza idee: „po co ludzie grają muzykę” oraz „kochać lub nienawidzić konkurencję”. Pomiędzy dwoma głównymi wątkami sezonu znajduje się ciekawe i pozornie niespodziewane spojrzenie na starszą siostrę Kumiko, Mamiko. Ogólne tematy, które ją otaczają, to żal i niezrozumienie dorosłości. Te oczywiście wygodnie przychodzą na myśl Kumiko, gdy konfrontuje się z podobnym problemem z Asuką, która utknęła pomiędzy życzeniami swojej apodyktycznej/agresywnej matki a własnymi pragnieniami. Chociaż z pewnością nie jestem fanem typowych prób wywołania rezonansu emocjonalnego poprzez przedstawianie rozbitych domów i publiczne okazywanie przemocy (uderzenie w twarz), głupiej matce Asuki udaje się nie być w pobliżu wystarczająco długo, aby zirytować. Właściwie pojawia się tylko w jednym odcinku, chociaż obecność jej ideałów trwa znacznie dłużej. Tak się złożyło, że te ideały były tymi samymi, które zwiodły Mamiko, myśląc, że najlepszym rozwiązaniem będzie porzucenie marzeń na rzecz studiów i bezpieczniejszego założenia o stabilną finansowo przyszłość poprzez edukację, co pozostawiło ją jedynie z żalem. Pojęcie obowiązków i oczekiwań dorosłych oraz to, jak te myśli mogą przestraszyć i zastraszyć ludzi, aby nie korzystali z szansy. Matka Asuki narzuca córce swoje ideały, kierując się tym złudzeniem, a także dorozumianą złością wobec ojca Asuki, który faktycznie osiągnął życie, jakiego pragnął jako muzyk. Na szczęście całą sytuację udaje się rozwiązać bez okropnej matki, co podkreśla Asukę jako jedyną osobę, która może sama wybierać, bo to właśnie oznacza bycie dorosłym (przynajmniej tak wywnioskowałam). Podoba mi się także sposób, w jaki Asuka rozumie swoją relację z matką. Nienawidzi jej, ale widzi też, że jest jej zapewniona, co wystarczy, aby Asuka miała do niej pewien szacunek. Z pewnością jest to lepsze niż ignorowanie wad własnej rodziny. I tak naprawdę to tylko kolejna część charakteru Asuki. Zwykle tak bardzo pragnie widzieć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, ale po pewnym czasie arogancja uniemożliwia jej dobre przyjrzenie się sobie. I tu z pomocą przychodzi Kumiko. Kumiko jest ramieniem, na którym się opieramy, gdy węszy i natrafia na każdy konflikt w zespole. W pierwszej połowie sezonu jest bardziej świadkiem niż aktywnym uczestnikiem i chociaż ludzie są bardziej otwarci na rozmowę z nią, ona nie zachowuje się tak samo. W pierwszym sezonie determinacja i postawa Reiny inspirują ją do tego, by stać się dziewczyną mniej „płynącą z prądem”. W tym sezonie odkrywa, że jest tak samo roztrzepana jak nigdy dotąd. Nawet gdy jest sama z Reiną, jest w stanie przekazać jedynie podstawowe informacje o tym, co myśli. Dopiero gdy Asuka rzuca jej wyzwanie, Kumiko w końcu uczy się być wobec siebie otwarta i szczera. Reina też ma kilka świetnych momentów, rozproszonych po dwóch głównych częściach narracji sezonu. Jej „reflektory” mają głównie pokazywać, jak blisko jest Kumiko lub Taki-sensei. Mimo to jej obecność jest dobrze wykonana, a to więcej, niż mogę powiedzieć o większości innych „postaci drugoplanowych” serialu. Midori i Hazuki czują w tym sezonie jedynie komiczną ulgę, co jest rozczarowujące, ponieważ Hazuki miała tak świetną OVA. Teraz wydaje się, że są w pobliżu, aby przypomnieć nam o swoim istnieniu i od czasu do czasu się zakrztusić. Shuichi jest w podobnej sytuacji, ale nie chodzi tu o zabawę. Szczerze mówiąc, nie wiem, po co on tam jest. Nic w jego związku z Kumiko nie jest romantyczne, bez względu na pozornie romantyczną sytuację, w jaką się znajdą. Kumiko nawet nie rumieni się na widok prezentu, który jej daje, i nic w jej myślach ani skupieniu nie wskazuje na to, że naprawdę się nim interesuje. Jedynymi postaciami pobocznymi, które naprawdę zyskały na znaczeniu w tym sezonie, są Yuuko i Natsuki, i to z powodów, których nie chcę zdradzać. Jednak zaczynam lubić Yuuko, jest znacznie mniej irytująca niż wtedy, gdy została przedstawiona po raz pierwszy w zeszłym sezonie. Pomijając postacie i ich wątki, drugi sezon jest pod wieloma względami równie dobry jak pierwszy. Animacja jest jak zawsze fantastyczna, z doskonałą kontrolą nad mową ciała i subtelną komedią fizyczną. Zamiast polegać na tanich, nieruchomych klatkach twarzy chibi z przesadnymi emocjami, aby uzyskać efekt komediowy, KyoAni w rzeczywistości zadał sobie trud animowania reakcji swojej postaci z niesamowitą szczegółowością. Od kierunku, w którym biegną ich oczy, po sposób, w jaki trzepoczą spódnice, gdy się obracają, jest to całkowicie niepotrzebne, ale przyjemnie jest to oglądać. Kolejnym aspektem przeniesionym z pierwszego sezonu jest całkowicie zbędny projekt dźwiękowy. Jeśli się nad tym zastanowić, wydaje się to naprawdę absurdalne, ale KyoAni naprawdę dołożyło wszelkich starań, aby ich ustawienia brzmiały realistycznie poprzez dźwięk. Rzeczywiście szczegółowo opisali pogłos i można rozpoznać sposób, w jaki głos i muzyka przemieszczają się w różnych scenach. Rozmowy na klatce schodowej lub w pustym pokoju odbijają się echem i to jest zupełnie niepotrzebne, ale mimo to naprawdę fajne. Jeśli chodzi o momenty, myślę, że ten sezon osiągnął nowy poziom dla serii. Z drugiej jednak strony uważam, że serial osiągnął także kilka nowych słabych punktów. W szczególności nie mogę oprzeć się wrażeniu, że serial nie wykonał dobrej roboty, utrzymując