[ANIME BD] Evangelion: 1.11 You Are [Not] Alone

Czas na najnowszy wpis, moi drodzy. Z góry przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wczoraj wykorzystać pogodę na ostatnie porządki. Udało się, więc wracam do was i mojego miejsca z wypocinami, że tak to ujmę. Musiałem też wczoraj trochę zaktualizować parę sekcji, więc to nie tak, że sobie folgowałem na całego. W każdym razie lecimy ze stałymi elementami. Nic do mnie dotarło od ostatniego razu i o dziwo, na razie tak zostanie, bo paczki mi wstrzymują z opóźnień mi nieznanych i nie wiem, kiedy rusza. Jedna paczka z UK tylko ma zostać wysłana pod koniec tygodnia czy tam października, bo na jedno wychodzi. Są tam ostatnie importowane z RS dla mnie przedmioty. Czas na nowinki. Discotec podczas ostatniego streamu zapowiedział (na razie bez dat premier, bo to potwierdzone licencje, które już są powoli kodowane itd.) następujących serii: Lovely Complex (BD), (BD), Magical Girl Lyrical Nanoha TV series 1 (BD), Hand Maid May (BD), Dual! Parallel Trouble Adventure (SD-BD), Lupin III: Sweet Lost Night (BD), Belladonna of Sadness (UHD), Kurokami The Animation (BD), Fist of the North Star: The Legend of Kenshirô (BD), Puss ‚N Boots Travels Around The World (BD), Futakoi (BD), Chie the Brat TV series 1 (BD), Rainbow – Nisha Rokubō no Shichinin (BD) i IGPX (BD). Parę naprawdę fajnych pozycji się tutaj znalazło, gdzie Nanoha mocno mnie ucieszyła. Belladonna of Sadness co ciekawe ma mieć HDR w przeciwieństwie do wydania Anime Ltd, co ma się wiązać z lepszą jakością obrazu. Czekam. Czas na część główną.
Dzisiejszym gościem honorowym jest film „Evangelion: 1.11 You Are [Not] Alone” w edycji standardowej od Anime Gate. Tak, moi drodzy, dzisiaj padło na ten tytuł. Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że mam ten filmu w edycjach kilku, ale recenzji nawet jednej wam nie opracowałem, moi drodzy. Na początek parę ciekawostek. Po pierwsze jest to najczęściej kupowany przeze mnie film ze wszystkich anime, jakie mam. Tak, to nie żart. Ładnych parę lat temu (nawet trudno mi to policzyć, ale więcej niż dziesięć… chyba dwanaście?), postanowiłem sobie kupić jakieś pierwsze animacje na nośnikach fizycznych. Wtedy to ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem swoistą nowość, czyli dzisiaj omawiany film. Nabyłem go w tamtym czasie na płycie DVD. Jakiś czas później była edycja kolekcjonerska, którą potem sprzedałem, by po latach ponownie nabyć, o czym kiedyś wspominałem, a w międzyczasie pojawiły się inne edycje. Jeśli ktoś twierdzi, że dziesięć lat to niedługi okres czasu, to jest w cholernym błędzie, bo wystarczy spojrzeć na mój blog z kolekcją, która była składana w ciągu tylu lat. Tak, to nie żart. Więcej wspominek niebawem, bo mam zamiar wrzucić specjalny wpis, który nie miał tu nigdy miejsca, a powinien. Wróćmy do filmu. Wiem, że zdecydowana większość go zna mniej lub bardziej, ale przypomnijmy go nieco. „Evangelion: 1.0 You Are [Not] Alone” jest pierwszym z czterech filmów kinowych, które powstały pod szyldem projektu Rebuild of Evangelion. W porównaniu do serii telewizyjnej, „You Are [Not] Alone” obejmuje mniej więcej wydarzenia, które rozgrywały się w odcinkach 1­6. Czyli Shinji przybywa do Tokio 3, obserwuje walkę sił Narodów Zjednoczonych z aniołem, zostaje przywieziony przez Misato do NERV‑u, spotka swojego kochającego ojca, włazi do Evy i tak dalej – czyli spotkanie z Rei, aklimatyzacja w nowej szkole oraz uroki mieszkania pod jednym dachem z Misato. Z pewnością najciekawsze jest to, że już w tym filmie pod sam koniec pojawia się ulubieniec lwiej części żeńskiego fandomu Neon Genesis Evangelion – Kaworu Nagisa. Generalnie film, zgodnie z tytułem, koncentruje się bardzo mocno na naszym bohaterze (choć to słowo do Shinjiego pasuje jak pięść do nosa), prezentując go na tle nowego otoczenia. Świat i ludzi poznajemy jego oczami. Zmiany? Ano jakieś tam zmiany jednak są. Poza wzmiankowanym pojawieniem się Kaworu, pokręcono trochę sprawy z aniołami. Shiniji jako pierwszego widzi aniołka numer cztery, podczas gdy w starej wersji był to trzeci anioł. Jeszcze w kwestiach angelistycznych – walka z piątym aniołem została „napisana” zupełnie od nowa. Nie podejmuję się oceniać czy lepiej, czy gorzej. Pierwszą walkę Shinjiego obserwujemy na żywo (w serii telewizyjnej była ona pokazana we wspomnieniach). Zachowano ponadto większość oryginalnych seiyuu, więc fani Megumi Hayashibary mogą spać