aktualność swoich bohaterów. Albo raczej starał się, aby postacie były istotne, kiedy nie było takiej potrzeby, i tylko sprawiał, że sprawiały wrażenie, jakby były warte kilku tanich gagów, zamiast czuć się znaczącymi przyjaciółmi i integralnymi rolami w fabule sezonu. Gdyby nie musieli tam być, równie dobrze mogliby zająć tylne miejsce. A do tego dochodzą nowi instruktorzy, którzy prawie nic nie zrobili, co sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, po co w ogóle zadali sobie trud ich przedstawienia. Kumiko, Asuka, Reina, Natsuki, Yuuko, Mizore, Mamiko i Taki-sensei; To jedyne postacie, które mają jakiekolwiek znaczenie w narracji sezonu i nawet Mizore staje się po prostu kolejną z tych postaci pobocznych po zakończeniu jej historii. Gdyby nie to smutne niedostateczne wykorzystanie postaci, Sound! Euphonium 2 można śmiało uznać za równie dobre jak sezon pierwszy. Wszystko inne nadal istnieje, czy to rozwój głównych postaci, poruszająco prawdziwe motywy, absurdalnie imponująca animacja i projekt dźwiękowy, czy piękny OST. Wykorzystali nawet okazję do kreatywnych ujęć (jak scena, w której znaleźli Mizore za biurkiem). Szkoda, że serial miał problemy z utknięciem pomiędzy utrzymaniem istotnych postaci i trzymaniem ich z daleka, bo w przeciwnym razie uznałbym to za fantastyczny sezon, który kończy się ostrym, ale cudownym akcentem. Chyba przesadnie się tutaj rozgadałem i końcowo opisałem całą serię. Miałem się skupić na połowie, ale to jest zwyczajnie trudne do wykonania w serialu tego typu — gdzie historia płynie przez wszystkie odcinki i nie jest jakoś tam przerwana w połowie. Pomyślę jeszcze, na czym się skupić przy kolejnym podejściu, a na razie trochę aspektów technicznych i opis fizycznych elementów. Pod względem kodowania Pony Cannon wykonało świetną robotę, co nie zawsze im się udaje. Pomimo plasowania się na piedestale podobnym do Aniplexu, nie zawsze wrzucają nam najwyższych encodów. Tym jednak razem stanęli na wysokości zadania, więc mamy tutaj świetną jakość. Część fanów narzekało na brak angielskiego dubbingu i mógłbym przyznać im racje, bo przy tej cenie powinien się pojawić, ale interesuje mnie on jak zeszłoroczny śnieg, więc całkowicie jest mi jego brak niezauważalny. Pod względem tłumaczenia mamy solidną robotę bez jakiś większych czy widocznych wtop, a pojawienie się paru sufiksów zauroczy fanów tego typu klimatów. Czas na detale fizyczne.
Specyfika wydania:
Języki: japoński, angielski
Dźwięk: LPCM 2.0 (japoński)
Rozdzielczość: 1080p HD
Format obrazu: 1.78:1
Region: A, B i C.
Napisy: angielskie
Dyski: 2xBD
Lista odcinków z wydania:
1. Mid-summer Fanfare
2. Hesitation Flute
3. Troubled Nocturnes
4. Awakening Oboe
5. Miraculous Harmony
6. Rainy Conductor
S1. Welcome to the Fireworks Festival Kiss!
S2. Welcome to the Pool!
S3. Welcome to Maid Outfit!
S4. Welcome to the Festival Battle!
Pony Cannon zdziwiło fanów swoich wydawnictw oraz Sound Euphonium swoim limitowanym wydaniem. Zacznijmy może od tego, że firma ta zasłynęła nieco wielkimi pakietami w dziwacznych casach na płyty. Mam jeden serial od nich wydany i muszę go wam kiedyś zrecenzować, byście w takich chwilach wiedzieli, o czym mowa. W każdym razie w takich wielkich pakietach wydano pierwszy sezon tego serialu, ale już przy drugim wykorzystano standardowe pudełka DVD i nałożono na nie obwolutę z inną grafiką. W środku mamy garść grafik i dwustronną okładkę. Nieźle, przyznam, ale jak na cenę i nazwę „limitowane” trochę mało i właśnie ten fakt długo mnie odstraszał od zakupu. Jednak serial wszystko rekompensuje i fakt, że to jedyne wydanie z angielskimi napisami.
Podgląd na DVD case, czyli po ściągnięciu tekturowej obwoluty.
Tylna jego część.
Podgląd na płyty. Nawiasem mówiąc, dostaliśmy w formie dodatku cztery miniodcinki, więc jest komplet.
Grafika pod płytami. Dali mi czarne pudełko i słabo ją widać, ale jest tam. Chyba sobie podmienię to pudełko, bo tylko psuje ten fakt.
Czas na jedyny prawdziwy dodatek, czyli trzy dwustronne grafiki. Bardzo ładne swoją drogą.
Tylna ich część.
Podsumowanie: Po sukcesie w rundzie kwalifikacyjnej w regionalnym konkursie Kansai członkowie zespołu koncertowego Liceum Kitauji skupili się na kolejnym występie. Wykorzystując maksymalnie wakacyjną przerwę, zespół bierze udział w obozie, gdzie instruuje ich opiekun zespołu Noboru Taki i jego przyjaciele, którzy zarabiają na życie jako profesjonalni muzycy. Kumiko Oumae i jej przyjaciele są zdeterminowani, aby zdobyć złoto na konkursie Kansai, ale kłopoty pojawiają się, gdy niegdysiejsza członkini, wykazuje chęć powrotu do zespołu i przywołuje złe wspomnienia sprzed roku. Kumiko dowiaduje się także o zaskakującej przeszłości swojego nauczyciela i motywacji, która pcha go, aby prowadzić zespół do zwycięstwa. Niedawne zdobycie przywileju występu w Krajowych zawodach to dopiero początek ich historii. Ten wspaniały serial otrzymał jedno tylko wydanie z angielskimi napisami, które może nie powala na kolana, ale jest solidnym produktem i z braku alternatyw pozostaje zwyczajnym musem dla fanów. To tyle na dzisiaj, miłego.
WESOŁYCH ŚWIĄT! (2023)
No to co, składam wam życzenia, moi mili:
Świąt białych, pachnących choinką,
skrzypiących śniegiem pod butami,
spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze,
pełnych niespodziewanych prezentów.
Tak, moi drodzy, to już święta. Podsumowanie zbiorów, zapowiedzi i wszelkich maści związanych z moją stronką zrobimy sobie pierwszego stycznia, jak ty wyglądało ostatnim razem, a do tego czasu liczę, że uda mi się wrzucić jeszcze parę wpisów, bo mam wolne i chcę je spożytkować. Po prawdzie już miały się pojawiać, ale złapało mnie przeziębienie i starałem się wykurować przed świętami. Już nawiązywaliśmy do animacji japońskiej i jakiś tam zagranicznych rankingów, więc dzisiaj zrobimy coś innego. Magazyn Otaku (tak, ciągle istnieje, ale tylko na FB) zorganizował ranking na najlepsze anime oraz nowo rozpoczętą mangę w tym roku na naszym ryneczku. Nawet brałem udział, wiec warto by było wrzucić wyniki:
Wszystko fajnie, ale ten brak NieR:Automata Ver1.1a jest trochę zastanawiający…
Mangowy dla mnie zdecydowanie lepiej wypadł, bo część pozycji miałem na podobnych miejscach. Oczywiście wskoczyły jakieś, których nawet u siebie nie ująłem, ale to nic nowego. W każdym razie… Miłego i Wesołych Świąt!
Święta to też grafiki specjalne od twórców. Zebrałem kilka ciekawszych, moim zdaniem:
Banished From The Heroes’ Party Season 2
The Dangers in My Heart
The Vexations of a Shut-In Vampire Princess
Spice & Wolf: merchant meets the wise wolf
[MANGA PL] Pan Złol ma dziś wolne (TOM 1)
Ruszamy z najnowszym wpisem, który miał się pojawić jeszcze wczoraj. Nie dałem rady, mimo sporych chęci. Jakieś przeziębienie mnie wzięło, co dodatkowo spowalnia wszystkie procesy, ale pracujemy nad tym (łyk imbirowej herbatki). W ostatnich dniach pojawiło się parę zapowiedzi, które będę tutaj stopniowo wrzucał. Dzisiaj wpadną takie lekko zaległe, ale co zrobić. Pod względem paczuszek niewiele się zmieniło, ale jakieś tam mangi wpadły. Najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera w końcu została wysłana. Swoją drogą J.P.Fantastica zrobiło nam psikusa i przesunęło wszystkie premiery zapowiadane na luty o miesiąc. Brzmi może lekko dziwnie, ale te tytuły są aktualnie tłumaczone i pewnie musiały zostać zakończony proces ich redakcji wraz z końcem roku, a to się nie powiedzie. Czas na zapowiedzi. Kotori wyda mangę BL „Light of my life” od duetu Takiba, Fuuko Minami. Cytując wydawcę: Akimaru i Minagi znają się jeszcze z liceum. Obaj marzyli o wielkich karierach, ale wybory, jakich w życiu dokonali, znacząco utrudniły im realizację tych planów. Zamiast zostać lekarzem, Minagi pracuje jako host, a Aki musiał zrezygnować z zawodowego sportu i przejął zakład fryzjerski po dziadku. Kiedyś tych dwóch łączyła przyjaźń, z czasem jednak ich drogi się rozeszły. Czy uda im się odbudować nadwątloną relację, gdy Minagi poprosi dawnego przyjaciela o pomoc? Studio JG natomiast „Haisha-san, Atattemasu!”! od Shou Yamazaki. Cytując wydawcę: Takuma Kurosumi sieje postrach w przestępczym półświatku i jedynie nieliczni wiedzą, że ten groźny yakuza… boi się kobiet! Aby przezwyciężyć swoją słabość, mężczyzna idzie na odkładaną od dawna wizytę dentystyczną, gdzie staje twarzą w twarz z Tomori Shirayuki. Piękna dentystka, opacznie interpretując jego zachowanie jako lęk przed zabiegiem, nakreśla mu skutki próchnicy przy pomocy szokującej metafory. Jej nietypowe podejście i stanowcza postawa robią na Kurosumim ogromne wrażenie. Jednak mężczyzna nawet nie podejrzewa, jak duży sekret skrywa pani doktor… No, ten drugi z opisywanych zapowiada się zdecydowanie lepiej. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest pierwszy tom mangi Pan Złol ma dziś wolne od Yuu Morikawy z ostatniego „Jesiennego festiwalu mangowego Studia JG”. Już przy wpisie na jego temat wspominałem, że postaram się w miarę jakoś tam szybko zrecenzować zakupione tomiki. Dlatego należy dotrzymać tego słowa i będę robił, co mógł, by umieścić opinię od wszystkich zakupionych przed premierami kolejnych już części. Czy będę je recenzował regularnie? Chciałbym, ale wiadomo, jak u mnie z tym bywa. Zobaczymy. Tak, dzisiaj padło na ostatni tytuł w tym powiększonym formacie. Przy okazji jest to dzieło, z którym się chyba najdłużej wahałem (lub jedno z nich). W każdym razie miałem najwięcej wątpliwości. Składało się na to kilka rzeczy — szczupła forma tomiku, pomysł, który może być fajny, ale nie musi, jednak spora liczba serii, które zbieram. Z częścią faktów się pogodziłem, a z innymi zmierzyłem. Tym, którzy nie kupili jeszcze i tylko rozmyślają, jest łatwiej, bo mogą poczytać recenzje i zobaczyć fotki. W każdym razie jak to wygląda, ktoś spyta. Nasz bezimienny złoczyńca (jego podwładni nazywają go Generałem, bojąc się wymówić jego imię) może w ciągu tygodnia działać na rzecz zniszczenia ludzkości, ale w wolnych chwilach lubi chodzić do zoo, aby popatrzeć na urocze pandy i króliczki, a podczas relaksu często wpada na przywódcę Rangersów, Dawn Red. W powiększonym formacie i zabawny, ten smukły tom stanowi mile widziany dodatek do rosnącego gatunku niezbyt złych złoczyńców. Chociaż nie jest to seria składająca się z czterech paneli, każdy rozdział jest krótki i samodzielny. Wszystkie mają podstawową formułę i często rozpoczynają się tymi samymi słowami – nasz nikczemny bohater zauważa, że jest przywódcą obcych Ligi Zła, ale w dni