spokojnie. Praktycznie żadnym zmianom nie uległy dialogi. Podobnie rzecz się ma z większością scen oraz kluczowych wydarzeń. Na dobrą sprawę całe odcinki przeniesiono bez jakichkolwiek ingerencji – dopiero gdy na scenie pojawia się Rei i historia z nią związana, można odczuć, iż poprzednio coś chyba jednak było inaczej. Resztę zmian zauważą zapewne tylko ci, którzy znają całą serię na pamięć i potrafią z głowy opowiedzieć każdy odcinek, scena po scenie. Zmiany to także (i przede wszystkim) oprawa graficzna. Tak, moi drodzy, ci spośród was, którzy z lubością oglądają stare anime pozbawione trójwymiarowej grafiki komputerowej, mogą spokojnie skreślić nowy Evangelion z listy „must see”: CG jest tu dość mocno obecne. Uczciwie przyznajmy, że ta grafika komputerowa jest dość dobrej jakości i młodszym fanom nie powinna przeszkadzać. Projekty postaci są generalnie takie same, choć to i tamto podrasowano (może to tylko moje złudzenie, ale nowy Gendo wygląda na jeszcze bardziej szalonego niż oryginał). Sceny rozgrywające się w ciemności są wyraźniejsze. I to na dobrą sprawę znowu wszystko – jest pewien postęp, ale o rewolucji nie ma mowy. Pewnym zmianom uległa (wiem, to brzmi groźnie) ścieżka dźwiękowa. Nie ma już Zankoku na Tenshi no Thesis – zamiast tego możemy usłyszeć nowy, skądinąd udany temat Beautiful World w wykonaniu Hikaru Utady oraz nową wersję starego dobrego Fly Me to the Moon [tanuki.pl]. Pewnie część osób powyższy opis uzna za mało zachęcający lub wręcz skreślający seans. Moim zdaniem ro byłby błąd z kilku powodów. Po pierwsze to Evangelion, kapitalna seria, która dzieli i łączy fanów od zawsze i którą oglądali wszyscy. Po drugie już znamy cały rebuild i wiemy, że się skończył (oraz w jaki sposób). Należę do osób, którym końcowo się spodobała nowa wizja, mimo że wolę starą. Niemniej coś nowego w moim przekonaniu było ciekawym rozwiązaniem. Zaraz, zaraz, czyli nie lubię pierwszej części, bo prawie nic nie zmieniała? Tu dochodzimy do sedna, w którym stwierdzam, że jest świetna, bo właśnie te różnice były minimalne. Wiem, nic tu nowego prawie nie ma, ale z drugiej strony nie popsuli tej wizji. Więc jestem rozdarty trochę w tych rozważaniach, bo obie wersje (stworzenie poprawionej lub pójście w coś nowego) mi odpowiadały. W każdym razie filmy na pewno nie są skierowane do osób, które chcą pominąć serial — to inna historia, która, co ciekawe, wiąże się z serialem. Polecam oba twory i oglądanie ich według dat powstawania. Pod względem technicznym wydanie prezentuje się nad wyraz dobrze, gdy go porównujemy z polskim odpowiednikiem na DVD. Obraz jest ładny, czysty, ale barwy nie aż tak mocno nasycone. Przed laty bardzo mi się podobało, bo nie miałem porównania do czegoś innego, lepszego, że tak ujmę. To się potem zmieniło. Poruszę ten aspekt szerzej przy opisie wydania Anime Ltd. Na razie tylko napiszę, że to wydanie jest godne polecenia dla osób, które cenią sobie polskie napisy dostępne na płycie. Obydwie ścieżki językowe – oryginalna japońska i polska lektorska – zapisane zostały w systemie 5.1, trudno jednak wypowiedzieć mi się na temat wykorzystania dźwięku przestrzennego w polskim wydaniu, ponieważ standardowo oglądałem film na dwóch głośnikach. Zastrzeżenia można mieć do lektora, który nie radzi sobie z wymową niektórych japońskich nazw i imion (Ritsuko i Kensuke wymawiane tak, jak się pisze, zamiast „ritsko” i „kenske”), od czasu do czasu nie nadąża też z czytaniem skryptu. Osobiście mam zastrzeżenia do polskiej wymowy skrótowców „AT” i „LCL”, które moim zdaniem powinny być wymawiane z angielska, lektor jednak wymawia je jako „a­‑te” i „el‑ce‑el”. Wersja z napisami różni się od lektorskiej – sprawia wrażenie niedbałej, szwankuje podział linii, stosowanie kursywy, miejscami (głównie w momentach, gdy „z offu” słychać komentarze dotyczące poczynionych przygotowań do walki) tekst jest zbyt długi, więc nie można nadążyć z jego przeczytaniem. Wiele zdań sprawia wrażenie sztucznych (przykładowo „Dlaczego ja tutaj jestem?”), zdarzają się mniejsze potknięcia językowe (naprzemienne „kurcze” i „kurczę”, „mój Renault” zamiast „mój renault”), niekonsekwencja w zapisie („pole AT” i „Pole AT”, „Tokyo­‑3” i „Tokio­‑3”) oraz drobne błędy merytoryczne (np. Maya stwierdzająca, że „jest zaskoczony” czy ochrzczenie jednostki 00 mianem jednostki 02). Nie przypadła mi również do gustu rzeczownikowa odmiana słów „plug” i „plug suit”. Czas na detale techniczne.