wolne zajmuje się normalnymi przyziemnymi sprawami. Niemal natychmiast pojawia się ciekawy element historii: w różnych momentach mówi innym ludziom, że muszą wziąć wolne, aby nabrać sił, a także wyraźnie instruuje jednego ze swoich nadgorliwych podwładnych, aby zaprzestał pracy w godzinach nadliczbowych w siedzibie Ligi Zła. Podobnych rad udziela Dawn Red, czerwonemu strażnikowi z grupy działającej przeciwko Lidze Zła, co oznacza, że mówi swojemu wrogowi, jak ćwiczyć lepszą samoopiekę przed walką. Ironia jest gruba, co sugeruje, że złoczyńcy są lepiej wyczuleni na ideę równowagi między pracą a życiem prywatnym, a biorąc pod uwagę mnóstwo historii, w których ktoś umiera z przepracowania lub z radością wita apokalipsę zombie jako nowe życie, jest to prawie na pewno zamierzone. Pan Złoczyńca jest znacznie milszym szefem, niż zwykle widzimy w mandze. Pomysł, według którego pan Złoczyńca prowadził dobre życie z odpowiednią ilością przestojów, jest źródłem humoru zawartego w tej mandze, nawet jeśli nie stanowi ona słabo zawoalowanego stwierdzenia na temat japońskiej kultury pracy. Widzimy, jak na przykład próbuje pogodzić swoje uczucia do ludzkich dzieci z deklarowanym celem, jakim jest unicestwienie ludzkości. W kilku rozdziałach widać, jak pomaga dzieciom, a najbardziej uderzające jest to, gdy dwukrotnie spotyka małego chłopca w zoo. Za pierwszym razem pan Złoczyńca po prostu chce sprawdzić, czy ogony pand są białe (uważa, że powinny być czarne), a po naprawdę niewygodnym czasie stania na wystawie pand, następnie on i chłopiec wykrzykują z zachwytu, gdy w końcu zobaczyli tyłek pandy. Później, w innym rozdziale, spotyka tego samego chłopca w małym zoo, odkrywa, że dziecko ma dużą wiedzę na temat królików i chce zostać weterynarzem. Chłopiec zwierza się, że matka powiedziała mu, że nie może nim zostać, na co pan Złol szybko temu zaprzecza – zachęca chłopca, aby uczył go o zwierzętach i bez ogródek nazywa go weterynarzem. Ta scena, bardziej niż jakakolwiek inna scena w mandze, pokazuje, kim naprawdę jest Pan Złol: całkiem miłym facetem, który może zastanawiać się nad swoją misją. Jest nawet bliski brania pod uwagę, czy mógłby później oszczędzić tego konkretnego człowieka. Oczywiście zrobiłby to, żeby pomóc pandom, przynajmniej w jego mniemaniu. Im częściej widzimy, jak Pan Złol wchodzi w interakcję ze zwierzętami, tym bardziej wygląda na to, że pragnie niszczyć ludzi dla własnego celu, jakim jest pomoc zwierzętom na Ziemi w rozkwicie. W pewnym momencie zauważa nawet, że „Kiedy ludzkość wyginie, wyhoduję więcej pand” i marzy o wolnej od ludzi planecie pełnej pand, na której będzie mógł bawić się z puchatymi ulubieńcami. Jego przelotna myśl, aby zatrzymać małego weterynarza w pobliżu, sugeruje, że może jednak nie dotyczyć wszystkich ludzi, z którymi ma problem, ale po prostu dorosłych ludzi. Wydaje mu się, że dzieci mogą się zmienić. Nawet jeśli tak nie jest, jest przynajmniej skromnym fanem dzieci. Jego przygody związane z ratowaniem (a może „ocaleniem”) dwójki zagubionych dzieci w centrum handlowym pokazują wiele życzliwości i troski, a rozdział, w którym spotyka małą dziewczynkę, która prawie na pewno jest duchem drzewa sakura, również pokazuje jego chęć pomocy tym, jeśli uważa, że mają kłopoty. Obydwa rozdziały pozwalają mu także wyrazić swoje przerażenie, że nikt nie uczy tych dzieci, aby nie brały jedzenia od nieznajomych. W uroczym, pozbawionym słów rozdziale obserwuje dzieci robiące króliczki ze śniegu i kopiuje je, a jego smutek z powodu topnienia śniegu w lodówce wskazuje na odrobinę dziecięcego zachwytu w jego osobowości. Zła strona pana Złoczyńcy, jak sugerują te rozdziały, może być udawaniem. Mimo że książka liczy zaledwie 128 stron, wydaje się, że warto ją kupić. Pomiędzy jego nieumiejętnością pozostawienia ludzi w spokoju (w tym Dawn Red i jego nędznym poczuciem kierunku) a radością z takich ziemskich rozkoszy, jak sezonowe lody, Pan Złol jest zabawną postacią, którą warto śledzić, a historie są zarówno przytulne i zabawne zarazem. To przyjemna lektura, więc jeśli lubicie nienikczemnych złoczyńców, zdecydowanie sięgnijcie po tę pozycję. Tak to mniej więcej wygląda. To nie znaczy, że nie jest pozbawiona wad. Wspomniane powtarzające się teksty na początku rozdziałów (szczególnie na początku) część fanów mocno zirytowało, co wydaje się trudne do obrony, bo jednak nie jest to długa pozycja. Niemniej jest interesująca i nietypowa zarazem. Dodatkowo czytałem, że kolejne tomy są coraz lepsze, więc dam jej szansę i sprawdzę adaptacje, która startuje na początku stycznia. Umiarkowanie, ale polecam. Pod względem tłumaczenia czy redakcji tekstu nie mam zastrzeżeń. Wszystko się świetnie czyta bez zgrzytów. Czas na standardowy u mnie opis ze strony wydawcy:
Bycie złoczyńcą to naprawdę ciężka praca… Zwłaszcza gdy jest się członkiem organizacji mającej na celu podbicie Ziemi. Ale nawet od niecnych planów i walk z obrońcami planety trzeba czasem zrobić sobie przerwę! Oto przezabawna historia bardzo zabieganego złola, który jak nikt inny potrafi wykorzystać dni wolne od złoczynienia!
Czas na opis wydania i dodatków, bo jest o czym opowiadać.