Specyfika wydania:
Języki: japoński, polski
Dźwięk: DTS HD Master Audio 2.0 (japoński) i Dolby Digital 5.1 (polski i japoński)
Rozdzielczość: 1080p HD
Format obrazu: 16:9 (1,78:1)
Region: B
Napisy: polskie
Dyski: 1xBD

Mamy tutaj standardowe wydanie, więc nie oczekujemy niczego nietypowego i tak też jest w ostatecznym rozrachunku. Ładna okładka w pudełku typu BD-case z płytą w środku. Zapomniałbym, od wewnętrznej strony (czyli tam, gdzie jest dysk) znajdziemy minisłowniczek jakiś trudniejszych terminów dla nowych fanów. Zawsze to pewnego rodzaju miły gest, nawet jeśli niewielki.

Podgląd na płytę z filmem i słowniczek.
Podsumowanie: Czy kolejne podejście do klasycznego cyklu było potrzebne? Na to pytanie odpowiedzi i zażartych dyskusji będzie pewnie prawie tyle samo, co o wielopoziomowym analizowaniu klasycznego serialu. Po tych kilkunastu latach cykl został finalnie i nareszcie zakończony. Na niektóre z części naprawdę długo się czekało, a już szczególnie na finał tej opowieści. Wynik końcowy był w moim przekonaniu satysfakcjonujący, dlatego już teraz z pełną mocą polecam. Postaram się w jakiejś tam niekoniecznie odległej przyszłości opisać wam resztę części tej historii. Dzisiaj omawiana edycja jest niezwykle trudna do zdobycia i tylko z drugiej ręki, która często słono sobie za nią liczy. Pozostają edycje zagraniczne (bo na pakiet kompletny na razie chyba nie ma co liczyć). To tyle na dzisiaj, miłego.

Dodaj komentarz