Specyfika wydania:
Liczba stron: 128
Format: A5 (14,8cm x 21cm)
Oprawa: miękka, obwoluta
Manga została wydana w formacie A5, czyli w znanym powiększonym formacie od tego wydawnictwa. Zarezerwowane jest często dla starszego odbiorcy, który w teorii dysponuje większą gotówką, więc ma go tym zachęcić (lub dla pozycji ogólnie ładnie narysowanych i pasujących do tego formatu). Kiedyś więcej wydawano w tym formacie, ale zaczyna się to zmieniać z uwagi na cenę papieru, a przynajmniej tak przekonuje nas wydawnictwo. Nabyłem tę pozycję podczas festiwalu, więc uzyskałem specjalną kartę (bardzo ładną, swoją drogą). To jest jednak specjalny dodatek, bo oryginalnie dodawano fotokartę stylizowaną na post z Instagrama. Przyjemny i nieco nietypowy dodatek.
Podgląd na czarno-białe strony, czyli właściwa treść tomiku. Jak wspominałem, przyjemna dla oka kreska.
Dodatek do zamówień przedpremierowych, czyli fotokarta stylizowana na post z Instagrama. Wprawdzie pochodzi z tomiku, ale jest i tak przyjemnym gratisem.
Tylna jej część.
Czas na kartę festiwalową, a konkretnie jej graficzną odsłonę. To chyba najładniejsza grafika ze wszystkich kart dostępnych na tym festiwalu. Bardzo mi się podoba. Nawiasem mówiąc, te grafiki-karty są bardzo duże. Pamiętam, że mnie to zdziwiło, gdy pierwszy raz brałem udział i zrozumiałem, czemu je wszyscy tak poszukują. To jest coś, co skłania do sprawdzania mangi, a jak się wpadnie… No sami zresztą wiecie.
Tylna jej część, czyli przede wszystkim numerek seryjny.
Podsumowanie: „Pan Złol ma dziś wolne” wciąga czytelnika swoim wyjątkowym założeniem i urokiem okruchów życia! Chociaż jest to komedia i zwroty akcji nawiązujące do archetypu złoczyńcy, który sprawiają, że czytelnik mimowolnie przewraca strony, to pandy, jedzenie i głupie wątki z punktu widzenia złoczyńcy sprawiają, że jest to wyjątkowa seria, którą warto przeczytać, jeśli potrzebujesz czegoś „przytulniejszego” lub nieco humoru. Komiks, podobnie jak „Starszy pan i kot”, czy „Yakuza w fartuszku”, składa się z odrębnych historyjek ukazujących życie złoczyńcy, kiedy nie planuje niszczenia ludzkości. Całość jest zaopatrzona w urocze zwierzątka i momenty pomiędzy naszym głównym bohaterem, czy raczej złoczyńcą, a różnymi postaciami. Polecam zainteresowanym takimi założeniami, a reszta niech da szansę. W stu procentach nie mogę jej zarekomendować, bo ma jednak pewne wady oraz sam konspekt mnie az tak nie ujął. To tyle na dzisiaj, miłego.
[FELIETON] Anime Summer 2023 – Lato 2023
Tak, moi drodzy, czas w końcu… Naprawdę „nareszcie” na ten wielce spóźniony, ale zapowiadany i jednak ostatecznie opublikowany felieton. Jest to, jak głosi szumnie tytuł, podsumowanie niejakie sezonu letniego. Tak, nie jesiennego, ale ten z zakańczanego sezonu już nie powinniście aż tak długo czekać, bo będę miał sporo dni wolnych i mam zamiar tutaj mocno nadgonić. Zawsze parę serii oglądam, a w szczególności takich, które nie znam lub bardzo mocno na nie czekam i najzwyczajniej nie mogę się powstrzymać (czekać na wydanie i zakup). Chociaż to raczej tyczy się rzeczy, które nie wiadomo, kiedy będą wydane (lub czy w ogóle). W każdym razie coś tam oglądałem, więc mogę skrobnąć parę słów na ten temat. Nie wiem, czy wspominałem, z czego wynika opóźnienie? Ogólnie rzecz ujmując z wyjazdów wszelakich i faktu mniej lub bardziej oczywistego — oglądanie sezonów to dla mnie jakiś tam dodatek — głównie stawiam na swoje fizyczne wydania. Dodatkowo nałożył się na to fakt spóźnionej edycji poprzedniej odsłony tego felietonu. Mógłbym jeszcze coś dodać, ale już mniejsza o to, bo trzeba wam opisać to i owo. Pamiętam, że przed laty miałem przeświadczenie, że najlepszymi sezonami są wiosenne i jesienne i w sumie zdania nie zmieniam, ale nie znaczy to od razu, że w innych nie można trafić czegoś naprawdę dobrego. Niemniej mniejsza liczba też się przekłada nieco na to stwierdzenie (nawet jeśli celowo parę pozycji opuściłem). Zaczynajmy więc — i od razu uprzedzam, kolejność mniej lub bardziej losowa.
Bleach: Thousand-Year Blood War — The Separation
Opis: Część druga BLEACH: Tysiącletnia Krwawa Wojna
Wiem, że ten opis za długi nie był, ale czy trzeba w sumie pisać więcej? Osobiście nie mogłem się już doczekać dalszego ciągu tej historii, a po jej obejrzeniu czuję taki niesmak wynikający z faktu oczekiwania na dalszy ciąg. Jeśli mam być szczery, twórcy naprawdę odwalają kawał kapitalnej roboty przy tej produkcji. Chyba nie mogło jej się przytrafić nic lepszego po tylu latach oczekiwania, jak adaptacja na tak wysokim poziomie, z klimatem, świetną kreską i masą smaczków. Wielki i wyczekiwany finał wykonany z klasą. Aż sobie człowiek myśli, że mogliby odnowić całość w tym stylu, co jest oczywiście niemożliwe. Chyba? W każdym razie mocno polecam.
The Girl I Like Forgot Her Glasses
Opis: Wraz z nowym rokiem szkolnym nadchodzi nowa klasa, nowi koledzy i nowe miejsce w ławce dla nieśmiałego Komury. Wszelkie obawy, jakie mógł odczuwać, szybko znikają, gdy spotyka Mie Ai, swoją nową koleżankę z ławki obok. Dziewczyna nosi grube okulary, które podkreślają jej piękne oczy i sprawiają, że serce Komury zaczyna bić szybciej! Niestety jest bardzo zapominalska i często zapomina zabrać ze sobą okularów na zajęcia. Ze względu na jej kiepski wzrok, ma niemałe problemy z przetrwaniem dnia w szkole. Na szczęście Kaede jest skory do pomocy nowopoznanej Mie. W momencie, gdy dziewczyna zaczyna na nim polegać, uczucia bohatera wobec niej rosną jeszcze bardziej. Uczucia Ai również się zmieniają. Dla bohaterki, pomimo jej krótkowzroczności, Kaede z czasem staje się osobą, którą zawsze ma nadzieję dostrzegać.
Nietypowa seria, która zauroczyłam mnie trailerem i pierwszymi grafikami promocyjnymi. Klimatem przywiodła mi nieco dzieła Kyoto Animation pokroju Hyouki. Czy bardzo się rozmyłem z oczekiwaniami w ostatecznym rezultacie? Tak i nie w sumie. Po pierwsze graficznie jest niesamowicie to przyjemne, bohaterowie łatwi do polubienia, a sam motyw miłości zawsze się dobrze ogląda. Problemem może być wiek bohaterów. Są w wieku szkolnym, więc ich zauroczenia i sprawy podnoszące temperaturę ciała do czerwoności mogą być trywialne. Niemniej śliczne i przyjemne, polecam dać szansę.
Atelier Ryza: Ever Darkness & the Secret Hideout The Animation
Opis: Atelier Ryza opowiada historię Reisalin Stout, dziewczyny mieszkającej na wyspie Kurken, marzącej o przeżyciu przygody… Pewnego letniego dnia odkrywa porzuconą łódź i wraz z przyjaciółmi Marslink Lent i Mongarten Tao wyrusza na stały ląd. Po drodze Ryza spotyka alchemika Vollmera Empela i jego towarzysza Decyrusa Lilę, przez co poznaje tajniki alchemii i, przeżywając wiele przygód, wkrótce odkrywa prawdę o swoim domu.
Skoro już przy ładnych graficznie seriach jesteśmy, muszę wspomnieć o Atelier Ryza. Czekałem na tę adaptację od w sumie dawna, bo znam ją z cyklu gier jRPG. Nawet nie chodzi o to, że w nie grałem, bo tak nie było, ale widziałem sporo grafik koncepcyjnych i wyglądały cudnie. Przed premierą adaptacji zapowiadano, że tak jak gra zauroczyła ładną grafiką, tutaj również będzie na czym zawiesić oko. Dopięli swego, przyznaję. Nie chodzi tutaj o skąpe chwilami stroje bohaterek z odpowiednim położeniem kamery, ale cały bajkowy i niezwykle urokliwy świat, bogate i pełne szczegółów stroje czy bronie i potwory. Sam motyw przygody jest również tutaj ładnie przedstawiony, nawet jeśli są to jakieś pierwsze kroki z wielu stojących przed bohaterami. Seria chyba nie spotkała się z wielką aprobatą z uwagi właśnie na ten jakby początek historii, który może nigdy nie doczekać się zakończenia i fakt, że sama gra też nigdy nie była uważana za coś niesamowitego pod względem fabularnym. Niemniej polecam spróbować, bo może was zauroczyć graficznie i przestaniecie się aż tak czepiać na całą resztę.
Zom 100: Bucket List of the Dead
Opis: W wypełnionym śmieciami mieszkaniu 24-letni Akira Tendou ogląda swoimi pozbawionymi życia oczami film o zombie. Po trzech ciężkich latach spędzonych w wyzyskującej go japońskiej korporacji stał się wrakiem człowieka. Nie potrafi nawet zebrać się na odwagę, by wyznać miłość swojej pięknej koleżance z pracy Ootori. Pewnego ranka natyka się na swojego właściciela jedzącego śniadanie, którym okazuje się być inny lokator! Całe miasto roi się aż od zombie, a Akira, mimo że ucieka w obawie o swoje życie, to nigdy nie czuł się bardziej żywy! A oto 100 rzeczy do zrobienia, zanim zostanie zombie!
Czas w końcu na jakieś adaptacje mang z naszego ryneczku. Lecimy z tytułem wydawanym u nas przez Studio JG, który się bardzo mocno rozpanoszył. Śmieję się tutaj trochę, ale faktem pozostaje, że jest niezwykle często oglądany czy tam wybierany przez fanów. Z uwagi na problemy przy produkcji (czy tam covidy i tego typu sprawy), ciągle nie został dokończony. 25. grudnia mają zostać wyemitowane ostatnie odcinki. Adaptacja to niezwykle udana, którą fanom mangi w sumie nie ma co nawet rekomendować. Całej reszcie — pamiętajcie, tyranka w korpo jest gorsza od ataku zombie i to wie nasz bohater. Seria trochę przypomina Highschool of the Dead, bo też są zombiaki, biuściaste dziewczyny i jakiś taki lekki brak realizmu mieszający się z taką niby analizą sytuacji przez bohaterów. Mnie się podoba, ale nie każdemu to podejdzie i część osób odpada po kilku odcinkach z różnych powodów.
Rurouni Kenshin: Meiji Kenkaku Romantan (2023)
Opis: Schyłek XIX wieku to dla Japonii czas wielkich zmian: początek industrializacji, kraj został zmuszony do otwarcia się na Zachód. Zmiany nie ominęły też sfery kultury: samuraj – symbol Japonii – został pozbawiony niemal wszystkich przywilejów. W takich warunkach rozpoczyna się barwna opowieść o przygodach ronina (wojownika bez pana), którego ciągle nawiedzają upiory przeszłości. Do Tokio przybywa Himura Kenshin – ubogi wędrowiec, który na lewym policzku ma szramę w kształcie krzyża – jedyny ślad przeszłości. Trudno uwierzyć, że ten mężczyzna o twarzy niewinnego nastolatka może okazać się bezwzględnym mordercą, który przed laty wywoływał przerażenie w całym kraju…
Rurouni Kenshin powraca po raz kolejny, czyli najnowsza adaptacja mangi Nobuhiro Watsuki, którą przed laty wydawał Egmont. Chciałbym, by ktoś od nowa zaczął, ale z pewnych powodów jest to mało prawdopodobne. Pamiętam, że z mieszanymi uczuciami się biłem, gdy zapowiedziano tę odsłonę, ponieważ zaczynanie wszystkiego po raz kolejny wydaje się niepotrzebne. Ostatecznie oceniam ją dobrze, ponieważ została wykonana solidnie. Porównując ją do pierwszej adaptacji, wygląda nieco poważniej, ale też jest ten lekko komediowy styl. To jednak nie poziom mroku OAV dziejącego się chronologicznie przed serialem. Fanom rekomendować nie trzeba, tym co adaptację ze względu na grafikę odrzucili, można wręcz polecić i całej reszcie zainteresowanych pozycjami z samurajami, bo Kenshin to chyba najlepszy lub jeden z najlepszych jej przedstawicieli.
My Happy Marriage
Opis: Miyo pochodzi ze szlacheckiej rodziny Saimori, która znana jest z tego, że jej członkowie posiadają nadnaturalne umiejętności. Sama bohaterka jednak żadnej nie ma, przez co jest poniżana i upokarzana przez swoją macochę oraz przyrodnią siostrę. W wieku 19 lat zostaje wydana za mąż za Kiyoka Kudou, dowódcę wojskowego ponoć tak bezdusznego i okrutnego, że wszystkie jego poprzednie wybranki uciekały od niego po zaledwie trzech dniach od zaręczyn. Nie mając dokąd uciec, Miyo postanawia pogodzić się z losem, ale po czasie okazuje się, że Kiyoka nie jest aż takim potworem, jak mówią…
Czas na coś nietypowego, czyli pozycja, której nie podejrzewałem o tak wysoki poziom. Połączenie historii kopciuszka z filmem „Incepcja” i walkami z demonami przy użyciu mocy opartych na telekinezie? Jakby to górnolotnie i nieco naciąganie nie brzmiało, w tym stwierdzeniu jest sporo prawdy. Nietypowa perełka, która odcinka na odcinek dodaje nowe elementy, bo w końcowym rozrachunku zaskakiwać do właściwie samego końca widza nowymi elementami świata przedstawionego. Zapowiedziano OAV i kolejny sezon, na który naprawdę mocno czekam. Świetna pozycja, którą rekomenduję i to mocno.
Fate/strange Fake: Whispers of Dawn
Opis: W Wojnie Świętego Graala, Magowie (Mistrzowie) i ich Heroiczne Duchy (Słudzy) walczą o kontrolę nad Świętym Graalem — nieomylnym urządzeniem spełniającym życzenia. Minęło wiele lat od zakończenia Piątej Wojny Świętego Graala w Japonii. Teraz znaki wskazują na pojawienie się nowego Świętego Graala w zachodnim amerykańskim mieście Snowfield. Jak się okazuje, Mistrzowie i Słudzy zaczynają się gromadzić … Brakująca klasa Sługi … Niemożliwe przywoływanie Sług … Kraj zasłonięty tajemnicą … I miasto stworzone jako pole bitwy. W obliczu takich nieprawidłowości Wojna Świętego Graala jest zakrzywiona i wciągana w głębię szaleństwa. Niech kurtyna wzniesie się na maskaradę ludzi i bohaterów, którzy zostali wystawieni na scenę fałszywego Świętego Graala.
Na koniec coś nietypowego, czyli OAV/Pilot lub alternatywna wersja kolejnej odsłony z niezwykle popularnego i przeze mnie lubianego uniwersum Fate. Wprawdzie może nieco trudno ocenić ją na podstawie czegoś tak mało rozbudowanego, ale jak zwykle wciąga bohaterami, możliwymi konfliktami i zawiłościami w połączeniach sługa-mistrz. Tym razem wszystkiemu towarzyszy masę nieprawidłowości. Długie nie jest, więc warto sprawdzić i wyczekiwać właściwej adaptacji w przyszłości.
To tyle, moi drodzy, więcej nie oglądałem. Wprawdzie jeszcze myślałem sprawdzić sobie dla przykładu Liar Liar lub Reborn as a Vending Machine, I Now Wander the Dungeon (poważnie, jakiego typu żartem było powstanie tego tytułu, a potem jego adaptacji?), ale ostatecznie odpuściłem. Jak już wspominałem na wstępie, bardziej się skupiam na oglądaniu pozycji z nośników – to jest takie przy okazji, że tak ujmę. Parę serii celowo pominąłem, bo i tak je sobie nabędę, więc nie widziałem w tym sensu. Aha, było jeszcze Edens Zero, ale zaczęło się już wiosną, więc nie dublowałem. Moim skromnym zdaniem był to naprawdę niezły sezon. Parę tutaj naprawdę dobrych serii, a inne przynajmniej przyjemnie się oglądało. Dodatkowo z tych celowo pominiętych były murowane hity, więc tym bardziej uznaję go za niezwykle udany. Życzymy sobie, by każdy przynajmniej taki był. To tyle na dzisiaj, miłego.
[KICKSTARTER] Macross II: Lovers Again Alus Edition
Ruszamy z najnowszym wpisem, moi drodzy. Dzisiaj coś nietypowego, ale zarazem zapowiadanego od dosyć dawna. Szczegóły poznacie w głównej części tego wpisu. Miał się swoją drogą pojawić przed nim taki „zwykłego typu”, ale nagle dopadła mnie jednodniowa choroba, która mnie całkiem osłabiła. Jedyny pozytyw tego taki, że jak leżałem całkiem wyczerpany, oglądałem sobie anime i nadgoniłem trochę. Uroki tego typu stanu, że tak ujmę. Czas na stałe elementy. W piątek dotarła do mnie wyczekiwana paczuszka i jest wszystko cudowne. Tym samym dotarło do mnie już wszystko z tematów wysłanych, ale gdzie tam w drodze. Niemniej czekam na ostatnią i jedyną paczkę z wyprzedaży Anime Ltd oraz ostatnią z United Publications, bo sklep zamyka się na animację japońską z końcem tego tygodnia. Już wiem, że będzie mi ich brakowało. Czas na zapowiedzi. Crunchyroll uruchomił pre-ordery na: RWBY: Ice Queendom – The Complete Season (BD), The Legendary Hero Is Dead! – The Complete Season (BD), One Piece – Season 13 Voyage 6 (BD/DVD), Suzume – Limited Edition (BD/DVD). Natomiast w UK Crunchyroll wyda: Handyman Saitou in Another World – The Complete Season (BD), Spy x Family Part 2 Limited Edition (BD/DVD), Revenger – The Complete Season (BD), Suzume – Limited Edition (BD/DVD) i Suzume Steelbook (BD). Tak, moi drodzy, Suzume w końcu dostępne poza Japonią. Wygląda naprawdę ładnie, ale trochę mnie zdziwiło, że nie wyda tego Anime Ltd. Niemniej wydania całkiem przyjemne, gdyby nie fakt braku soundtracku na CD lub wersji UHD. Zastanawiam się trochę czy pojawi się później? Wydaje się to wręcz konieczne, ale zobaczymy, co tam wymyślą. Cieszy mnie pojawienie się wersji limitowanej Spy x Family w UK, bo dzięki temu nie będę jej musiał ściągać z USA. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest KS dla wydania Macross II: Lovers Again w edycji „Alus Edition”. Tak, w końcu się rozpoczęła kolejna akcja AnimEigo, które znamy z remasterów na przykład Bubblegum Crisis czy Megazone 23, i tym razem dotyczy tego nieślubne dziecka w formie serii OAV z 1992 roku. Tak, moi drodzy, w końcu rusza ta akcja. Napisałem tak, ponieważ była przekładana chyba ze dwa lub trzy razy, jeśli chodzi o termin. Jednocześnie jest to pierwszy Macross, który trafia w pewnym sensie do sprzedaży, bo mimo zapowiedzi tej produkcji przez wielu (innych odsłon z uniwersum), do nawet jednej nie uruchomiono pre-orderu (pomijam tutaj Robotech, oczywiście). Może najpierw co to jest, czyli trochę o fabule, i czemu nieślubne. Kilkadziesiąt lat po wielkiej bitwie, która zakończyła wojnę z Zentradi, Ziemia – zamieszkana teraz przez obie rasy – może cieszyć się pokojem. Wprawdzie od czasu do czasu zagrażają jej zabłąkane oddziały Zentradi, którzy nie słyszeli jeszcze o kulturze i pozostali przy dawnym trybie życie, ale siły zbrojne radzą sobie z nimi bez większych problemów. Wystarczy aktywować system obronny „Atak Minmay”, potraktować wroga najnowszym przebojem, powodując dezorientację i chaos w jego szeregach, a następnie rozbić nieprzyjacielskie jednostki w pył i proch. Tak mówi oficjalna propaganda, ale niektórzy – jak siedemnastoletnia Silvie Gena, as wojskowego lotnictwa, obawiają się, że pewnego dnia to nie wystarczy. Ich czarne przewidywania potwierdzają się, gdy Ziemię atakuje armia zupełnie inna niż dotychczas, całkowicie odporna na siłę ziemskiej muzyki. Wojownicza rasa Marduk także wykorzystuje muzykę – jeden tylko jej rodzaj, pozwalający na kontrolowanie podległych im wojowników Zentradi. Jednakże w ogólnym chaosie relacjonujący przebieg starcia młodziutki reporter, Hibiki Kanzaki, „ratuje” z pokładu jednego z wrażych statków dziewczynę… Nie wiedząc, że Ishtar, bo takie imię nosi, jest jednym z „emulatorów” – kapłanek śpiewem kontrolujących żołnierzy. Co będzie jednak, gdy Ishtar pozna piękno ziemskiej kultury – i ziemskich piosenek? Macross II: Lovers Again było prawdopodobnie jednym z najbardziej wyczekiwanych sequeli w dziejach anime. Ostatecznie jednak udziału w tym projekcie odmówił zarówno główny twórca oryginalnego Macrossa, Shouji Kawamori, jak i Studio Nue. Produkcja jednak ruszyła – finansujące oryginalną serię i film Big West miało odpowiednie prawa, by na własną rękę zlecić stworzenie nowej OAV studiu AIC. Debiutująca jednocześnie w Japonii i USA seria sprzedała się dobrze (nieco później wypuszczono też „Movie Edition” – posklejaną wersję, z wyciętymi czołówkami i napisami końcowymi, za to z zostawionymi tytułami odcinków)(tanuki.pl). Problem tej serii była ogólnie rzecz ujmując pewna doza wtórności pewnych faktów znanych z serialu — które już nie do końca oczarowały fanów, ładna grafika, ale nie była jakaś powalająca i jej burzliwa historia powstańcza. Macross II: Lovers Again w chwili powstania miał być jak najbardziej oficjalnym sequelem słynnego anime, chociaż stanowił raczej kontynuację wersji świata pokazanej w filmie, niż tej z serii telewizyjnej. Ostatecznie Studio Nue przeforsowało usunięcie tej części z oficjalnej chronologii uniwersum Macrossa – jak przypuszczam, głównie dlatego, że ostatecznie zdecydowano się na inną, dającą większe możliwości fabularne wizję rozwoju Ziemi i ludzkości (patrz Macross 7). Czy jest to słaba pozycja? Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że została niesłusznie zapomniana i porzucona, a naprawdę dobrze sobie radzi. Dodatkowo czuć od niej klimat końca lat osiemdziesiątych lub początku lat dziewięćdziesiątych, czyli dosyć często nazywanego najlepszym dla animacji japońskiej. Wprawdzie rozwiązania fabularne bywają przewidywalne, ale w sumie dosyć podobnie jest w innych odsłonach uniwersum, więc, o co te narzekania. Po latach doczekała się remasteringu na płytach Blu-ray, który był wykonany naprawdę dobrze, a teraz pojawia się w formie akcji KC. Pod względem opakowania czy samego prowadzenia akcji na KS, mamy tutaj solidny standard. Płyty nie będą miały blokady regionu, jest możliwość nabycia edycji premium, czyli w twardym opakowaniu z książeczką (aktualnie celują w siedemdziesiąt stron) oraz naszywką. Z powodu wyjścia UK z EU, przesyłka jest obciążona podatkiem, więc wychodzi nieco drożej niż zazwyczaj, ale ciągle dojdzie do nas szybko, bo wszystko jest opłacone od razu. Znając poprzednie akcje, nie spodziewam się wielkich opóźnień, bo tam ich nie uświadczyliśmy. W poprzednich również po zakończeniu można było nabywać edycje na oficjalnej stronie, więc tutaj pewnie nie będzie inaczej. Wśród osiągnięć mamy dodatkowo nowe grafiki od Mikimoto Haruhiko, które trafia na opakowanie. Ciekawostką jest możliwe pojawienie się wersji UHD, jeśli odpowiednia liczba osób wyrazi chęć zdobycia takowej wersji. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, ale jestem nim niezwykle uradowany. Niemniej szansa na to jest, ale nie jest też to jakaś prosta sprawa, jeśli dobrze rozumiem. Musi się zgłosić 1000 chętnych. Z jednej strony aktualnie więcej już to sponsoruje, ale czy wszyscy będą chcieli wersję na 4K? Trudno powiedzieć. Czas pokaże, jak to mawiają.